.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tusz do rzęs. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tusz do rzęs. Pokaż wszystkie posty

Porównanie tuszy Essence - Volume oraz Crazy volume mascara.

10 marca 2015

Hej ;* Nie bijcie, staram się jak mogę... Ale sami wiecie, że czas mam mocno ograniczony. Niemniej jednak udało mi się wpaść i coś dla Was naskrobać. Mam nadzieję, że mimo dość wieczornej pory, ktoś jeszcze dzisiaj tu wpadnie i przeczyta ;) Myślałam, żeby wrzucić Wam fotorelację z sobotniego spotkania blogerek, ale to następnym razem. Powiem tylko jedno - było mega :) Wszystko oczywiście szczegółowo opiszę Wam w fotorelacji, a uwierzcie, że jest co. Nie skłamię jeśli napiszę, że było to najlepsze do tej pory spotkanie. Ale ale, wracamy na ziemię i zapraszam Was na recenzję porównawczą dwóch tuszy, które ostatnimi czasy gościły u mnie dość intensywnie. Pierwszy już zakończył swój żywot i zastąpił go ten drugi. Oba jednak są z tej samej serii i praktycznie wyglądają prawie identycznie. A czy są między nimi jakieś różnice poza wizualnymi?
I love extreme volume - Dla wszystkich fanek ekstremum -  ta pogrubiająca maskara spełni wasze oczekiwania! zawiera intensywnie czarne pigmenty  pokrywające każdą rzęsę głębokim kolorem  oraz  niesamowicie dużą, silikonową szczoteczkę aby uzyskać efekt nadzwyczajnego pogrubienia rzęs. ta kombinacja stworzy perfekcyjny „I love look”. maskara testowana oftalmologicznie.
I love extreme crazy volume - Szalona siostra maskary i love extreme dla jeszcze większej objętości. zawiera intensywnie czarne pigmenty pokrywające każdą rzęsę głębokim kolorem oraz  niesamowicie dużą, silikonową szczoteczkę, aby uzyskać efekt nadzwyczajnego pogrubienia rzęs. design i love wywrócony na drugą stronę - różowe opakowanie z czarnymi literkami. maskara testowana oftalmologicznie.   Źródło
Tusze wizualnie różnią się jedynie kolorem i szczoteczką. Oba wyglądają według mnie mocno kusząco. Róż i czerń to dla mnie połączenie bardzo trafione. Ale wiadomo, nie każdemu pasuje. Czarną wersję mam dłużej i specjalnie nie wyrzucałam opakowania. Używam go czasem jeszcze do dolnych rzęs. Napisy się nie pościerały, więc myślę, że w różowej też nie powinno być tego problemu. Jedyną różnicę jaką między nimi zauważyłam, to fakt iż czarny dokręca się nieco lepiej przez co wolniej wysycha. Wersja różowa natomiast po czasie nie chce się już dokręcać do końca. Tutaj zdecydowanie wygrywa wersja pierwsza, choć oczywiście nieznacznie.
W wersji czarnej szczoteczka jest z włosia. Ja zdecydowanie wolę taką opcję. Nie lubię jak coś drapie mnie w oko. Druga wersja to szczoteczka silikonowa. Obie nabierają na początku zbyt dużą ilość tuszu, jednak po czasie gdy ten podsycha, nie widać różnicy. Oczywiście poza wrażeniami osobistymi. Tutaj oczywiście zależy od Waszych preferencji, ponieważ poza tym, że jedna jest z włosia a druga silikonowa, nie różnią się niczym.
A jeśli o działanie chodzi, to tutaj już zaczyna być widać różnicę... Obie dają efekt identyczny na oczach. Ciężko było by rozróżnić, który to który. Schody zaczynają się już w momencie podsychania. Wersja Volume zdecydowanie wolniej podeschła, natomiast Crazy Volume wysycha zdecydowanie szybciej, przez co jej żywotność jest też krótsza. W te kwestii wygrywa oczywiście wersja czarna. W obu przypadkach efekt utrzymuje się ładnie cały dzień, lekki deszcz im nie straszny. Zmywają się micelem równie dobrze. Natomiast o ile wersja czarna cały dzień wytrzymuje bez osypywania się, o tyle różowa po jakimś czasie niestety zaczyna się osypywać. Tak więc jak sami widzicie, nieco lepsza jest Volume mascara. Niemniej jednak musicie same podjąć decyzję czego potrzebujecie. Obie maskary dają zdecydowanie mocno podkreślone rzęsy, prawie jak sztuczne. Ale u mnie lepiej sprawdza się wersja Volume. Oczywiście Crazy Volume zużyję z przyjemnością, ale nie wrócę do niej. Znając siebie, na razie nie wrócę też do drugiej wersji, ale tylko ze względu na chęć wypróbowania czegoś nowego ;)

