.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podkład. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą podkład. Pokaż wszystkie posty

Annabelle Minerals - podkład kryjący natural fairest.

10 kwietnia 2015

Hej ;* W poprzednim poście mogłyście poczytać moje zachwyty nad pędzelkami Annabelle Minerals, a dziś chciałam Wam zaprezentować podkład tejże firmy. Kiedyś miałam okazję używać próbki tego podkładu, który starczył mi na dość długo. Tak więc kierując się tymi zachwytami wtedy, skusiłam się na pełnowymiarowy produkt. Byłam bardzo ciekawa czy sprawdzi się równie dobrze, a ja tymczasem będę miała w końcu podkład idealny. A czy faktycznie jest czym się zachwycać? O tym przeczytacie poniżej ;) Zapraszam do lektury.
 
Podkład kryjący w odcieniu Natural fairest. Kosmetyk może być stosowany na wszystkie partie ciała dla uzyskania matowego wykończenia oraz mocnego efektu krycia.  Aby nałożyć podkład mineralny: Wysyp odrobinę kosmetyku na wieczko słoiczka, Delikatnie zanurz pędzelek, Otrzep pędzelek z nadmiaru kosmetyku, Nakładaj kosmetyk kolistymi ruchami, kierując pędzel od wewnętrznych partii twarzy ku zewnętrznym, jakby wcierając podkład w skórę, Nałóż cienką warstwę.  Jeżeli okaże się to konieczne powtórz czynność nakładając kolejne warstwy aż do uzyskania pożądanego efektu. Właściwy, naturalnie wyglądający efekt uzyskasz po paru minutach od nałożenia podkładu, gdy minerały połączą się z Twoją skórą. Możesz też spryskać pędzelek wodą termalną lub hydrolatem, a następnie zanurzyć go w kosmetyku. Podkład uzyska wtedy kremową konsystencję. W celu idealnego dopasowania koloru podkładu dosyp do niego odrobinę podkładu o ton jaśniejszego lub ciemniejszego od wybranego odcienia. Źródło
Składniki: Mica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Iron Oxide, Ultramarines
Podkład zamknięty jest w dość sporych gabarytów słoiczku. Całość prezentuje się uroczo i zarazem profesjonalnie. Słoiczek posiada również takie jakby sitko, które ułatwia nam aplikację. Możemy dzięki niemu wydobyć odpowiednią ilość produktu i działać. Choć przyznaję, że czasem zdarzyło mi się wysypać zbyt wiele i ubrudzić wszystko wokół... Możemy je również przekręcić, by w razie czego podkład nam się nie wysypywał podczas transportu. Słoiczek zawiera w sobie aż 10g produktu, przez co podkład jest bardzo wydajny. Niestety już na początku ta taka jakby zawleczka od sitka przestała mi się domykać. Powoduje to czasem osypywanie się podkładu na nakrętkę. Poza tym nie zauważyłam, by napisy się pościerały. Wszystko jest na tip top.
Podkład dostępny jest w 5 odcieniach w każdej grupie: Beige, Natural i Golden. Seria beige to odcienie w różowych tonach, natural to odcienie pośrednie, natomiast golden wpada w tony żółte. Ja postawiłam na najjaśniejszy kolor z serii natural, ponieważ moja skóra nie posiada przewagi ani żółtych ani różowych tonów. Jak widzicie na zdjęciu powyżej, podkład jest prawie biały. Ucieszyłam się z tego, bo wydawało mi się, że kolor będzie wręcz idealny. Natomiast już przy pierwszej aplikacji nastąpił mały zgrzyt. Odcień nieco ściemniał przez co delikatnie odznaczał się od szyi. Nie było to jednak jakoś szczególnie widoczne, więc dało się znieść. Ja aplikowałam podkład pędzlem typu flat top.
Już bezpośrednio po aplikacji podkład jest suchy, co jest zaletą minerałków. Można go dodatkowo przypudrować i wszystko wygląda całkiem nieźle. Niestety nie radzi sobie z większymi zmianami nad czym ubolewam. Podkreśla je niesamowicie, a suche skórki niestety są mocno podkreślone. Poza tym krycie nie jest złe. Na większe zmiany polecam korektor, a poza tym jest nieźle. Radzi sobie z moimi rozszerzonymi porami co jest dla mnie ważne. Ja wiem, że to podkład kryjący, a nie matujący, ale mat by się też przydał. Tutaj niestety zaczynam się świecić po około trzech godzinach po czym twarz potrzebuje dodatkowego przypudrowania. Co za tym idzie, delikatnie się ściera po tym czasie. Ale jest to ledwo widoczne, a reszta podkładu siedzi na twarzy tak około 7 godzin. Nie jest to zły wynik, ale ja potrzebuję niestety trochę więcej. Za to świetnie sprawdza się w roli cielistego cienia na powiekach. I w tym właśnie celu go zużywam. Na powiekach trzyma się cały dzień, cienie całkiem fajnie się z nim blendują, nie robi mi krzywdy ani nie wysusza powiek. W tej roli spisał się bardzo dobrze. Natomiast jako podkład, średnio. Ideału nie będę dalej szukać, bo już znalazłam, a ten podkład mogę polecić tym, którzy posiadają cerę normalną. U tych osób może sprawdzić się bardzo dobrze.
Dostępność/Cena:
Klik / 34,90 zł (4g) , 59,90 zł (10g)

