.

Lakiery do paznokci One! Colour Pro 138, 588 i 337.

30 sierpnia 2014

Hej Rybki :*
Dziś przychodzę do Was z postem, nad którym dość mocno się zastanawiałam. Niemniej jednak z umowy wywiązać się muszę, więc post tak czy siak musiał się pojawić. Lakiery, które dzisiaj zaprezentuję zbierają różne opinie. Zarówno te lepsze, jak i gorsze. Ja lakiery postaram się opisać tak, jak ja to widzę i jak spisały się u mnie. Każdy z nich jest bardzo podobny, więc stwierdziłam, że nie ma się co rozdrabniać na trzy posty. Wszystko postaram się umieścić tutaj. Miodu oczywiście nie będzie..
Buteleczki prezentują się całkiem fajnie. Szklane, podłużne ze srebrnymi napisami. Jedyne co bym tu pominęła to nalepkę z logo, która minimalnie psuje design. Niemniej można ją śmiało odkleić. Jak przyszły do mnie te maluszki, byłam bardzo zaciekawiona. Na pierwszy rzut oka bardzo mi się spodobały. Wszystkie lakiery z tej serii wyglądają identycznie, różnią się tylko kolorem. Napisy po pewnym czasie minimalnie się ścierają. Ale to nie kwestia wyglądu jest tu najważniejsza..
Pędzelek w każdym przypadku jest taki sam. Równo ścięty, dość spory, lekko spłaszczony. Pozwala na równomierne rozłożenie lakieru na płytce. Nie rozlewa go na skórki, jest wygodny w użytkowaniu. Nawet ja, osoba z obecnie krótką płytką dała sobie radę. Więc myślę, że nie ma się co przyczepić.
Kolor 138 to matowa czerwień, z lekką nutą bordo. Kryje już przy drugiej warstwie. Schnie dość szybko, nie smuży, nie bąbluje. Trzyma się do max. dwóch dni po czym ściera się na końcówkach. Jest chyba najlepszy pod względem właściwości z całej trójki.. Kolor 588 to mocny, neonowy, aczkolwiek matowy pomarańcz. Kryje przy trzech cienkich warstwach. Schnie całkiem przyzwoicie. Jednak trwałość pozostawia wiele do życzenia. Na drugi dzień po pomalowaniu zaczyna odpryskiwać... Liczyłam na lepszą trwałość, tym bardziej, że kolor mocno mi się spodobał i jest bardzo widoczny. Ma jednak tendencję do lekkiego odbarwiania płytki i skórek. Kolor 337 to już całkowita porażka. W buteleczce piękny, wręcz idealny nudziak. Jednak w praktyce nawet nie sprawdzałam przy ilu warstwach kryje całkowicie. Wymiękłam przy czwartej... I tak krycie było bardzo słabe. Nie tego oczekiwałam. Ale myślałam, że po dwóch warstwach go zostawię, bo fajnie rozbielał paznokcie i nadawał im mleczny, delikatny kolor. Jednak na drugi dzień odpryskiwał płatami... Żaden z tych lakierów nie przypadł mi do gustu. Liczyłam na więcej...
Dostępność/Cena:
138, 588, 337 / 6,90 zł
Miałyście? Polecacie inne kolory?

Maseczka pod oczy w postaci płatków z krwią smoka?