Dostępność/Cena:
Drogerie Natura, szafy Essence / 11,99 zł (obie wersje)

Miałyście? Jaki ciekawy tusz jeszcze polecacie?

I Love Extreme - efekt sztucznych rzęs z Essence?

10 grudnia 2014

Hej :* Skoro dziewczyny się już do mnie odezwały, mogę wracać w rytm blogowy ;) Wczorajszy dzień był jakiś pechowy. Od rana nic mi nie szło... Na początku odmowa z komendy na temat przeprowadzania badań do licencjatu i kłótnia z kurierem któremu nie chciało się ruszyć szanownych czterech liter kilka godzin później, bo jak przyjechał nikogo nie było. Potem przegrzana suszarka gdy włosy nie były jeszcze całkiem suche, następnie kanarzy (co prawda bilet miałam, ale odkąd jeżdżę tym autobusem nigdy ich nie spotkałam...) a na koniec dnia okropny ból zęba... Gdyby to wszystko zdarzyło się trzynastego, może bym zrozumiała... Ale nie ważne, było minęło. Paczka już u mnie jest, licencjat jakoś się rozwiąże inaczej, ale ząb dalej łupie. W każdym razie dzisiaj mam dla Was recenzję tuszu, który jest już ze mną trochę i myślę, że warto mu poświęcić notkę.
Zacznijmy od tego co pisze producent:
Dla wszystkich fanek ekstremum -  ta pogrubiająca maskara spełni wasze oczekiwania! zawiera intensywnie czarne pigmenty  pokrywające każdą rzęsę głębokim kolorem  oraz  niesamowicie dużą, silikonową szczoteczkę aby uzyskać efekt nadzwyczajnego pogrubienia rzęs. ta kombinacja stworzy perfekcyjny „I love look”. maskara testowana oftalmologicznie.
Tusz otrzymujemy w czarno-różowym opakowaniu. Ja osobiście uwielbiam to połączenie kolorystyczne. Niemniej jednak jakoś do tej pory tusze z Essence do mnie nie przemawiały, mimo że przechodziłam koło nich mnóstwo razy. Co z tego, że opakowanie ciekawe, jak za tą cenę trudno szukać czegoś dobrego. W każdym razie na razie nie zauważyłam ścierania się napisów czy innych tego typu mankamentów. Niestety nakrętka nie zamyka się na klik, choć i tak jest dość szczelna mimo tego.
