.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą volume mascara. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą volume mascara. Pokaż wszystkie posty

Porównanie tuszy Essence - Volume oraz Crazy volume mascara.

10 marca 2015

Hej ;* Nie bijcie, staram się jak mogę... Ale sami wiecie, że czas mam mocno ograniczony. Niemniej jednak udało mi się wpaść i coś dla Was naskrobać. Mam nadzieję, że mimo dość wieczornej pory, ktoś jeszcze dzisiaj tu wpadnie i przeczyta ;) Myślałam, żeby wrzucić Wam fotorelację z sobotniego spotkania blogerek, ale to następnym razem. Powiem tylko jedno - było mega :) Wszystko oczywiście szczegółowo opiszę Wam w fotorelacji, a uwierzcie, że jest co. Nie skłamię jeśli napiszę, że było to najlepsze do tej pory spotkanie. Ale ale, wracamy na ziemię i zapraszam Was na recenzję porównawczą dwóch tuszy, które ostatnimi czasy gościły u mnie dość intensywnie. Pierwszy już zakończył swój żywot i zastąpił go ten drugi. Oba jednak są z tej samej serii i praktycznie wyglądają prawie identycznie. A czy są między nimi jakieś różnice poza wizualnymi?
I love extreme volume - Dla wszystkich fanek ekstremum -  ta pogrubiająca maskara spełni wasze oczekiwania! zawiera intensywnie czarne pigmenty  pokrywające każdą rzęsę głębokim kolorem  oraz  niesamowicie dużą, silikonową szczoteczkę aby uzyskać efekt nadzwyczajnego pogrubienia rzęs. ta kombinacja stworzy perfekcyjny „I love look”. maskara testowana oftalmologicznie.
I love extreme crazy volume - Szalona siostra maskary i love extreme dla jeszcze większej objętości. zawiera intensywnie czarne pigmenty pokrywające każdą rzęsę głębokim kolorem oraz  niesamowicie dużą, silikonową szczoteczkę, aby uzyskać efekt nadzwyczajnego pogrubienia rzęs. design i love wywrócony na drugą stronę - różowe opakowanie z czarnymi literkami. maskara testowana oftalmologicznie.   Źródło
Tusze wizualnie różnią się jedynie kolorem i szczoteczką. Oba wyglądają według mnie mocno kusząco. Róż i czerń to dla mnie połączenie bardzo trafione. Ale wiadomo, nie każdemu pasuje. Czarną wersję mam dłużej i specjalnie nie wyrzucałam opakowania. Używam go czasem jeszcze do dolnych rzęs. Napisy się nie pościerały, więc myślę, że w różowej też nie powinno być tego problemu. Jedyną różnicę jaką między nimi zauważyłam, to fakt iż czarny dokręca się nieco lepiej przez co wolniej wysycha. Wersja różowa natomiast po czasie nie chce się już dokręcać do końca. Tutaj zdecydowanie wygrywa wersja pierwsza, choć oczywiście nieznacznie.
W wersji czarnej szczoteczka jest z włosia. Ja zdecydowanie wolę taką opcję. Nie lubię jak coś drapie mnie w oko. Druga wersja to szczoteczka silikonowa. Obie nabierają na początku zbyt dużą ilość tuszu, jednak po czasie gdy ten podsycha, nie widać różnicy. Oczywiście poza wrażeniami osobistymi. Tutaj oczywiście zależy od Waszych preferencji, ponieważ poza tym, że jedna jest z włosia a druga silikonowa, nie różnią się niczym.
A jeśli o działanie chodzi, to tutaj już zaczyna być widać różnicę... Obie dają efekt identyczny na oczach. Ciężko było by rozróżnić, który to który. Schody zaczynają się już w momencie podsychania. Wersja Volume zdecydowanie wolniej podeschła, natomiast Crazy Volume wysycha zdecydowanie szybciej, przez co jej żywotność jest też krótsza. W te kwestii wygrywa oczywiście wersja czarna. W obu przypadkach efekt utrzymuje się ładnie cały dzień, lekki deszcz im nie straszny. Zmywają się micelem równie dobrze. Natomiast o ile wersja czarna cały dzień wytrzymuje bez osypywania się, o tyle różowa po jakimś czasie niestety zaczyna się osypywać. Tak więc jak sami widzicie, nieco lepsza jest Volume mascara. Niemniej jednak musicie same podjąć decyzję czego potrzebujecie. Obie maskary dają zdecydowanie mocno podkreślone rzęsy, prawie jak sztuczne. Ale u mnie lepiej sprawdza się wersja Volume. Oczywiście Crazy Volume zużyję z przyjemnością, ale nie wrócę do niej. Znając siebie, na razie nie wrócę też do drugiej wersji, ale tylko ze względu na chęć wypróbowania czegoś nowego ;)

Dostępność/Cena:
Drogerie Natura, szafy Essence / 11,99 zł (obie wersje)

Miałyście? Jaki ciekawy tusz jeszcze polecacie?