27 sierpnia 2014

Hej Misie :*
Dziś przychodzę do Was z kolejną recenzją. Tym razem na tapetę idą płatki pod oczy z 'krwią smoka'. Brzmi dziwnie? Sama byłam lekko zdziwiona, gdy otrzymałam ją na spotkaniu blogerek. Myślę sobie, krew smoka, ciekawe co to będzie... Jednak płatki od razu powędrowały do mojej mamy, która już na drugi dzień po moim powrocie postanowiła je użyć. A jak się mają obietnice producenta do rzeczywistości? Zapraszam dalej..
Rodial Dragon's Blood Eye Mask, to odżywcza maska pod oczy w postaci płatków z wyciągiem ze "smoczej krwi" tj. żywicą leczniczego drzewa Croton Lechleri. Łącząc zaawansowaną bio-celulozową technologię z unikalnym kompleksem ze smoczej krwi, płatki działają intensywnie nawilżająco i nawadniająco na delikatny obszar skóry w okół oczu. Staje się ona głęboko odżywiona i odświeżona. Ekstrakt z arniki pomaga w redukcji opuchlizny występującej pod oczami oraz rozjaśnia koloryt skóry - to wszystko dla uzyskania natychmiastowego efektu wypoczętego, odmłodzonego spojrzenia. Kwas hialuronowy zapewnia skórze odpowiednią jędrność oraz przywraca jej utracone napięcie.
Działanie:
- dzięki zawartości kwasu hialuronowego, maska głęboko nawilża i nawadnia delikatny obszar w okół oczu
- arnika zawarta w składzie płatków działa odświeżająco, chłodząco i regenerująco, niwelując ciemne sińce oraz opuchliznę występującą w okół oczu
- aktywna mieszanka składników działa mocno regenerująco, przywracając skórze odpowiednie napięcie i jędrność
- skóra w okół oczu staje się odżywiona i rozjaśniona, dla uzyskania efektu wizualnego odmłodzenia i zrelaksowania skóry

Płatki zanurzone są w saszetce z płynem. Gdy mama je wyciągnęła, minimalnie sączył się z nich jeszcze płyn. Po chwili odczekania jednak nic już się nie działo i śmiało można było nakładać płatki. Trzymają się bardzo dobrze, nic z nich nie wypływa, są wygodne w noszeniu. Po jednorazowym użyciu tego typu płatków zazwyczaj ciężko jest cokolwiek o nich powiedzieć. Jednak tutaj muszę przyznać, że byłam bardzo zaskoczona. Płatki należy nałożyć pod oczy na 20-30 minut po czym zdjąć je, a resztki płynu zmyć. Mama była bardzo ciekawa działania i z niecierpliwością odczekała te pół godziny. Po zmyciu pozostałości skóra pod oczami była lekko naprężona, wydała się bardziej delikatna. Co do cieni pod oczami i opuchlizny, to efekt był bardzo słaby. Cienie jak były tak są, choć minimalnie zmniejszone. Opuchlizna była trochę mniej widoczna. Jednak za taką cenę spodziewałyśmy się z mamą czegoś zupełnie innego. W cuda oczywiście nie wierzę, no ale...
Nie ukrywam, płatki są w porządku, jednak nie za taką cenę. Gdyby była ona niższa, to mogłabym je polecić. Jednak w tym wypadku oczekiwałyśmy z mamą czegoś lepszego.
Dostępność/Cena:
Klik/ 159zł 8szt.

Miałyście do czynienia z tymi płatkami? A może polecacie jakieś inne ciekawe tego typu kosmetyki?

Odżywka do paznokci Eveline 8w1. Kontrowersja po raz kolejny...