Szczoteczka jest dość duża co może być problemem przy małych oczach. Ja na szczęście nie mam tego problemu i uwielbiam duże szczoteczki. Choć nie powiem, i tak zdarzy mi się czasem ubrudzić powiekę. Wtedy w ruch idzie patyczek i po problemie. Jeśli nie lubicie szczoteczek z włosia, to do wyboru macie jeszcze z tej serii tusz w różowym opakowaniu z silikonową szczoteczką. Z tego co wiem, tusze niewiele się różnią w działaniu. Tusz śmierdzi jak większość tego typu produktów, choć nie jest to męczące. Nie czuć tego podczas aplikacji, a dopiero jak przytkniemy nos ;) Początkowo jest baardzo mokry, i przez to ciężko się z nim pracuje. Jednak z czasem lekko podsycha i jest okej. Niemniej jednak jest to tusz, z którym rano trzeba się trochę pobawić żeby uzyskać efekt prawie sztucznych rzęs. A to dlatego, że może sklejać rzęsy przy braku wprawy. Ja już nauczyłam się z nim pracować i jestem bardzo zadowolona.
Na zdjęciu powyżej macie od lewej: bez tuszu, jedna warstwa, dwie warstwy i trzy na dole w prawym rogu. Tusz jest prawdziwie czarny. Ja jestem osobą bardzo wymagającą jeśli chodzi o efekt na rzęsach. Strasznie podobają mi się sztuczne rzęsy, choć czuła bym się w nich niekomfortowo. Dlatego szukam zbliżonego efektu w tuszu. Tutaj efekt jest zadowalający. Ba, bardzo dobry. Tusz utrzymuje się przez cały dzień, choć pod koniec jest go nieco mniej. Po prostu tak jakby wyparowuje, bo ani się nie kruszy, ani nie robi nam efektu pandy. Wodoodporny niestety nie jest, ale dzięki temu łatwo jest go usunąć podczas demakijażu. Wiem, że jest to tusz do którego będę wracać bo do tej pory nie spotkałam się z tak dobrym tuszem w tak niskiej cenie. Żeby nie było zbyt kolorowo, jest też minus. Po miesiącu zgęstniał, choć nie wysechł i pracuje się z nim jeszcze lepiej. Jednak obawiam się, że dwa miesiące jego żywotności, góra dwa i pół to taki max. Jednak za tą cenę to w sumie nie ma tragedii. Kusi mnie jeszcze bardzo jego brat, w różowym opakowaniu z silikonową szczoteczką. Na pewno do niego wrócę i mogę go śmiało polecić, choć ciągle będę próbowała nowych opcji :D