I Love Extreme - efekt sztucznych rzęs z Essence?

10 grudnia 2014

Hej :* Skoro dziewczyny się już do mnie odezwały, mogę wracać w rytm blogowy ;) Wczorajszy dzień był jakiś pechowy. Od rana nic mi nie szło... Na początku odmowa z komendy na temat przeprowadzania badań do licencjatu i kłótnia z kurierem któremu nie chciało się ruszyć szanownych czterech liter kilka godzin później, bo jak przyjechał nikogo nie było. Potem przegrzana suszarka gdy włosy nie były jeszcze całkiem suche, następnie kanarzy (co prawda bilet miałam, ale odkąd jeżdżę tym autobusem nigdy ich nie spotkałam...) a na koniec dnia okropny ból zęba... Gdyby to wszystko zdarzyło się trzynastego, może bym zrozumiała... Ale nie ważne, było minęło. Paczka już u mnie jest, licencjat jakoś się rozwiąże inaczej, ale ząb dalej łupie. W każdym razie dzisiaj mam dla Was recenzję tuszu, który jest już ze mną trochę i myślę, że warto mu poświęcić notkę.
Zacznijmy od tego co pisze producent:
Dla wszystkich fanek ekstremum -  ta pogrubiająca maskara spełni wasze oczekiwania! zawiera intensywnie czarne pigmenty  pokrywające każdą rzęsę głębokim kolorem  oraz  niesamowicie dużą, silikonową szczoteczkę aby uzyskać efekt nadzwyczajnego pogrubienia rzęs. ta kombinacja stworzy perfekcyjny „I love look”. maskara testowana oftalmologicznie.
Tusz otrzymujemy w czarno-różowym opakowaniu. Ja osobiście uwielbiam to połączenie kolorystyczne. Niemniej jednak jakoś do tej pory tusze z Essence do mnie nie przemawiały, mimo że przechodziłam koło nich mnóstwo razy. Co z tego, że opakowanie ciekawe, jak za tą cenę trudno szukać czegoś dobrego. W każdym razie na razie nie zauważyłam ścierania się napisów czy innych tego typu mankamentów. Niestety nakrętka nie zamyka się na klik, choć i tak jest dość szczelna mimo tego.
Szczoteczka jest dość duża co może być problemem przy małych oczach. Ja na szczęście nie mam tego problemu i uwielbiam duże szczoteczki. Choć nie powiem, i tak zdarzy mi się czasem ubrudzić powiekę. Wtedy w ruch idzie patyczek i po problemie. Jeśli nie lubicie szczoteczek z włosia, to do wyboru macie jeszcze z tej serii tusz w różowym opakowaniu z silikonową szczoteczką. Z tego co wiem, tusze niewiele się różnią w działaniu. Tusz śmierdzi jak większość tego typu produktów, choć nie jest to męczące. Nie czuć tego podczas aplikacji, a dopiero jak przytkniemy nos ;) Początkowo jest baardzo mokry, i przez to ciężko się z nim pracuje. Jednak z czasem lekko podsycha i jest okej. Niemniej jednak jest to tusz, z którym rano trzeba się trochę pobawić żeby uzyskać efekt prawie sztucznych rzęs. A to dlatego, że może sklejać rzęsy przy braku wprawy. Ja już nauczyłam się z nim pracować i jestem bardzo zadowolona.
Na zdjęciu powyżej macie od lewej: bez tuszu, jedna warstwa, dwie warstwy i trzy na dole w prawym rogu. Tusz jest prawdziwie czarny. Ja jestem osobą bardzo wymagającą jeśli chodzi o efekt na rzęsach. Strasznie podobają mi się sztuczne rzęsy, choć czuła bym się w nich niekomfortowo. Dlatego szukam zbliżonego efektu w tuszu. Tutaj efekt jest zadowalający. Ba, bardzo dobry. Tusz utrzymuje się przez cały dzień, choć pod koniec jest go nieco mniej. Po prostu tak jakby wyparowuje, bo ani się nie kruszy, ani nie robi nam efektu pandy. Wodoodporny niestety nie jest, ale dzięki temu łatwo jest go usunąć podczas demakijażu. Wiem, że jest to tusz do którego będę wracać bo do tej pory nie spotkałam się z tak dobrym tuszem w tak niskiej cenie. Żeby nie było zbyt kolorowo, jest też minus. Po miesiącu zgęstniał, choć nie wysechł i pracuje się z nim jeszcze lepiej. Jednak obawiam się, że dwa miesiące jego żywotności, góra dwa i pół to taki max. Jednak za tą cenę to w sumie nie ma tragedii. Kusi mnie jeszcze bardzo jego brat, w różowym opakowaniu z silikonową szczoteczką. Na pewno do niego wrócę i mogę go śmiało polecić, choć ciągle będę próbowała nowych opcji :D

Dostępność/Cena:
Drogerie Natura / 11,99zł

Miałyście ten tusz? Jaki jeszcze polecacie? :)