26 sierpnia 2014

Hej Misie ;*
Dzisiaj przychodzę do Was z postem dość kontrowersyjnym. Jakiś czas temu pisałam o odżywce Eveline, jednak post został skasowany. Dlaczego? Wtedy po odstawieniu kuracji po około miesiącu paznokcie były w stanie idealnym. Postanowiłam więc napisać recenzję. Jak tylko post się pojawił, moje paznokcie się zbuntowały. Ale w jaki sposób? O tym dalej.
Rewolucyjna i unikalna formuła z aktywnym kompleksem Strong Nail (tytan i diament) wnika w strukturę płytki, dzięki czemu skutecznie ją regeneruje i odbudowuje. Uszczelnia, maksymalnie utwardza oraz pobudza wzrost płytki paznokciowej. Uelastycznia ją, zwiększając odporność na uszkodzenia mechaniczne. Zabezpiecza przed pękaniem, łamaniem i rozdwajaniem. Sprawia, że zniszczone, matowe paznokcie odzyskują gładką powierzchnię i lśniący połysk. Już po 10 dniach kuracji znikną wszelkie problemy, a Ty będziesz się cieszyć pięknymi i zadbanymi paznokciami. Uwaga: Zawiera 2% formaldehydu. Przed użyciem należy zabezpieczyć skórki oliwką lub kremem, a przed rozpoczęciem kuracji wykonać próbę uczuleniową (przetestować w ciągu 2-3 dni, w przypadku reakcji alergicznej, pieczenia lub bólu przerwać kurację).  Źródło
Odżywkę dostajemy w dość solidnej buteleczce, która dodatkowo zamknięta jest w kartoniku. Dołączona jest także ulotka. Kartonik sam w sobie nie przekonał mnie i gdyby nie opinie, nie wiem czy bym na niego zwróciła uwagę. Natomiast buteleczka prezentuje się już bardziej profesjonalnie. Mimo to, napisy lekko się ścierają. Pędzelek jest prosto ścięty, rozmiarowo też jest w porządku. Pokrywa dokładnie całą płytkę paznokcia, nie rozlewa odżywki na skórki. Nie mam się do czego tutaj przyczepić. Musicie jednak uważać, gdyż odżywka nie każdemu pomoże, a może wręcz zaszkodzić. Zawiera bowiem ona formaldehyd, który jest mocno szkodliwy. Jeśli coś będzie się Wam działo, natychmiast musicie ją odstawić. Ale najważniejsze jest działanie.
Odżywkę należy stosować z tego co pamiętam ok. 6 tygodni. Przez cztery dni dokładamy codziennie nową warstwę, po czym zmywamy i zaczynamy od nowa. Czasem ciężko było mi zapamiętać, który to dzień i czy nie należy już jej zmywać. Odżywka dawała piękny, mleczny kolor. Paznokcie dzięki temu wyglądały bardzo estetycznie i schludnie. Przez cały okres kuracji paznokcie rosły mi bardzo mocne, nie rozdwajały się, nie łamały. Byłam z tego faktu mocno zadowolona, ponieważ nigdy nie mogłam ich zapuścić. Po skończeniu kuracji, odżywki używałam już tylko jako bazy pod lakier kolorowy dla podtrzymania efektu. Przez miesiąc po skończeniu faktycznie wszystko było w porządku. Potem połamał mi się pierwszy paznokieć. Szkoda mi ich było, więc ten jeden zapuszczałam bardzo sumiennie by znów dorównał reszcie. Po jakimś czasie łamały się kolejne. Tak doszło do tego, że przy czwartym złamanym, musiałam skrócić wszystkie. Jak widać, podczas kuracji wszystko było w porządku, natomiast potem było już tylko gorzej... Paznokcie znów mi się rozdwajają, łamią i są słabe. Szkoda, bo pokładałam w niej wielkie nadzieje...
Skład:
Butyl Acetate, Ethyl Acetate, Nirtocellulose, Phthalic Anhydride / Trimellitic Anhydride / Glycols Copolymer, Acetyl Tributyl Citrate, Isopropyl Alcohol, Aqua, Fomaldehyde (2%), Acetyl Triethyl Citrate, Stearalkonium Hectorite, Adipic Acid / Fumaric Acid / Phthalic Acid/ Tricyclodecane Dimethanol Copolymer, CI77891, N-Butyl Alcohol, Citric Acid, Diamond Powder.

Dostępność/Cena:
Rossmann / ok. 11 zł

Piaskowy Lakier One Colour. Biały, śnieżny puch na paznokciach?