Dostępność/Cena:
Drogerie Natura / 11,99zł

Miałyście ten tusz? Jaki jeszcze polecacie? :)

Efekt sztucznych rzęs z maskarą Lovely False Lashes?

14 sierpnia 2014

Hej Misie :*
Dziś chciałam Wam napisać o kosmetyku, który już jakiś czas temu zawładnął blogosferą. W poszukiwaniu kolejnego tuszu po zielonym Wibo Growing Lashes przeszperałam dość sporo blogów by nie trafić na bubel. Przez przypadek trafiłam na ten, o którym dzisiaj będzie. Gdy widziałam efekty u innych dziewczyn, nie wahałam się i wpadł do koszyka. Jednak czy faktycznie można tuszem za ok. 10 zł uzyskać efekt Wow? O tym dalej.
Zacznijmy standardowo od tego, co pisze producent: Mascara False Lashes nadająca spektakularny efekt sztucznych rzęs dzięki swoim licznym umiejętnościom. Pogrubia, wydłuża, maksymalnie podkręca i podnosi rzęsy nadając spojrzeniu jeszcze bardziej uwodzicielski charakter. Teatralna oprawa oczu dzięki prostej aplikacji za pomocą tuszu i odpowiednio wyprofilowanej szczoteczki. Źródło. Brzmi kusząco? Nie warto jednak ślepo wierzyć w to czym nas mamią, tylko albo przekonać się samemu, albo zaufać innym, którzy już mieli do czynienia z danym kosmetykiem.
Tusz otrzymujemy w mocno różowym, plastikowym, ale dość solidnym opakowaniu. Używam już drugie opakowanie i żadne mi się nie połamało. Napisy się nie ścierają, nalepki nie odlepiają. Jedyne co, to schodzi kod kreskowy z opakowania, który i tak nam nie jest do szczęścia potrzebny :D Wszystko dobrze się dokręca, nie powodując przyspieszenia wysuszania maskary. Jeśli chodzi o szczoteczkę, a raczej szczotę, to ta jest dość sporej wielkości, z włosia. Te z Was, które lubią szczoteczki silikonowe, nie będą zadowolone. Ja należę do tych, które właśnie silikonowych nie lubią, więc jestem zadowolona. Dobrze się nią maluje, można śmiało dotrzeć nawet do kącików oczu. Jedynym minusem może być fakt, że może powodować ubrudzenie powieki ze względu na swoje rozmiary.
Ale dla nas najważniejsze jest to, jak tusz sprawdził się w praktyce. Na początku jest mocno wodnisty, więc musimy na trochę go odłożyć. Potem jednak zaskakuje nas swoją trwałością. Zarówno jeśli chodzi o fakt wysychania, jak i o trwałość na oczach. Jedno opakowanie używałam około trzech miesięcy, gdy podeschło. A co do trwałości 'naocznej' trzyma się od rana do wieczora, nie znika, nie kruszy się, nie robi efektu pandy. Przegrywa jednak z wodą, choć producent nie wspomina nic o wodoodporności. Na powyższym zdjęciu macie pokazane jak to wygląda w przypadku jednej, dwóch i trzech warstw. Dla osób, które wolą dzienny efekt, wystarczy w zupełności jedna warstwa. Ja jednak zawsze nakładam trzy, dzięki czemu uzyskuję lekko teatralny efekt. Może nie widać tego aż tak dobrze na zdjęciach, jednak w rzeczywistości efekt jest mocny, a czerń jest tą prawdziwą,mocną czernią. Zdecydowanie tusz trafił do moich ulubieńców ze względu na efekt jak i cenę.
Dostępność/Cena:
Szafy Lovely / ok. 10 zł

Tusz, który podbił moje serce. Nie zawsze tanie równa się kiepskie.