Miałyście? Jakie są Wasze odczucia? :)

Paese Long Cover Fluide - Fluid kryjący o przedłużonej trwałości.

16 lutego 2015

Hej ;* I jak tam Wasz tłusty czwartek, piątek 13-go i Walentynki? Taka kumulacja dni zdarza się chyba dość rzadko. Pączki zjedzone? Ja przyznaję się bez bicia tylko do jednego pączka. No dobra, jednego i gryza drugiego.. :D Ale mój N. tak kusił mnie tym drugim pączkiem, że chociaż spróbować musiałam. Co roku właściwie staram się ograniczać w ten dzień ilość zjedzonych pączków, bo nie łudzę się, że pójdzie w cycki... A piątek trzynastego? Wyjątkowo dobrze. Chyba nigdy nie miałam aż tak spokojnego i zarazem dobrego tego dnia. A dlaczego dobrego? Dostałam wynik ostatniego już egzaminu, oczywiście zaliczony, a co za tym idzie sesja już za mną. Było wyjątkowo ciężko, ale dałam radę. A zaraz po tym przyszedł kurier z paczuchą dobroci od BingoSpa. Wpadł mi koncentrat, który mocno polecała Weronika o tutaj oraz olej do włosów. I wiecie co? Chyba w końcu udało mi się wyprowadzić moje wysokoporowatki na poziom średniej porowatości. Ale nie jestem jeszcze pewna, zdam Wam za jakiś czas relację z mojej obecnej pielęgnacji i tego jak wyprowadziłam moje włosy, które były praktycznie do ścięcia na 'prostą' :) A wczorajsze Walentynki spędzałam oczywiście z moim Walentym :* Osobiście lubię to święto, ale jednocześnie uważam, że kocha się cały czas, a nie tylko w ten jeden dzień. Ale, ale, znowu się rozpisałam. A miało być o podkładzie... Tak więc zapraszam na recenzję podkładu od Paese.
Podkład kryjący o przedłużonej trwałości przeznaczony do cery suchej, normalnej, naczynkowej. Kremowa konsystencja doskonale ujednolica kolor skóry i ukrywa wszelkie niedoskonałości cery. Jego długotrwałe działanie sprawia, że twarz wygląda świeżo i promiennie przez cały dzień bez konieczności poprawek. Pielęgnuje, nawilża i łagodzi podrażnienia. Nie pozostawia śladów na uraniach. Podkład jest odporny na pot i wodę, a dzięki zawartości lotnych olejków nie zatyka porów. Nie pozostawia śladów na ubraniach. Nie ściąga i nie wysusza skory, jest bardzo trwały, wspaniale się rozprowadza, nie podkreśla porów. Zawiera filtr przeciwsłoneczny SPF 6. Składniki aktywne: masło karite, kompleks witamin A, C, E i B5. Źródło Źródło2 
Podkład zamknięty jest w szklanej, nieco ciężkiej buteleczce. Całość prezentuje się dość ładnie i nieco ekskluzywnie. Przezroczyste szkło z czarnymi napisami i zakrętką do mnie przemawia. Widać po jaki odcień sięgamy co jest ważne szczególnie dla wizażystek. Opakowanie nie brudzi się, samoczynnie nie ma prawa się odkręcić, a zakrętka nie poluzowuje się. Na górze mamy nalepkę z nazwą koloru. Minusem może być tutaj jedynie aplikator. Jest to szpatułka, która dla mnie na pierwszy rzut oka wydała się interesująca. Nigdy nie miałam podkładu z tego typu aplikatorem. Na początku była dość wygodna, a ja z niej aplikowałam podkład prosto na twarz by następnie rozsmarować go pędzlem. Schody zaczęły się w momencie wykańczania podkładu. Szpatułką starałam się wydobywać z brzegów podkład, by go nie zmarnować. Tu jako takiego problemu nie było. Jednak jak została jeszcze spora część na dnie, gdzie szpatułka nie sięgała, nastąpił problem. Podkład ze względu na konsystencję niechętnie spływał (mimo postawienia buteleczki do góry 'nogami) i zmuszona byłam część po prostu wyrzucić... Gdyby producent pomyślał tutaj o pompce, nie miała bym nic do zarzucenia w tej kwestii.