22 sierpnia 2014

Hej :*
Tak jak obiecałam, wracam do rzeczywistości. Mam dla Was mnóstwo recenzji ciekawych i nieco mniej produktów. Ale o bublach też trzeba pisać, coby Was przestrzec :P Dzisiejszy bohater mocno zawrócił mi w głowie gdy zobaczyłam go na stronie. Biały piasek przypominający nieco puchową warstwę śniegu. Do zimy co prawda daleko, ale zauroczył mnie bardzo. Ale czy nasza miłość przetrwała próbę czasu? O tym dalej :)
Lakier otrzymujemy w nieco spłaszczonej, kanciastej buteleczce. Całość zawiera aż 10 ml więc całkiem sporo. Design jest prosty, nie przesadzony. Srebrne napisy fajnie komponują się z bielą samego lakieru. Z czasem napisy mogą się lekko ścierać. Nakrętka pozwala na szczelne domknięcie lakieru i do tej pory nic się z nią nie dzieje. Mi osobiście całość bardzo się podoba. Bardzo łatwo jest mi znaleźć ten lakier w moich zbiorach, bo nieco się wyróżnia.
Pędzelek ma być maxi, a przynajmniej tak zapewnia nas producent. Jak dla mnie jest on minimalnie większy niż standardowo, więc z tym maxi to trochę nad wyraz.. Jest prosto ścięty, zaokrąglony. Spodziewałam się bardziej spłaszczonego i szerszego pędzelka. Niemniej jednak tym też całkiem fajnie się maluje. Pokrywa płytkę bezproblemowo, nie rozlewa lakieru na skórki. Malowało mi się nim bardzo wygodnie. Ja należę do tych osób, które bardzo łatwo zalewają sobie skórki, ale ze względu na dość małą płytkę. Tutaj ten problem wyjątkowo mnie ominął, za co jestem wdzięczna ^^
Ale najważniejsze w tym wszystkim są właściwości samego lakieru. Krycie takie jak na zdjęciu i jednocześnie w sam raz, otrzymamy już po dwóch nieco grubszych warstwach lakieru. Schnięcie jest przyzwoite. Nie musimy czekać wieczności, ale też nie jest to jakieś ekspresowe wysychanie. Wszystko w granicach normy. Wykończenie jest piaskowe, ale nie uciążliwe. Nie haczy, nie robi zadziorów. Takie piaski właśnie lubię. Ale najważniejsza jest trwałość. I tutaj następuje zgrzyt. Już na drugi dzień po pomalowaniu pojawiły się odpryski. Spodziewałam się czegoś więcej, naprawdę.. Tym bardziej, że zauroczył mnie bardzo efekt jaki daje, czyli lekki puch, śnieg. Top nie wchodzi w grę, bo zepsuje cały efekt. Na jakieś imprezy może być fajny. Ale na dłużej się nie nadaje. A szkoda :(
Dostępność/Cena:
Klik / 9,90 zł

Nie ukrywam, że za tą cenę liczyłam na odrobinę więcej. Tym bardziej, że jest mnóstwo lakierów nawet tańszych z lepszą trwałością... A Wy, miałyście do czynienia z lakierami Allepaznokcie? Jak u Was z trwałością? (Może to wina tego konkretnego koloru piasku?)

Spotkanie blogerek lubuskich. Część druga, czyli prezenty.

21 sierpnia 2014

Hej Misie :*
Przedwczoraj mogliście obejrzeć fotorelację ze spotkania lubuskich blogerek, w którym miałam okazję uczestniczyć w sobotę. Dziś przychodzę do Was z drugą częścią, czyli z tym co przywiozłam. Na spotkanie cały czas jechałam z przekonaniem, że nie przywiozę nic bo jadę tylko posiedzieć i porozmawiać przy kawie. Zresztą tak jak reszta dziewczyn, żyłam w nieświadomości. Niemniej nasze wspaniałe organizatorki postanowiły zrobić nam niespodziankę w postaci miłych prezentów. Trochę tego się uzbierało, sami zobaczcie:
http://www.apiscosmetics.pl/ http://www.dax.com.pl/  http://www.bioxsine.com/pl/http://www.pilomax.pl/
http://pl.dermaglin.pl/http://www.e-fiore.pl/http://www.sensique.pl/ http://www.lemaxkosmetyki.pl/
http://www.forte-sweden.com/http://www.rani-art.pl/ http://pell.pl/ http://eterno.pl/
 Lokal:
 http://bella-toscana.pl/
Oczywiście nie wszystko z tego zostało u mnie. Część rozdałam, część też powędruje do Was. A co do tego uroczego kotka (jest z masy cukrowej) to zostawiłam go chwilę na podłodze, bo szykowałam sobie tło do zdjęć.. Po chwili wróciłam i zauważyłam, że mój pies się za niego zabiera... Łakomczuch z niego :P Dziękuję jeszcze raz za świetne spotkanie i tak ogromną niespodziankę. Mam nadzieję, że niedługo znów uda nam się spotkać ;) Do następnego! :)

Spotkanie lubuskich blogerek w Gorzowie Wielkopolskim. Fotorelacja.