21 sierpnia 2013

Hej :)
Dzisiaj wpadam do Was z recenzją, z którą zbierałam się od dłuższego czasu. Zawsze coś stawało mi na drodze. Jednak w końcu udało mi się zebrać w sobie i naskrobać kilka słów. Zabierałam się do tego tematu jak pies do jeża, w sumie nawet nie wiem dlaczego. Gdy w końcu się zdecydowałam, padł mi aparat... Gdy robiłam fotki, nagle zaczął dziwnie skwierczeć (dosłownie!) i stracił ostrość. Przy wyłączaniu nie chowa obiektywu a przy robieniu zdjęć nie łapie ostrości i wszystko jest strasznie rozmazane. Zabrałam go więc do serwisu, gdyż jest jeszcze na gwarancji. Oczywiście zanim znalazłam kartę gwarancyjną, trochę minęło, ale już jest okej. Odbiór mam dopiero 7 września, więc do tego czasu będę musiała radzić sobie starym aparatem. Jakość zdjęć przez ten czas będzie nieco gorsza, jednak postaram się jak tylko mogę, by nie było aż tak źle. W końcu trochę na moim staruszku pracowałam :) Ale nie smęcę, tylko zabieram się do roboty ;D
Historia tego tuszu jest dosyć oklepana. Któregoś dnia usilnie szukałam Natury w Zielonej Górze,żeby kupić mój do tamtego czasu ulubiony tusz. Jednak z braku laku wstąpiłam do Pepco, myślę sobie, może upatrzę coś ciekawego. Wtedy zauważyłam tusz do rzęs za 5,99 zł. Myślę sobie, czemu by nie spróbować. I tak trafił w moje łapki i został na dłużej.
Opakowanie jest wręcz genialne. Tusz zamknięty jest dodatkowo w foliowe opakowanie. Duży plus za to, gdyż mamy pewność,że nikt wcześniej nie wkładał tam swoich paluchów. Z tyłu również znajdziemy dosyć długi skład obfity w parabeny. Jednak warto zaryzykować :) Po otwarciu dostajemy standardowe opakowanie, zawierające aż 11 ml tuszu. Czarno-srebrny design dodaje wszystkiemu dodatkowy smaczek. Napisy pomimo używania nie ścierają się. Jedynie leciutko ściera się srebrne tło napisu Volume. Nie jest to jednak uciążliwe. Po pewnym czasie też zakrętka nieco się wyrabia i nie zakręca idealnie do końca, jednak nie powoduje to przyspieszania wysuszenia tuszu.
Szczoteczka.. Średniej wielkości, wykonana z włosia, prosta. Jak dla mnie mogłaby być minimalnie większa, jednak to moje takie widzimisię :D Uwielbiam takie szczoty. Podczas malowania nie sprawia problemów. Nie skleja rzęs, nabiera wystarczającą ilość tuszu. Malowanie nią rzęs to czysta przyjemność.
A teraz najważniejsze, czyli efekty. Zakochałam się w tym tuszu od pierwszego pomalowania :D Jestem osobą, która od tuszu wymaga wiele. Wiadomo, sztucznych rzęs zwykłym tuszem nie otrzymamy. Jednak efekt zbliżony i owszem. Choć przyznam,że wiele tutaj nie oczekiwałam, tym bardziej za taką cenę. Jednak miło się zaskoczyłam. Tusz na moich lichych rzęsach zdziałał cuda. Już pierwsza warstwa daje zadowalający, dzienny efekt. Jednak ja potrzebowałam czegoś bardziej wow. Przeciągnęłam drugą warstwę, potem trzecią... I przy trzeciej poprzestałam, gdyż efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Rzęsy zostały pokryte prawdziwą czernią, wydłużone, lekko podkręcone i pogrubione. Większość tuszy, nawet wysokopółkowych może się przy nim schować. Maskara nie skleja rzęs, nie tworzy owadzich nóżek. Wszystko na picuś glancuś :D Do tego wytrzymuje cały dzień, aż do demakijażu. Czy upał, czy chłód, maskara trzyma się twardo. W ciągu dnia nie osypuje się, nie kruszy, nie tworzy efektu pandy. Czego chcieć więcej? Myślę,że tusz zagości już na stałe w mojej kosmetyczce. Wątpię, bym znalazła coś lepszego ^^ Uważam,że za taką cenę, grzechem byłoby jej nie kupić. Aaa.. Zapomniała bym wspomnieć. Tuszu używam od ponad dwóch i pół miesiąca i dopiero po takim czasie zaczyna lekko przysychać, choć nadal nie jest z nim tragicznie ;)

Dostępność/Cena:
PEPCO / 5,99 zł.

Jak Wam się widzi ta maskara? Już w piątek będziecie miały możliwość wygrać nowy, jeszcze nie otwierany egzemplarz takiego cuda razem z innymi dobrociami :D Tak więc bądźcie czujne! :)

Tusz Pierre Rene Luxurious - Czy naprawdę taki luksusowy?