Kolorystyka jest lekko uboga, szczególnie jeśli chodzi o typowe Śnieżki. W gamie znajdziemy: 00 Porcelana, 01 Ciepły beż, 02 Naturalny, 03Złoty beż oraz 04 Opalony. Ja jestem dość blada, ale najjaśniejszy kolor mi na szczęście podpasował. A zawsze miałam z tym spory problem, ponieważ większość najjaśniejszych drogeryjnych podkładów jest dla mnie za ciemna. Można oczywiście mieszać dwa odcienie dla uzyskania ideału. Ale mógłby znaleźć się w gamie jeszcze minimalnie jaśniejszy odcień. 00 Porcelana nie posiada (na szczęście dla mnie) różowych tonów. Żółte są, ale delikatnie widoczne. Raczej zaliczyła bym go do neutralnego koloru. Dopasowuje się bardzo dobrze do koloru skóry. Tak więc jeśli macie cerę z tonami różowymi, niestety może się dla Was okazać zbyt żółty.
Producent zapewnia nas o dobrym kryciu i trwałości podkładu. Co do krycia mogę się zgodzić. Oczywiście te większe niespodzianki będą potrzebowały korektora, ale z tymi niewielkimi zdecydowanie sobie poradzi. Nie oczekujmy tutaj oczywiście efektu Photoshopa, bo nie o to chodzi. Efekt jest naturalny i zyskujemy nową, lepszą cerę bez efektu maski (oczywiście jeśli nauczymy się z nim pracować). Jeśli nie, możemy się przywitać z widoczną maską na naszej twarzy. Rozszerzone pory i zaczerwienienia są dobrze zakryte. A trwałość? Podkład generalnie przeznaczony jest do skóry suchej. Jednak ja idąc do sklepu zdałam się na panią sprzedającą. Wiedziałam, że kobieta ma rękę do tego typu spraw i bubla mi nie sprzeda. Poleciła mi ten podkład, więc wzięłam bez zastanowienia, bo i kolor idealny. Trafiła prawie w dziesiątkę. Po odpowiednim zagruntowaniu go (czyt. przypudrowaniu) byłam zadowolona. A przypudrować po nałożeniu go trzeba, bo nie zastyga sam w sobie... Ale nie musiałam się martwić o to, że zacznę się świecić (a cerę mam mieszaną w kierunku tłustej). Uwierzcie mi, że przez siedem do ośmiu godzin siedział na twarzy i nie wymagał przypudrowania. Dla mnie zdecydowanie był to efekt wow. Oczywiście po około sześciu godzinach delikatnie odsłaniał nieprzyjaciół, ale w pozostałej części twarzy siedział nienaruszony. Po upływie siedmiu, a w dobrych dniach ośmiu godzin niestety znikał z twarzy. Podejrzewam, że przy suchej cerze trzymał by się zdecydowanie dłużej. Ja jestem pod jego ogromnym wrażeniem, bo u mnie generalnie mało który podkład wytrzyma aż tyle czasu w takim stanie. Aktualnie jednak wróciłam do Pierre Rene SB (dałam mu drugą szansę, bo negatywnej recenzji...) i jestem pod jego urokiem. Dlatego też nie wrócę do Paese. Ale gdyby nie istniał SB, to Paese zdecydowanie zagościł by u mnie na dłużej.

Dostępność/Cena:
Drogerie osiedlowe, klik / ja w sklepie dałam 30 zł, a na stronie producenta kosztuje 35 zł...

Miałyście? Polecacie może jeszcze jakiś ciekawy podkład?

Lirene City Matt. Fluid matująco-wygładzający. Długotrwały mat?