19 sierpnia 2014

Hej :*
Wyniki ogłoszone, więc można wracać do rzeczywistości :) Jak wiecie, w sobotę wybrałam się do Gorzowa Wielkopolskiego. Odbyło się tam kolejne spotkanie blogerek. Podróż zajęła mi trochę czasu, jednak było warto. Wyjechałam o godzinie 9, by o 13:30 być na miejscu. W międzyczasie miałam przesiadkę co wiązało się z godzinnym postojem w Zielonej Górze. Od razu uprzedzam pytania, hejty i tym podobne. Spotkanie miało być tylko przy kawie, bez żadnych upominków. Z takim też zamiarem jechałam. A to, że dziewczyny sprawiły nam ogromną niespodziankę (i przy okazji cały czas do samego spotkania nas okłamywały :P) to już inna bajka. Dopiero po godzinie rozmów wręczyły nam niespodzianki. Tak, jechałam tylko na kawę, tyle kilometrów :) Już w lutym byłam na jednym spotkaniu i gdy poznałam dziewczyny, wiedziałam że teraz też muszę tam być. Są bardzo sympatyczne i wbrew pozorom temat kosmetyków został zrzucony na drugi plan. Tematy do rozmów były przeróżne i mimo, że widziałyśmy się drugi raz, miałam wrażenie, że znam dziewczyny dobrych kilka lat...
Gdy dojechałam na miejsce, na dworcu czekała już na mnie Marzena. Ucieszyłam się, że mnie odbierze, bo sama raczej bym nie trafiła na miejsce. Dodatkowo połączenie miałam takie, że albo czekała bym w Gorzowie prawie trzy godziny na spotkanie, albo spóźniła bym się pół godziny. Wolałam drugą opcję, gdyż Gorzowa nie znam i bałabym się gdziekolwiek sama poruszać żeby się nie zgubić. Mistrzem orientacji w terenie nie jestem ^^ Ale moje spóźnienie całe szczęście nie było duże bo pociąg przyjechał planowo.
Po drodze Marzena uprzedziła mnie, że na spotkaniu pojawiła się Pani z portalu egorzowska.pl , która przeprowadza wywiady by co nieco o nas napisać. Jednak jak przyszłam, to już jej nie było. Niemniej jednak miło, że ktoś się nami zainteresował. Na spotkaniu również miała pojawić się przedstawicielka firmy Soraya, której niestety nie udało się dotrzeć. Jednak przeprosiła i obiecała przesłać do każdej to, co miała nam przekazać na spotkaniu.
 Dziewczyny wykazały się niesamowitą organizacją. Restauracja Bella Toscana słynie z pysznych pizz, więc i my mogłyśmy tego doświadczyć. Na stole wylądowało kilka jej typów, tak by każda znalazła coś co jej posmakuje. Dodatkowo przy dopisującej pogodzie i słoneczku raczyłyśmy się pyszną wodą z cytryną, limonką i miętą. Organizacja pierwsza klasa.
Standardowo też (to już taka nasza mała tradycja) zebrałyśmy cały bagażnik jedzenia dla psów ze schroniska Gorzowskiego. Miło, że chociaż tak możemy pomóc zwierzakom. Spotkanie było jak najbardziej udane. Podróż powrotna zleciała mi bardzo szybko, choć w domu byłam dopiero o 22:30 :P Nie obyło się też bez kawy w Zielonej Górze podczas kolejnej godzinnej przerwy między pociągami. Mam nadzieję, że w końcu uda się uruchomić bezpośrednie połączenie między moim miastem a Gorzowem. Zmęczona, wręcz padnięta ale szczęśliwa, że znów mogłam się spotkać z dziewczynami, wróciłam do domu. Mam nadzieję, że niebawem znów się zobaczymy.
Organizatorki: Agnieszka, Kamila, Marzena.  Zdjęcia: Andrzej
Reszta uczestniczek: Ja, Monika, Monika, Dorota, Daria, Ola, Paulina

Wyniki rozdania z firmą forever-young.pl!