18 marca 2013

Hej Dziubki :D
Jak Wam minął weekend? :) Ja przyznam się szczerze,że troszkę udało mi się odpocząć. Ale przy okazji zaczęłam troszkę bardziej udzielać się w kuchni. Żałujcie,że nie załapaliście się na moje spaghetti :D Skromność przede wszystkim ^^ Cieszę się też, że jest Was coraz więcej. Ale niestety pojawia się też coraz więcej spamu. Ku przestrodze innych, spam kasuję, ale nie na stałe. Może spamerom odechce się swojej roboty, jeśli zobaczą, że długo sobie taki spam nie pożyje ^^ Jak myślicie? :) A tak przy okazji, 16 marca minął dokładnie rok od założenia bloga. Dziękuję Wam za to że jesteście i że jest Was coraz więcej :* Nie sądziłam,że bloga będę pisała tak długo. Przyznam się,że na początku miała to być zwykła zabawa. Ale w pewnym momencie tak się w to wkręciłam,że zostałam na dłużej. :) Dzisiaj jak wpadnę w wir blogowania, ciężko mnie oderwać od tego :D Sprawia mi to mega przyjemność. Uwielbiam usiąść przed laptopem i pisać dla Was nową recenzję. Czasem wiadomo, dopadnie mnie leń, ale wtedy kopię się w dupsko i piszę ;] Ale nie smęcę Wam ;P I tak nie wiem czy ktokolwiek to przeczytał ^^ A jeśli tak, to podziwiam za cierpliwość do mnie i moich wypocin :D Ale dzisiaj nie o tym. Dziś przychodzę do Was z recenzją tuszu, z którą zbierałam się dosyć długo. Tusz już jest praktycznie na wykończeniu. Czas więc coś o nim naskrobać. Czy okazał się faktycznie taki luksusowy? :)
Na początku kilka faktów od producenta:
Extra długie rzęsy - ośmielaj wyrazistym spojrzeniem!
Ekskluzywny, super pogrubiający tusz do rzęs z kultową szczoteczką, bogaty w składniki pielęgnujące i wzmacniające rzęsy.

Tusz znajduje się w złotym pudełeczku. Faktycznie może wyglądać nieco ekskluzywnie. Ale niestety tylko na początku. Jak widzicie, tusz jest cały porysowany, złotko pozdzierane. W miejscu gdzie trzymam zawsze zakrętkę, widać mocne przetarcie. Przez pewien czas tusz wyglądał bardzo ładnie, elegancko. Niestety do czasu. Ja osobiście nic z nim takiego nie robiłam, żeby mógł się aż tak poprzecierać. Nosiłam go tylko w kosmetyczce. Czarne napisy również się lekko pościerały. Ale od tuszu za taką cenę, też nie oczekiwałam cudów. Tusz zamykany jest standardowo. Nie miałam z tym większych problemów.
Szczoteczka jest z włosia. Osobiście nie lubię sylikonowych szczot, stąd też mój wybór padł na ten właśnie tusz. Szczoteczka jest nieco duża. Nie jest to może gigant, jednak zdecydowanie nie należy do tych małych. Jednak nie ma problemu z jej użytkowaniem. Jeśli się oczywiście do niej przyzwyczai. Trzeba uważać, żeby nie upaćkać sobie nią powieki. Szczoteczka nabiera dosyć dużą ilość tuszu, więc trzeba nadmiar zdjąć. Na początku jego konsystencja jest mokra, można sobie nią nieźle zrobić krzywdę i posklejać rzęsy. Z czasem jednak tusz staje się całkiem przyjemny w obsłudze, a konsystencja staje się znośna. Używam go już ponad trzy miesiące codziennie i nadal jest dobrze. Nie wysechł, nie porobiły się grudki na szczoteczce.Wydajność tuszu jak najbardziej na plus. Tusz ma zapewniać nam efekt super pogrubienia. A czy tak jest? Moje rzęsy z natury są dosyć długie ale niestety blade. Od tuszu oczekuję wydłużenia, pogrubienia i przede wszystkim czerni. Ten tusz daje nam minimalne wydłużenie, lekkie pogrubienie i oczywiście piękną czerń. Zresztą sami zobaczcie:
Szału nie robi. Spotkałam już lepsze tusze w podobnej (a nawet niższej cenie). Ten niczym się nie wyróżnia, a wręcz sprawił,że więcej go nie kupię. Nie jestem za bardzo zadowolona z efektu. Co prawda w ciągu dnia się nie kruszy, wytrzymuje do demakijażu (choć lekko znika w ciągu dnia) i wyschnięty nie odbija się na powiece, ale mnie nie przekonał do siebie. W tej dziedzinie  (oczywiście w podobnym przedziale cenowym) mam swojego faworyta, o którym napiszę Wam jak tylko go zakupię ponownie, bo dziad się skończył zanim go obfociłam. Reasumując, jestem na nie.