15 grudnia 2014

Hej :* Dziś wpadam do Was z kolejnym postem podkładowym. Ciągle szukam tego jedynego, do którego będę wracać. Na razie się taki nie trafił, choć jakiś czas temu pisałam Wam o prawie idealnym podkładzie od Eveline. Dziś natomiast chciałam Wam przedstawić kolejnego następcę, który towarzyszy mi już jakiś czas. Początkowo użyłam go tylko raz po czym od razu stwierdziłam, że się do niczego nie nadaje. Wówczas jednak nałożyłam go palcami. Przeleżał swoje, próbowałam go sprzedać, ale los chciał żebyśmy ze sobą zostali. W międzyczasie skończyłam prawie podkład Eveline i wpadł mi pędzel Hakuro do podkładu. Stwierdziłam, że warto dać mu drugą szansę... Czy faktycznie na nią zasłużył?
City Matt - Fluid matująco-wygładzający
Perfekcyjny i matowy wygląd aż do 16 godzin.
CZY TEN KOSMETYK JEST DLA CIEBIE?
Fluid matująco-wygładzający jest przeznaczony dla wszystkich typów skóry.
Chciałabyś zachwycać idealnie matową cerą i perfekcyjnym wyglądem nawet pod koniec długiego dnia? Fluidy nowej generacji CITY MATT posiadają doskonałe właściwości wygładzające i matujące. Specjalna ultranowoczesna technologia matowienia pochłania nadmiar sebum, a odpowiednio dobrane dodatkowe składniki pomagają zachować doskonałą kondycję i młody wygląd Twojej skóry. Źródło
Podkład dostajemy w plastikowej butelce z pompką. Całość prezentuje się zwyczajnie, nie wyróżnia się z tłumu. Design mnie osobiście nie przyciągnął i wątpię, że bym po niego sięgnęła sama z siebie, gdyby nie mnóstwo pozytywnych recenzji w internecie. Niemniej jednak nic się nie ściera, nie odkleja. Wszystko na tip top.
Pompka jest bardzo dobrym rozwiązaniem, gdyż dozuje nam odpowiednią ilość podkładu. Ja zazwyczaj na raz używam niecałą jedną pompkę i tyle wystarczy. Choć wiadomo, pędzel trochę wypija więc gdy będziemy nakładać go palcami podejrzewam, że wystarczy nawet pół pompki. Dodatkowym plusem jest fakt, że się nie zacina. Jednak w połączeniu z przezroczystą nakrętką mocno brudzi...
Podkład dostępny jest w pięciu odcieniach. Ja posiadam najjaśniejszy, choć aż tak jasny to on nie jest. Może się wydawać, że posiada żółte tony, jednak na twarzy wybijają się niestety różowe... Dla bardzo jasnych bladziochów się nie nada. U mnie niestety też lekko się odcina. Nie jest to jakoś mocno widoczne, choć niestety skreśla go to na stałe. Lirene mogłoby pomyśleć o bledszych osobach :)
Krycie jest średnie. Jeśli macie większe problemy z cerą, niezbędny będzie korektor. Ja, posiadaczka cery problemowej niestety muszę wspomagać się korektorem, albo dodatkową warstwą podkładu. Wykończenie jest faktycznie matowe, choć ja i tak utrwalam go jeszcze pudrem. Niestety mat utrzymuje się dość krótko, bo zaledwie około trzech godzin. Po tym czasie niezbędny jest puder bo zaczynam się świecić jak nie powiem co... Trwałość też pozostawia wiele do życzenia. Utrzymuje się tak około pięciu godzin. Po tym czasie newralgiczne miejsca są odkryte, a podkładu na reszcie twarzy jest zdecydowanie mniej. Ja w podkładzie szukam krycia, matu i trwałości. Tutaj z tym wszystkim niestety jest dość średnio. Zużyję go prawdopodobnie do końca, choć z pewnością do niego nie wrócę. Jeśli macie podobne potrzeby jak ja w kwestiach podkładowych, możecie się naciąć. Jednak wiem też, że podkład zbiera mnóstwo pozytywnych opinii. Tak więc ile osób, tyle odczuć...
Dostępność/Cena:
Rossmann, Natura / 24 zł (w promocji 18 zł) za 30ml

Miałyście? Polecacie jakiś inny podkład? ;))

Eveline Art Scenic Double Cover - podkład idealny?