Hej Misie :*
Dawno, dawno temu, a właściwie nie tak dawno bo miesiąc temu wraz z firmą forever-young zorganizowałam rozdanie. Kilka dni temu upłynął termin zgłaszania się do niego. Do wygrania przypomnę były aż trzy zestawy, w których skład wchodzą: balsam do ciała na rozstępy, bronzer mineralny oraz pędzel do pudru. Zgłoszeń było łącznie 26 więc nie tak dużo. Przyznam się szczerze, że liczyłam na więcej. Ale nie będę Was zanudzać swoim paplaniem, tylko przechodzę do konkretów. Przedstawiam Wam zwycięskie numerki! :)
Numerki numerkami, ale pewnie jesteście ciekawi kto się pod nimi kryje? :P
Gratulacje dziewczyny! :) Już piszę do Was meile ;) Jeśli tym razem komuś nie udało się wygrać, spokojnie. Niebawem ruszam z kolejnym rozdaniem. Stay tuned!

Pilomax. Szampon i odżywka do włosów cienkich bez objętości.

17 sierpnia 2014

Hej Rybki :*
Jak Wam minął weekend? Mi wręcz fantastycznie. Wczoraj byłam na spotkaniu lubuskich blogerek w Gorzowie Wielkopolskim. Miała to być tylko zwykła kawa, bez prezentów. Z takim też przekonaniem jechałam. Wróciłam obładowana w mnóstwo kosmetyków... Dziewczyny bardzo mocno nas zaskoczyły, bo nikt się tego nie spodziewał. Ale o tym i o całym spotkaniu będzie w osobnym poście. Dziś jednak chciałam Wam przedstawić duet do włosów z Pilomaxu. Postanowiłam recenzje dodawać w ten sposób, ponieważ było tego tyle, że osobne posty by się ciągnęły i bym Was zanudziła. Zapraszam więc dalej.
Cała seria ma bardzo podobny design. Białe tuby odżywek i przezroczyste szamponów. Podczas używania nic się nie pościerało, napisy trzymają się bez zarzutów. Tuba odżywki jest dość giętka, co pozwala wydobyć kosmetyk do końca. To samo tyczy się szamponu, choć tutaj jest minimalnie gorzej. Odżywka ma dość spory otwór, co pozwala na bezproblemowe wydobycie odpowiedniej ilości produktu. Z szamponem jest jednak inaczej. Otwór jest mały, przez co gęsty szampon bardzo ciężko jest wydobyć. Apeluję o jakieś inne rozwiązanie :)
Konsystencja odżywki jest nieco treściwa, a sam zapach przyjemny. Ciężko mi go określić. Szampon zaś jest mocno gęsty i bardzo dobrze się pieni, przez co jest bardzo wydajny. Zapach tak samo jest całkiem przyjemny.
Ale najważniejsze w tym wszystkim jest działanie. Zacznę od odżywki. Producent zaleca nakładać ją na minutę, po czym zmyć. Ja osobiście nie wierzę, żeby coś w minutę miało zadziałać. Na początku spróbowałam tego sposobu i efektów nie widziałam. Potem czas trzymania wydłużałam i skracałam by znaleźć ten złoty środek. W każdym wypadku włosy miałam po niej mocno spuszone (jak w wilgotny dzień, wysokoporowatki wiedzą o co chodzi). Nie dogadała się z nimi w żaden sposób. Niestety, ale musiałam ją odstawić mimo wielu prób. Jednak każdym włosom pasuje co innego i z czerwoną odżywką z tej serii dogaduję się idealnie, ale to temat na osobny post.
Jeśli chodzi o szampon, to wyznaję zasadę, że szampon ma myć, nie wysuszać włosów i nie podrażniać skalpu. Tyle mi jest do szczęścia potrzebne jeśli mówimy tylko o szamponie. Ten jak najbardziej się sprawdził. Zmywa bezproblemowo oleje, nie powoduje podrażnienia skóry głowy i nie wysusza moich włosów. Pieni się idealnie, co daje mu dodatkowego plusa. Więcej od szamponu nie wymagam i nie oczekuję.
Co do składu muszę, ale to muszę się przyczepić... O ile nie znam się dobrze, o tyle wiem co to SLS i SLES. Na szamponie napisane jest, że nie zawiera SLS, jednak już na drugim miejscu znajdziemy SLES. Nie wiem, o co tu chodzi jednak dla mnie to jest prawie jedno i to samo. Widząc na opakowaniu taką informację, oczekuję brak jednego i drugiego. Wydaje mi się, że wprowadza to potencjalnego klienta w błąd. Ale to tylko moje zdanie.
Dostępność/Cena:
Klik / 20,50 zł za każde.