Dostępność/Cena:
Szafy Pierre Rene, Natura, Rossmann /  13,99 zł (na tronie producenta widnieje cena 16,99)

Miałyście? A może polecacie jakiś inny tusz? :)

Mały zakupowy Haul :D

5 czerwca 2012

Witajcie kochane :)) Na samym początku chciałam Wam baaardzo podziękować za wszystkie miłe słowa pod poprzednim postem :) Nawet nie wiecie jak miło,że ktoś docenia waszą pracę ;) We wszystkie makijaże wkładam "swoje małe ja". Malowanie się sprawia mi ogromną radochę :D A jeszcze jak komuś się to spodoba, to już całkiem :) A co do lekarza, to byłam u rodzinnego, dostałam antybiotyk i zobaczymy. Jutro mam iść odebrać wyniki. Musiałam niestety iść pobrać krew do badań. Czemu niestety? Bo nie cierpię igieł, a tym bardziej jak ktoś ma mi się wkłuć w żyłę... Blee... :Dna dzisiaj zamiast makijażu przygotowałam mały zakupowy haul :D Ostatnio kupiłam kilka może i ciekawych rzeczy :D Nie jest ich dużo, ale myślę że są godne pokazania ;] Tak więc zapraszam :)
Na pierwszy ogień idą moje ukochane butki :) Idealne na lato ;] Obcas ma ok 10 cm z tego co pamiętam ;] Kosztowały 59,99 ;]
Kolejnym zakupem dokładnie z przedwczoraj jest mleczko do demakijażu ;] Przyznam się szczerze, że używam takiego specyfiku po raz pierwszy w życiu :P Do tej pory do demakijażu wystarczał mi żel oczyszczający Garniera, ale zauważyłam że z bazą pod cienie sobie nie radzi, więc wypadało kupić coś innego :)
Następnie baza pod cienie Virtual. Moje nowe cudo :] Jestem jak na razie z niej bardzo zadowolona :) Kupiłam ją w sumie przez przypadek, bo szukałam bazy z Hean. Ale w moim małym mieście nie prowadzą nic stacjonarnie. Dowiedziałam się,że jakieś 5 lat temu prowadzili...
Lakiery do paznokci Lovely. Błękit i żółty ;] O ile błękit jest matowy z leciutkim tylko połyskiem, o tyle żółty ma w sobie błyszczące drobinki :) Ale oba są cudowne ;]
I na sam koniec pomadka z Miss Sporty nr 020 ;] Niby taki zwykły nudziak, prawda? I tu Was zaskoczę :D Na jest troszkę inny niż w opakowaniu. Błyszczący, ale znośnie :) I ma przepiękny arbuzowy zapach :))

Na dzisiaj to chyba by było tyle :) Aaa... Wiele z Was w ostatnim poście chwaliło moje rzęsy :) Jest mi niezmiernie miło ;] Postanowiłam Wam zdradzić ich sekret :D
Tadam:
Pierwszy tusz jakiego używam to Tusz Lovely :) Dałam za niego grosze :) Kosztował mnie całe 8,99 z tego co pamiętam :D A sprawuje się świetnie ;]
  
Drugim tuszem jakiego używam praktycznie jako bazę pod tusz Lovely to Essence Multi Action ;] Tyle,że szczoteczka jest z innego tuszu. 
Ot cała tajemnica moich rzęs ;] Naprawdę polecam Wam tusz Lovely ;] Niedługo postaram się stopniowo dodawać recenzje wszystkich zakupów z dzisiejszej notki (oprócz butów rzecz jasna :D). Jednak na pierwszy ogień rzucę tusz Lovely :)) 

Miałyście może któryś z tych kosmetyków? Jak się sprawowały? Jakie macie zdanie na ich temat? :))

Dziękuję za uwagę :) Do następnego ;]