5 grudnia 2014

Hej :* Dziś po dość stresujących wydarzeniach ostatnich dni już jestem. Nie będę się rozpisywała, bo nie o to chodzi. W każdym razie było ciężko, ale sytuacja jest opanowana i wszystko jest w porządku. A z pozytywów chciałam się Wam pochwalić tym, że Tangle Teezer już jest u mnie. Już pokochałam tą szczotkę <3 Ale z recenzją się wstrzymam. Myślę, że za jakiś miesiąc, może dwa opiszę swoje wstępne wrażenia. Na pełną recenzję będziecie musieli niestety poczekać minimum pół roku. Ale myślę, że w sieci jest tyyyle tego, że czekanie nie będzie Wam straszne :P No, ale znowu się rozpisuję, a próbuję ograniczyć to trochę bo pewnie i tak niewiele osób czyta całość. Dlatego już przechodzę do recenzji podkładu, za którym obeszłam całą Zieloną Górę chyba i znalazłam go w JEDNYM Rossmannie w centrum handlowym Focus Mall. Potem jeszcze u mnie w mieście pojawiła się szafa Eveline gdzie również znalazłam ten podkład..
Profesjonalny podkład bogaty w mineralne pigmenty maskuje niedoskonałości skóry, takie jak trądzik, blizny, rozszerzone naczynka i przebarwienia. Starannie wyselekcjonowane składniki aktywne zapewniają wielokierunkowe działanie: doskonale kryją, długotrwale matują, dogłębnie nawilżają oraz perfekcyjnie wygładzają cerę. 
- Technologia Ever Mat™ skutecznie zapobiega błyszczeniu się skóry.
- Exclusive Bio Complex™ upiększa i pielęgnuje cerę.
- Kwas hialuronowy wyrównuje drobne zmarszczki, zapewnia optymalny poziom nawilżenia.
- Kolagen i elastyna wygładzają skórę.
- Koktajl witamin A, E, F odżywia oraz regeneruje.
Przeciwutleniacze oraz filtr SPF 10 chronią przed promieniowaniem UV.  Źródło

Podkład dostajemy zapakowany w kartonik, który dodatkowo jest zaklejony. Mamy dzięki temu pewność, że nikt go wcześniej nie macał. Ogromny plus za to dla firmy już na starcie. Na opakowaniu znajdziemy wszystkie potrzebne informacje, coby dodatkowo nie zaśmiecać tubki zbędnymi 'dodatkami'. W kartoniku znajduje się właśnie tubka. Z jednej strony to wygodne rozwiązanie, bo możemy podkład zużyć do końca. Z drugiej jednak nie jest to higieniczne i możemy się trochę pobrudzić. Całość utrzymana jest w kolorystyce czarno-złotej. Ostatnio to moje ulubione połączenie, więc jak najbardziej przypadło mi to du gustu. Wszystko wygląda bardzo profesjonalnie.
Tubka ma dość mały otwór, ale to pozwala nam na precyzyjne wydobycie odpowiedniej ilości produktu, żeby go nie marnować. Do wyboru mamy pięć kolorów. Ja posiadam jeśli się nie mylę najjaśniejszy czyli porcelanowy. Z tych jasnych jest jeszcze kość słoniowa. Porcelana jest nieco chyba jaśniejsza od kości słoniowej. W każdym razie jest to kolor z pigmentem żółtym. Jest dość jasny, choć dla zupełnie bladolicych się nie nada... Konsystencja jest nieco lejąca, choć nie przepływa przez palce jak to jest w przypadku Affinimat. Zapachu nie wyczuwam.
Zacznijmy od krycia. A to jest całkiem przyzwoite już przy pierwszej warstwie. Na zdjęciu powyżej macie pokazaną właśnie tylko jedną warstwę nałożoną pędzlem Hakuro H51. Radzi sobie świetnie z nieco wymagającą cerą. Nawet w okresie gorszych dni mogłam na niego liczyć, wystarczyło tylko trochę go dołożyć na problematyczne miejsca. Zostawia prawie całkowicie matowe wykończenie z czego jestem bardzo zadowolona. Niemniej i tak utrwalam go pudrem, bo na mojej cerze rzadko kiedy podkład bez przypudrowania trzyma się dobrze. Efekt matu utrzymuje się przez kilka ładnych godzin, myślę że tak z pięć na pewno. Uwierzcie, że u mnie jest to geniusz w tej kwestii. Nie spotkałam się z podkładem, który by na tyle matowił moją cerę. Jego ogólna trwałość też jest w porządku, bo wytrzymuje około 7-8 godzin w bardzo dobrym stanie. Zaznaczam, że mam cerę mieszaną w kierunku tłustej więc wynik jest zadowalający. Dlaczego jednak nie zagości u mnie na stałe? A no dlatego, że po pierwsze pod koniec tubki zauważyłam po nim wysyp krostek na twarzy. Codziennie jakieś nowe niespodzianki. Po odstawieniu cera wróciła do normy. A poza tym w ciągu dnia utlenia się skubaniec... A pod koniec opakowania utlenił się już w tubce przez co musiałam go odstawić. W każdym razie, gdyby pojawił się jeszcze jaśniejszy odcień, przestał by się utleniać i nie zapychał zdecydowanie trafił by do moich ulubieńców. Jednak jeśli nie macie takiej tendencji, to śmiało go mogę polecić ;)
Dostępność/Cena:
Szafy Eveline / ok. 20zł
Miałyście? Jaki podkład polecacie?