Miałyście coś z Pilomaxu? Jakie są Wasze wrażenia?

Efekt sztucznych rzęs z maskarą Lovely False Lashes?

14 sierpnia 2014

Hej Misie :*
Dziś chciałam Wam napisać o kosmetyku, który już jakiś czas temu zawładnął blogosferą. W poszukiwaniu kolejnego tuszu po zielonym Wibo Growing Lashes przeszperałam dość sporo blogów by nie trafić na bubel. Przez przypadek trafiłam na ten, o którym dzisiaj będzie. Gdy widziałam efekty u innych dziewczyn, nie wahałam się i wpadł do koszyka. Jednak czy faktycznie można tuszem za ok. 10 zł uzyskać efekt Wow? O tym dalej.
Zacznijmy standardowo od tego, co pisze producent: Mascara False Lashes nadająca spektakularny efekt sztucznych rzęs dzięki swoim licznym umiejętnościom. Pogrubia, wydłuża, maksymalnie podkręca i podnosi rzęsy nadając spojrzeniu jeszcze bardziej uwodzicielski charakter. Teatralna oprawa oczu dzięki prostej aplikacji za pomocą tuszu i odpowiednio wyprofilowanej szczoteczki. Źródło. Brzmi kusząco? Nie warto jednak ślepo wierzyć w to czym nas mamią, tylko albo przekonać się samemu, albo zaufać innym, którzy już mieli do czynienia z danym kosmetykiem.
Tusz otrzymujemy w mocno różowym, plastikowym, ale dość solidnym opakowaniu. Używam już drugie opakowanie i żadne mi się nie połamało. Napisy się nie ścierają, nalepki nie odlepiają. Jedyne co, to schodzi kod kreskowy z opakowania, który i tak nam nie jest do szczęścia potrzebny :D Wszystko dobrze się dokręca, nie powodując przyspieszenia wysuszania maskary. Jeśli chodzi o szczoteczkę, a raczej szczotę, to ta jest dość sporej wielkości, z włosia. Te z Was, które lubią szczoteczki silikonowe, nie będą zadowolone. Ja należę do tych, które właśnie silikonowych nie lubią, więc jestem zadowolona. Dobrze się nią maluje, można śmiało dotrzeć nawet do kącików oczu. Jedynym minusem może być fakt, że może powodować ubrudzenie powieki ze względu na swoje rozmiary.
Ale dla nas najważniejsze jest to, jak tusz sprawdził się w praktyce. Na początku jest mocno wodnisty, więc musimy na trochę go odłożyć. Potem jednak zaskakuje nas swoją trwałością. Zarówno jeśli chodzi o fakt wysychania, jak i o trwałość na oczach. Jedno opakowanie używałam około trzech miesięcy, gdy podeschło. A co do trwałości 'naocznej' trzyma się od rana do wieczora, nie znika, nie kruszy się, nie robi efektu pandy. Przegrywa jednak z wodą, choć producent nie wspomina nic o wodoodporności. Na powyższym zdjęciu macie pokazane jak to wygląda w przypadku jednej, dwóch i trzech warstw. Dla osób, które wolą dzienny efekt, wystarczy w zupełności jedna warstwa. Ja jednak zawsze nakładam trzy, dzięki czemu uzyskuję lekko teatralny efekt. Może nie widać tego aż tak dobrze na zdjęciach, jednak w rzeczywistości efekt jest mocny, a czerń jest tą prawdziwą,mocną czernią. Zdecydowanie tusz trafił do moich ulubieńców ze względu na efekt jak i cenę.
Dostępność/Cena:
Szafy Lovely / ok. 10 zł

Sleek Makeup Face form. Paleta do konturowania 372 Fair.

