.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kallos. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kallos. Pokaż wszystkie posty

Przegląd aktualnej pielęgnacji włosów wysokoporowatych.

25 maja 2017

Hej hej :* I jak tam, obkupione na promocji w Rossmannie? Ja nie powiem, też skorzystałam. Kupiłam dwa żele do twarzy dla mojego N. czarną maskę z Evree i krem do twarzy z Nivea. Niestety krem już po pierwszym użyciu okazał się dla mnie bublem, a maska całe szczęście na razie spisuje się bardzo dobrze. Szkoda, wielka szkoda bo na krem liczyłam bardzo. Miał być matujący i utrzymać makijaż w ryzach a niestety świecę się po nim jeszcze szybciej, a podkład z nim w ogóle nie współgra. Trudno się mówi, zużyję do stóp :D Niemniej jednak ważną rzeczą są też dla mnie włosy. Zawsze miałam je długie, zadbane i były moim atutem. Po wielu nieudanych eksperymentach jednak nie były w dobrym stanie. Musiałam zacząć mocno działać by przywrócić im dawną świetność. W walce o piękne włosy pomagają mi kosmetyki, o których dzisiaj pokrótce postaram się Wam opowiedzieć.

1.Najważniejsze w mojej pielęgnacji jest olejowanie. Bo to olej przywraca włosom ubytki w strukturze. Swego czasu udało mi się wrzucić na bloga serię o olejowaniu z czego jestem niezwykle dumna. Możecie ją zobaczyć klikając w menu "Olejowanie włosów". Ja jestem posiadaczką włosów niestety wysokoporowatych, ale naturalny blond ma to do siebie. W chwili obecnej najlepiej sprawdza się u mnie olej lniany. Staram się go nakładać minimum raz w tygodniu przed myciem. Najlepiej sprawdza się u mnie nałożony na około godzinę, dwie na suche włosy. Wówczas mogę się cieszyć pięknymi zdrowymi włosami. Nałożony na całą noc niestety nie daje takich efektów.
2.Kolejnym krokiem jest szampon. Ten z Nivea używałam do częstego mycia, czyli co dwa dni. Niestety dobija już dna, z czego jest mi przykro. Pełną recenzję możecie przeczytać TUTAJ. Bardzo się polubiliśmy. O szamponie z Joanny pisałam dwa lata temu w TYM Poście. Wówczas miałam wobec niego inne oczekiwania. Liczyłam na ograniczenie przetłuszczania włosów. Tego zadania nie spełnił i wtedy pisałam, że do niego nie wrócę. Powiem Wam, że zupełnie o nim zapomniałam i przypadkowo sięgnęłam po niego raz jeszcze, ale w celu zmywania oleju. Jako czyścik jest świetny. Zmywa bardzo dobrze olej więc nie muszę martwić się o tłuste kłaczki. DO codziennego mycia odradzam, ale jako szampon oczyszczający do zmywania olejów jak najbardziej.
3.Po myciu musi być oczywiście dobra odżywka, bądź maska. Odżywki używam po każdym myciu, więc zacznę od nich. Aktualnie używam niezastąpionej jak do tej pory odżywki Garnier Ultra Doux. Pełną recenzję znajdziecie TUTAJ. W międzyczasie zaliczam drobne zdrady, bo nie chcę włosów przyzwyczaić. Niemniej jest to pewniak, którego zawsze będę polecać. Nie udało mi się do tej pory znaleźć nic lepszego. Na ostatniej promocji 1+1 zaopatrzyłam się w nią właśnie, oraz w nowość w mojej pielęgnacji odżywkę z olejkami. Ta druga ciągle czeka na swoją kolej i liczę, że będzie równie dobra.
4.Na koniec zostawiłam maskę. Tą używam raz w tygodniu. Maski Kallosa są znane w blogosferze nie od wczoraj. Lubię ją, bo jest treściwa i działa przyzwoicie na moje włosy. Daje im odżywienie i gładkość. Lubię ją, ale zużywanie jest toporne bo wystarczy niewielka ilość. Jeśli planujecie zakup jakiejkolwiek maski Kallosa, polecam zaopatrzyć się w mniejszą wersję, bo te litrowe ciężko zużyć w całości. Niebawem postaram się wrzucić pełną recenzję.

A jak wygląda Wasza pielęgnacja? Macie któryś z tych kosmetyków? Piszcie! :*

Kallos Placenta. Szampon z ekstraktami roślinnymi.

