.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akademia zmysłów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą akademia zmysłów. Pokaż wszystkie posty

Akademia zmysłów L'Occitane - Arlésienne.

17 listopada 2014

Hej ;* Jak ten czas szybko leci... Miałam cały tydzień wolnego i już trzeba wracać na uczelnię. A było tak dobrze :P Pocieszam się jedynie faktem, że niedługo święta i wtedy będę miała calutkie dwa tygodnie wolnego. W każdym razie notka miała być zupełnie o czym innym. Ale czasem lubię się Wam tak wygadać :) W końcu po to też między innymi jest ten blog. Takie moje małe miejsce w sieci. I właśnie w tym miejscu chciałam się z Wami dzisiaj podzielić moimi odczuciami co do kolejnego pudełeczka z Akademii zmysłów L'Occitane. W listopadzie króluje Arlésienne. Przyznam się szczerze, że ten zapach zupełnie mnie oczarował...
Dzisiaj zabieram Was w podróż do Arlesienne... ARLÉSIENNE to kobieta L’OCCITANE olśniewająca i tajemnicza, rodem z południa Francji. Jej charakter widać po sposobie poruszania się, ruchu jej sukni i postawie ciała. Arlésienne jest wyjątkowa i inspirująca. Kiedy się pojawia pozostawia jedyny w swoim rodzaju dowód swojej obecności. Jeszcze słyszysz szelest jej sukni, jeszcze czujesz w powietrzu jej zapach. Trzy kwiatowe nuty, każda jak cechy jej charakteru: ognisty temperament szafranu, gracja róży i tajemniczość fiołka, razem tworzą niezwykłą kompozycję. Źródło
Cała seria pachnie identycznie. Jest to zapach słodki, mocno perfumowany, kwiatowy. Myślę, że spodoba się każdemu. Nawet mój N. lubi ten zapach, a on jest wybredny, uwierzcie :) Ja jestem oczarowana nim pod każdym względem. Na listopad przypadły aż cztery kosmetyki: mleczko do ciała, krem do rąk, mydełko oraz miniaturka perfum. Dodatkowo też dwa kremy do rąk specjalnie dla Was. Zawartość miło mnie zaskoczyła, a zapach już było czuć w momencie otwierania pudełeczka.
Mleczko do ciała to produkt pełnowymiarowy, 250ml. Buteleczka jest, co tu dużo mówić, urocza. Idealnie trafiła w mój gust (uwielbiam kolor różowy ^^). Jest lekko przezroczysta, dzięki czemu widać ile produktu nam pozostało. Posiada malutki dziubek, przez który wydobywa się odpowiednia ilość produktu. Mleczko jest białe a konsystencja typowa dla mleczek, choć nieco mniej wodnista. Mleczko wchłania się bardzo dobrze, nie pozostawiając filmu na skórze. Zapach jest intensywny, utrzymujący się bardzo długo. Ja mleczka zawsze używam na noc i rano jeszcze go czuć. W kwestii nawilżenia jest też bardzo dobrze. Ja mam skórę normalną, choć w okresie jesienno zimowym suchą na łokciach i kolanach. Mleczko świetnie nawilża te okolice, jak i resztę ciała.