11 sierpnia 2014

Hej Rybki :*
Wróciłam wypoczęta i z mnóstwem nowej energii. Cały tydzień nad morzem dobrze mi zrobił. Do tego w końcu udało mi się opalić. Dla mnie to uwierzcie, spory wyczyn. Zawsze zamiast opalenizny miałam poparzenia, a tym razem jest inaczej. Ale nie o tym miało być. Dzisiaj chciałam Wam przedstawić coś, co towarzyszy mi od ponad miesiąca niemal codziennie. Bronzer i róż do niedawna to było coś, bez czego nie wyobrażałam sobie makijażu. Do dziś tak jest, jednak do tego grona dołączył również rozświetlacz. A wszystko to za sprawą paletki Sleek Face form. Kosmetyki Sleeka od dawna mnie interesują, jednak nigdy nie było nam po drodze. Ponad miesiąc temu nasze drogi jednak się zeszły i trafiła do mnie ta piękność. Ale czy zachwyt kosmetykami Sleeka dopadł i mnie? O tym w dalszej części.
Paleta jest niewielkich gabarytów. Design jest według mnie bardzo ciekawy i profesjonalny. Czerń ozdobiona firmowym napisem. Całość wykonana jest z bardzo mocnego plastiku, który nie rozlatuje się i nie pęka. W środku dodatkowo znajdziemy lusterko, które może być przydatne. Jedynym minusem tutaj może być fakt, iż paleta łatwo się brudzi. Po pewnym czasie znajdziemy na niej odciski palców, bronzer, dosłownie wszystko. Ciężko jest ją potem doczyścić. Ale nie liczy się opakowanie, tylko wnętrze...
A to jest bardzo interesujące. W palecie znajdziemy bronzer, rozświetlacz i róż. Podoba mi się takie rozwiązanie, gdyż zamiast nosić osobno trzy kosmetyki i kombinować jak je upchać w kosmetyczce, mamy wszystko w jednym miejscu. Całość mimo wrażenia małego opakowania jest dość spora, bo zawiera aż 20g. Wychodzi na to, że każdy z wkładów ma ponad 6,5g. Wydajność dzięki temu jest duża. Powyższe zdjęcie jest zrobione po ponad miesiącu codziennego używania, a ubytku praktycznie nie widać. Konsystencja jest zbita, ale bardzo pyląca. Musimy uważać by się nie pobrudzić, a na końcu najlepiej jest zdmuchnąć resztki pylącego kosmetyku. Jeśli chodzi o pigmentację, to ta jest niezła w każdym przypadku. Niestety jednak trzeba uważać żeby nie zrobić sobie krzywdy. Dla niewprawionych dłoni, problem może być spory. Z drugiej strony to też jednak plus, gdyż potrzeba tylko niewielkiej ilości do wykonturowania twarzy.
Róż to sławny już w blogosferze Rose Gold. Jest piękny. Mieni się na różowo, brzoskwiniowo i złoto. Prawdziwy z niego cudak. Jednak po nałożeniu staje się bardziej różowy i nie pasuje do mnie. Zdecydowanie brzoskwiniowe róże to to co lubię, a różowe niestety odpadają. Jednak utrzymuje się bardzo długo na twarzy. Od rana do demakijażu trzymał się przyzwoicie. Rozświetlacz, przyznaję szczerze, to pierwszy w moim życiu. Ale już wiem, że nie ostatni. Dodaje cerze blasku, zdrowego wyglądu i bardzo ją odświeża. Trzyma się bezbłędnie aż do demakijażu zarówno na kościach policzkowych, powiece jak i pod łukiem brwiowym. Pokochałam go od początku. Natomiast bronzer to lekko chłodny (na zdjęciach wyszedł nieco za ciepło), czekoladowy brąz. Sprawdzi się zarówno na cerze bladej, jak i nieco opalonej. Świetnie nadaje się do konturowania, jak i jako cień. Z trwałością też jest bardzo dobrze. Przy demakijażu nie ma go już całego, bo lekko blednie w ciągu dnia (ale tylko minimalnie). Wiem, że to wszystko brzmi nieprawdopodobnie, jednak tak jest w rzeczywistości. Pokochałam tą paletkę i nie rozstaję się z nią na krok. Cena jak za trzy tak wydajne kosmetyki w jednym też nie jest wysoka. Na wielu blogach paleta ma pozytywne opinie i wcale się nie dziwię. Przyłączam się do grona zadowolonych blogerek.
Dostępność/Cena:
Klik / 46,95 zł

A Wy? Miałyście tą paletę? A może polecacie coś innego? :)