Hej ;* Nie bijcie, staram się jak mogę... Ale sami wiecie, że czas mam mocno ograniczony. Niemniej jednak udało mi się wpaść i coś dla Was naskrobać. Mam nadzieję, że mimo dość wieczornej pory, ktoś jeszcze dzisiaj tu wpadnie i przeczyta ;) Myślałam, żeby wrzucić Wam fotorelację z sobotniego spotkania blogerek, ale to następnym razem. Powiem tylko jedno - było mega :) Wszystko oczywiście szczegółowo opiszę Wam w fotorelacji, a uwierzcie, że jest co. Nie skłamię jeśli napiszę, że było to najlepsze do tej pory spotkanie. Ale ale, wracamy na ziemię i zapraszam Was na recenzję porównawczą dwóch tuszy, które ostatnimi czasy gościły u mnie dość intensywnie. Pierwszy już zakończył swój żywot i zastąpił go ten drugi. Oba jednak są z tej samej serii i praktycznie wyglądają prawie identycznie. A czy są między nimi jakieś różnice poza wizualnymi?
I love extreme volume
- Dla wszystkich fanek ekstremum - ta
pogrubiająca maskara spełni wasze oczekiwania! zawiera intensywnie czarne
pigmenty pokrywające każdą rzęsę
głębokim kolorem oraz niesamowicie dużą, silikonową szczoteczkę aby
uzyskać efekt nadzwyczajnego pogrubienia rzęs. ta kombinacja stworzy
perfekcyjny „I love look”. maskara testowana oftalmologicznie.
I love extreme crazy
volume - Szalona siostra maskary i love extreme dla jeszcze większej
objętości. zawiera intensywnie czarne pigmenty pokrywające każdą rzęsę głębokim
kolorem oraz niesamowicie dużą,
silikonową szczoteczkę, aby uzyskać efekt nadzwyczajnego pogrubienia rzęs.
design i love wywrócony na drugą stronę - różowe opakowanie z czarnymi
literkami. maskara testowana oftalmologicznie. Źródło
Tusze wizualnie różnią się jedynie kolorem i szczoteczką. Oba wyglądają według mnie mocno kusząco. Róż i czerń to dla mnie połączenie bardzo trafione. Ale wiadomo, nie każdemu pasuje. Czarną wersję mam dłużej i specjalnie nie wyrzucałam opakowania. Używam go czasem jeszcze do dolnych rzęs. Napisy się nie pościerały, więc myślę, że w różowej też nie powinno być tego problemu. Jedyną różnicę jaką między nimi zauważyłam, to fakt iż czarny dokręca się nieco lepiej przez co wolniej wysycha. Wersja różowa natomiast po czasie nie chce się już dokręcać do końca. Tutaj zdecydowanie wygrywa wersja pierwsza, choć oczywiście nieznacznie.
W wersji czarnej szczoteczka jest z włosia. Ja zdecydowanie wolę taką opcję. Nie lubię jak coś drapie mnie w oko. Druga wersja to szczoteczka silikonowa. Obie nabierają na początku zbyt dużą ilość tuszu, jednak po czasie gdy ten podsycha, nie widać różnicy. Oczywiście poza wrażeniami osobistymi. Tutaj oczywiście zależy od Waszych preferencji, ponieważ poza tym, że jedna jest z włosia a druga silikonowa, nie różnią się niczym.
A jeśli o działanie chodzi, to tutaj już zaczyna być widać różnicę... Obie dają efekt identyczny na oczach. Ciężko było by rozróżnić, który to który. Schody zaczynają się już w momencie podsychania. Wersja Volume zdecydowanie wolniej podeschła, natomiast Crazy Volume wysycha zdecydowanie szybciej, przez co jej żywotność jest też krótsza. W te kwestii wygrywa oczywiście wersja czarna. W obu przypadkach efekt utrzymuje się ładnie cały dzień, lekki deszcz im nie straszny. Zmywają się micelem równie dobrze. Natomiast o ile wersja czarna cały dzień wytrzymuje bez osypywania się, o tyle różowa po jakimś czasie niestety zaczyna się osypywać. Tak więc jak sami widzicie, nieco lepsza jest Volume mascara. Niemniej jednak musicie same podjąć decyzję czego potrzebujecie. Obie maskary dają zdecydowanie mocno podkreślone rzęsy, prawie jak sztuczne. Ale u mnie lepiej sprawdza się wersja Volume. Oczywiście Crazy Volume zużyję z przyjemnością, ale nie wrócę do niej. Znając siebie, na razie nie wrócę też do drugiej wersji, ale tylko ze względu na chęć wypróbowania czegoś nowego ;)
Dostępność/Cena:
Drogerie Natura, szafy Essence / 11,99 zł (obie wersje)
Miałyście? Jaki ciekawy tusz jeszcze polecacie?
Dostępność/Cena:
Drogerie Natura, szafy Essence / 11,99 zł (obie wersje)
Miałyście? Jaki ciekawy tusz jeszcze polecacie?
Nie miałam ich :)
OdpowiedzUsuńA szkoda ;P
Usuńnigdy nie używałam tych tańszych maskar, zawsze mam jakieś 'ale' przed zakupem :D ogólnie to mi się wszystkie odbijają na górnej powiece, a już całkiem jak nie ma napisu waterproof, więc te nie są mi pisane ;)
OdpowiedzUsuńU mnie całe szczęście jeszcze żadna się nie odbijała :P
UsuńChciałam wiele razy spróbować tych tuszy, ale jakoś ciągle mi nie pod drodze ;)
OdpowiedzUsuńWarto wypróbować ;P
UsuńMiałam wersję w czarnym opakowaniu. Efekt mi się podobał ale trwałość marna...
OdpowiedzUsuńA u mnie właśnie oba wytrzymują cały dzień ..
Usuńja ogólnie nie przepadam za tymi tuszami :( miałam kiedyś i szału nie było - osypywały się i sklejały rzęsy ;(
OdpowiedzUsuńA ja właśnie uwielbiam ;P
Usuńoj ja lubię takie tusze, które mocno rozdzielają rzęsy- tutaj widzę oblepiacze, wiec dla mnie oba odpadają.
OdpowiedzUsuńDla mnie taki efekt jest zadowalający ;)
UsuńŁadny efekt . ma razie muszę wykorzystać swoje zapasy :)
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam :P
Usuńnawet ich nigdy nie spotkałam
OdpowiedzUsuńJa to właściwie nigdy nie miałam tuszu z Essence :D
OdpowiedzUsuń