Dostępność.Cena:
Klik / 99zł (250ml)
Krem do rąk znalazł się w pudełeczku po raz kolejny. Jestem z tego faktu mocno zadowolona, ponieważ kremów do rąk w okresie jesienno zimowym nigdy dość. Tubka jest utrzymana (jak cała seria) w podobnej kolorystyce. Tutaj również trafia w mój gust i pięknie wygląda w torebce :) Opakowanie zawiera 30ml kremu. Zakrętka bardzo łatwo się odkręca, nawet przy nakremowanych dłoniach. Zapach utrzymuje się dość długo. Krem wchłania się dobrze, choć gdy nałożymy go za dużo, może być problem. Wówczas pozostaje nieprzyjemny film na dłoniach. Jeśli jednak znajdziemy tą odpowiednią ilość, zaczyna się bajka. Wchłania się szybko, pozostawiając świetnie nawilżone dłonie. Tak jak w przypadku kremu do rąk z masłem shea, ręce kremuję rzadziej, ze względu na jego długotrwałe działanie. W tym okresie mam problem z suchymi dłońmi, a krem pomaga mi z tym walczyć i do tego pięknie pachnie. Wydajność jest dobra, ze względu na fakt iż potrzeba go naprawdę niewiele.
Dostępność/Cena:
Klik /  30 zł (30ml)
Mydełko mnie zaskoczyło w pudełku. Niezbędna tu będzie mydelniczka, bądź inne pudełko do przechowywania. Pachnie identycznie jak cała seria, choć zapach utrzymuje się nieco krócej niż po mleczku. Próbowałam go użyć do ciała i przyznam się, że myje bardzo dobrze. Skóra jest po nim aż taka skrzypiąca. Na dłuższą metę jednak bała bym się przesuszenia, dlatego teraz towarzyszy mi tylko do mycia rąk, ewentualnie zabieram je do mojego N. Wówczas nawet umycie całego ciała nim nie jest straszne (bo nie używam go codziennie). Pieni się przyzwoicie. Jednak właściwości pielęgnujących tu nie uświadczycie.
Dostępność/Cena:
Klik / 15 zł (50g)
Ostatnia na tapetę idzie woda toaletowa. Tutaj miałam okazję wypróbować próbkę 7,5ml. Trochę szkoda, bo zapach był obłędny. Bardzo kobiecy, zmysłowy. Wodę zużyłam dość szybko. Buteleczka jest pięknie tłoczona, przezroczysta ze złotą nakrętką. Pełnowymiarowe opakowanie wygląda nieco inaczej, choć bardzo podobnie. Zapach jest intensywny, choć miałam wrażenie, że bardzo szybko się ulatniał ( a może po prostu mój nos się przyzwyczajał..). W każdym razie ubrania pachniały nią jeszcze na drugi dzień, więc coś w tym musi być. Taka miniaturka starczyła mi na krótko, choć nasza przygoda była otoczona pięknym zapachem. Na pełnowymiarowe opakowanie niestety się nie skuszę ze względu na dość wysoką cenę.
Dostępność/Cena:
Klik / 210 zł (75ml)