29 listopada 2015

Hej ;* Nie chciała bym się dużo rozpisywać, ani przepraszać po raz kolejny. Muszę się chyba przyzwyczaić do pisania postów częściej i oczywiście do odpowiedniej organizacji czasu. Co prawda z domu wychodzę o dziewiątej rano, a wracam dopiero przed dziewiętnastą, ale jakoś muszę to ogarnąć, żeby znaleźć czas na wszystko. Dziś korzystając z wolnej niedzieli jestem i chciałam Wam naskrobać kilka słów na temat szamponu, który ostatnio gości w mojej pielęgnacji. Z Kallosem miałam do czynienia tylko raz. Używałam maski, która była jako taka. Postanowiłam się jednak skusić po raz kolejny i zaufać marce. Ze względu na niską cenę, dużą pojemność i pozytywne opinie skusiłam się na szampon Placenta. Trochę mnie na początku przeraził fakt, że jest robiony z łożysk roślinnych, ale myślę sobie, że raz się żyje i jak nie spróbuję to się nie dowiem. Zamówiłam, zaczęłam używać i tak już nasza przygoda trochę trwa. A czy mimo początkowych oporów nasza miłość rozkwitła? O tym poczytacie dalej ;)
Kallos Placenta Shampoo - Szampon z ekstraktami roślinnymi
Pojemność 1000 ml
Oczyszcza, wzmacnia, nawilża, rewitalizuje
Szampon z ekstraktami roślinnymi Placenta polecany jest do suchych, łamiących się włosów. Delikatna piana łagodnie oczyszcza włosy i skórę głowy nie powodując wysuszenia. Bogata formuła zawiera wyciągi pszenicy i bambusa, które odżywiają, nawilżają i wzmacniają włosy, sprawiają, że przywrócona im zostaje witalność.
Sposób użycia: Na mokre włosy nanieść odpowiednią ilość szamponu, wmasować i dokładnie spłukać.  Źródło
Szampon zamknięty jest w przezroczystej, sporej butli. W zasadzie szata graficzna wszystkich szamponów różni się jedynie etykietą. Jest prosta, aczkolwiek całkiem ciekawa. Plusem takiego rozwiązania jest to, że możemy kontrolować ilość zużywanego produktu. Nakrętka jest na pierwszy rzut oka plastikowa, aczkolwiek solidna. Niestety szybko się przekonałam, że nie. W przeciągu krótkiego czasu po prostu pękła. Da się oczywiście szampon zakręcić, jednak muszę uważać, by nie złapać za nakrętkę bo po prostu zostanie mi ona w ręce, a cała zawartość się wyleje. Poza tym nic się więcej złego nie dzieje. Aaa, musicie też uważać, by nie wylać go za dużo na rękę podczas mycia. Otwór ze względu na gabaryty butelki jest dość spory ;)
Szampon jest lejący, ale nie wodnisty. Kolor ma taki perłowy, błyszczący. Natomiast co do zapachu, to jest specyficzny. Trzeba po prostu go lubić, inaczej może być uciążliwy. A uciążliwy z tego względu, że utrzymuje się jeszcze jakiś czas na włosach. Mi na całe szczęście przypadł do gustu. Ale najważniejsze jest przecież działanie. A to jest bardzo dobre. Powiem Wam, że pozytywnie się zaskoczyłam. Pieni się bardzo dobrze, dzięki czemu również jest wydajny. Dobrze oczyszcza włosy, stają się takie lekko skrzypiące. Świetnie też domywa oleje, co dla mnie jest ogromnym plusem. Może delikatnie plątać włosy, ale od czego mamy odżywkę ;) Tak więc spełnia swoje zadanie tak, jak powinien. Raz specjalnie nie użyłam po nim odżywki, żeby sprawdzić jak się zachowają moje włosy. Owszem, było je delikatnie ciężko rozczesać, ale bez jakiejś większej tragedii. O dziwo wydawały się też delikatnie nawilżone, mimo, że nie użyłam odżywki. Tak więc mogę go jak najbardziej polecić i wiem, że jak tylko go wykończę, śmiało sięgnę po jakiś inny szampon Kallosa. Za cenę bagatela 15 zł (już z wliczoną przesyłką oczywiście) śmiało można zaryzykować ;) Jeśli jednak chcemy go kupić stacjonarnie, zapłacimy uwaga, uwaga, całe 11 zł :D A przypominam, że wydajność ma genialną. Używam go od półtora miesiąca, a zostało mi go jeszcze pół. Pamiętajcie, że włosy mam długie i myję je niemalże codziennie ;)
Skład:
Skład: Aqua, Sodium Laureth Sufte, Sodium Chloride, Cocamide DEA, Cocamidopropyl Betaine, Coco Glucoside, Parfum,PEG-4 Distearyl Ether, Gliceryn, Distearyl Ether, Bambusa Vulgaris, Triticum Vulgare Villars, Citric Acid, Propylene Glycol, Dicaprylyl Ether, Amodimethicone, Cetrimonium Chloride, Trideceth-12, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Sodium Benzonat.