Miałyście któryś z tych kosmetyków?

Akademia Zmysłów L'occitane - Masło Shea.

21 października 2014

Hej :* Dziś przychodzę do Was z postem w którym mowa będzie aż o trzech kosmetykach. Już wszystko wyjaśniam. Miesiąc temu dołączyłam do Akademii Zmysłów L'occitane. Część z Was zapewne wie już o co w tym chodzi. Co miesiąc otrzymuję paczkę-niespodziankę z przewodnim składnikiem kosmetyków. W tym miesiącu jest to masło shea. Firma L'occitane od zawsze dobrze mi się jakoś kojarzyła, ale ze względu na dość spore ceny mogłam sobie tylko powzdychać do tych wszystkich dobroci... A tutaj taka okazja wypróbowania ;) Swój pierwszy box otrzymałam pod koniec września. Jako, że kolejny już jest w drodze, pomyślałam, że to czas na recenzję smakołyków z poprzedniej paczki. Pudełko na październik trafiło w mój gust prawie idealnie. Krem do rąk, balsam do ust i masło do ciała. Krem i balsam miałam w zamiarze kupić (ze względu na jesienną porę) a masło do ciała już niekoniecznie (mazideł u mnie dość, a ciężko mi idzie ich zużywanie..). Jednak wszystkie kosmetyki poszły w ruch. Ciekawi jesteście jak wypadły w moich oczach?
Odkryj zmysłową kolekcję o subtelnym zapachu linii Masło Shea L’OCCITANE. Dzięki wyjątkowo wysokiej zawartości masła shea krem jest równie bogaty i głęboko nawilżający, jak najsłynniejsze bestsellery L’OCCITANE, a jednocześnie jego puszysta i lekka jak bita śmietanka konsystencja zapewnia błyskawiczne wchłanianie. Trudno o przyjemniejszy sposób na nawilżenie skóry.
Zacznę od kremu do ciała, który początkowo wydał mi się zbędny i myślałam, że odłożę go na bok. Ale już samo opakowanie przykuło mocniej moją uwagę. Metalowe, srebrne z niebieskim akcentem. Cała seria mocno wpada w moje upodobania. Po odkręceniu ukazuje nam się zabezpieczenie w postaci sreberka. Jak już przedrzemy się przez nie, dostaniemy bardzo puszysty kremik. Wygląda on jak bita śmietana zamknięta w metalowej puszce. Konsystencja po rozsmarowaniu staje się lekka i dobrze się wchłania. Jeśli chodzi o nawilżenie, to u mnie ciężko o systematyczność, więc krem zużyłam do... stóp. O ile moja cera jest mieszana w kierunku tłustej, o tyle reszta ciała jest normalna. Dlatego nie potrzebuję mazideł do tych partii. Ale w okresie jesienno zimowym moje stopy potrzebują sporego nawilżenia. I tutaj masło sprawdziło się świetnie. Szybko się wchłania, nie pozostawia filmu i bardzo przyjemnie nawilża. Używam je zawsze na noc, po czym zakładam ciepłe skarpetki. Rano moje stopy są nawilżone i delikatne.  102zł/125 ml
Kolejny jest krem do rąk. Na początku ucieszyłam się z faktu, ze jest to opakowanie tylko 30ml. Jeśli tylko mogę, to staram się kupować miniaturki kremów do rąk ze względu iż bardzo szybko nudzi mi się zapach. Tutaj dostajemy też podobną szatę graficzną do kremu. Całość wygląda bardzo profesjonalnie i nie ukrywam, że ładnie. Zwraca na siebie uwagę zdecydowanie. Krem jest równie puszysty jak krem do ciała. Wystarczy niewielka ilość by posmarować dłonie. Również bardzo dobrze nawilża i przyjemnie pachnie. Coś jak standardowy krem Nivea. Dość szybko się wchłania pozostawiając nam gładkie dłonie. Jest to najlepszy krem, jaki do tej pory miałam. Nie muszę już tak często smarować dłoni, bo krem zapewnia nawilżenie na dość długo. Jednak minusem jest zdecydowanie cena, która moim zdaniem jest nieco zawyżona w stosunku do wydajności... 29,90zł/30ml
Ostatnim z kosmetyków jest limonkowy balsam do ust. O ile poprzednie dwa kosmetyki mi przypadły, o tyle tutaj jest nieco gorzej. Ale od początku. Balsam dostajemy w standardowej tubce z dziubkiem. Fajne, higieniczne rozwiązanie. Napisy się nie ścierają, nakrętka nie wyrabia. Zapach jest limonkowy, ale lekko chemiczny. Smak jest jakiś dziwny, nieprzyjemny. Na moich ustach balsam po rozsmarowaniu oddziela się nieestetyczną linią na środku warg. Nie mam pojęcia z czego to wynika, jednak jak posmaruję, chwilę odczekam i potem zbiorę go chusteczką, to usta są lekko nawilżone, ale nie jakoś spektakularnie. Na mało wymagających ustach może się sprawdzić, jednak na tych bardziej, niestety nie. 32zł/12ml

Pudełeczko okazało się całkiem przyjemne. Cieszy mnie fakt, że mogę poznać bliżej firmę oraz kosmetyki, na które sama bym sobie raczej nie pozwoliła :) Więcej kosmetyków oraz informacji znajdziecie na stronie L'Occitane. A Wam jak się widzi to pudełeczko?