Dostępność/Cena:
Drogerie Hebe, Drogerie internetowe, Klik / 10,99zł (1000ml)

Miałyście ten szampon? A może polecacie jeszcze jakiś z Kallosa? Piszcie! ;) :*

Maska do włosów Kallos Keratin. Hit czy kit?

1 sierpnia 2014

Hej Misie :*
Dziś przychodzę do Was z kolejną recenzją. Jutro wyjeżdżam na cały tydzień nad morze, więc raczej ciężko będzie mnie złapać. W każdym razie postaram się wrzucić jeszcze jakiś post automatyczny, żeby Was nie zostawiać z niczym. A dziś będziecie mogli poczytać o produkcie do włosów, co do którego miałam mieszane uczucia. Początki miałyśmy bardzo trudne, ale z czasem zaczęło być coraz lepiej. Jednak ta przygoda trwa już około dwóch miesięcy, a będzie trwała zapewne jeszcze kilka (o ile nie kilkanaście)... Nie przedłużając, zapraszam do lektury :)
Zacznę od tego, co obiecuje nam producent: Opis produktu: Maska do włosów w kremie Kallos kearatin z wyciągiem kreatyny i proteiny mlecznej – Dzięki dużej zawartości kreatyny i proteiny mlecznej o regenerujących właściwościach maska ta odbuduje naturalna strukturę włosów, wypełniając ubytki. Jest bardzo wydajnym produktem o gęstej konsystencji lecz łatwo się ją aplikuje nie spływa z włosów. Odżywia i chroni suche, łamiące się włókna włosów. Po zastosowaniu włosy staja się łatwe do układania, miękkie w dotyku i lśniące. Największym plusem po zastosowaniu tej maski jest łatwość rozczesywania włosów nawet tych najbardziej trudnych.
Opakowanie to wielka, plastikowa puszka o pojemności 1l. Kolorystycznie wszystko mi odpowiada. Złoto z turkusem komponuje się świetnie. Do tego mnóstwo potrzebnych informacji na temat samej maski, składu i stosowania. Napisy się nie ścierają, nalepka nie odkleja się. Maska stoi cały czas w łazience pod prysznicem i mimo to, nic się złego nie dzieje. Woda się do niej nie przedostaje dzięki szczelności zakrętki.
Jak wiecie (albo też i nie) Kallos wypuścił mnóstwo rodzajów masek do włosów. Ja gdy stanęłam w Hebe przed półką na której były, nie wiedziałam co wybrać. Ale zdałam się na instynkt i gdzieś wcześniej wyczytałam, że ta będzie najlepsza dla zniszczonych włosów. Zamiast jednak wziąć mniejszą wersję, dorwałam od razu wielką. Jest ona lekko gęsta, posiada przyjemny, delikatny zapach, który utrzymuje się dość długo na włosach. Nie spływa po nałożeniu. Ja nakładałam ją najpierw na ok. 30 minut pod czepek i ręcznik. Nie wierzyłam, że w 5 coś może się zmienić w kondycji włosów. 30 minut jednak to za dużo i włosy miałam wówczas sianowate. Następnie nakładałam na 5 minut. Ten czas jest jednak za krótki biorąc pod uwagę zniszczenie moich włosów. Optymalny czas to ok. 15 minut. Musicie jednak pamiętać, że każde włosy lubią co innego, więc kombinujcie, aż znajdziecie idealny czas. A jeśli chodzi o samo działanie, to nie mam na co narzekać. Początkowo efekty były słabe. Ale po jakimś czasie używania (nakładam ją co drugie mycie, czyli co 4 dni) włosy zaczęły wyglądać coraz lepiej. Do ideału im jeszcze daleko, ale maska sprawdziła się na nich dobrze. Włosy są wygładzone, mniej się puszą i są nawilżone. Jak za maskę w cenie ok. 11 zł /1l jest wręcz idealnie. Starczy mi jeszcze na baaardzo długo.
Dostępność/Cena:
Drogeria Hebe, małe drogerie / ok. 11 zł.

Jaką maskę z Kallosa jeszcze polecacie?