KOBO - Ideal Cover Make up. 402 Nude Beige.

26 listopada 2014

Hej ;* W przerwie między zajęciami wpadam do Was z kolejną recenzją. Na razie na uczelni mam w miarę luźno, więc blog na tym korzysta. Niestety już niedługo to się zmieni, bo wypadało by zacząć pisać pracę licencjacką. No, ale mniejsza o większość. Rzadko się zdarza, że recenzję wystawiam już po dwóch tygodniach. Właściwie chyba nigdy, ale muszę. Więcej po prostu nie wycisnę z niego. Dzisiaj chciałam Wam zaprezentować podkład, który dostał ode mnie dwie szanse. A właściwie dwie aplikacje dzień po dniu. Więcej nie próbowałam... Ale od początku. Podkład kupiłam na fali tego, że właśnie powoli kończy mi się z Eveline. Nie lubię kupować na szybko, więc zanim tamten się skończył, ten już u mnie był. Przeczytałam wcześniej sporo recenzji na temat tego podkładu. Posiada on zarówno zwolenników jak i przeciwników. Ale kolor, cena i dostępność przeważyły i wylądował w koszyku. Miał sobie trochę poczekać, no ale... Moja ciekawość zwyciężyła i Eveline odłożyłam... Aż na dwa dni :D
Na początek kilka słów od producenta:
Trwały podkład korygujący. Innowacyjna formuła podkładu polecana do stosowania zarówno w makijażu fotograficznym, wieczorowym jak i codziennym. Idealnie wtapia się w skórę. Kryje niedoskonałości i przebarwienia, wygładza i utrzymuje się na skórze wiele godzin. Zawiera naturalne woski roślinne i witaminę E zapobiegające wysuszaniu skóry, które dodatkowo odżywiają ją i wygładzają. Źródło
Podkład mocno przyciąga uwagę w drogerii. Czarny, profesjonalny design sprawia wrażenie bardzo luksusowego produktu z wyższej półki. Do tego cena 17,99 zł kusi jeszcze bardziej. Miło mieć trochę 'luksusu' w kosmetyczce. Co do ścierania się napisów, nie jestem w stanie się wypowiedzieć ze względu na krótki czas. W opakowaniu znajdziemy aż 23 g  tępego, plastelinowego kosmetyku, dzięki czemu też wydajność zyskuje. Zapach jest wyczuwalny, lekko pudrowy, ale tylko jeśli przytkniemy nos do opakowania.
W gamie znajdziemy pięć odcieni i myślę, że każda kobieta znajdzie odpowiedni kolor dla siebie. Ja mimo swojej bardzo jasnej karnacji musiałam wybrać kolor drugi w kolejce, ponieważ najjaśniejszy był niemalże bardzo, ale to bardzo jasno żółty, a z tego co widziałam u innych dziewczyn w świetle dziennym jest prawie biały. Tak więc myślę, że nawet typ urody śnieżki będzie zadowolony. Mój kolor na zdjęciach wyszedł nieco zbyt ciepło. Jest to taki bardzo jasny beż. Uwierzcie, że jest na prawdę jasny. Dopasowuje się idealnie do koloru cery.
Krycie jest zadowalające już przy pierwszej warstwie. Oczywiście nałożony dość zbitym pędzlem, palcami nawet nie próbowałam. Ale poza kolorem i kryciem plusy się niestety kończą. Podkłąd jest tępy, plastelinowy wręcz. Ciężko go przez to nałożyć na twarz. Ja radziłam sobie pędzlem mocno zbitym Hakuro H51. Wówczas aplikacja nie była już aż tak ciężka. Można też próbować palcami rozgrzać go lekko i dopiero nakładać. Podkład daje lekko matowe wykończenie, ale musimy też uważać by nie stworzyć efektu maski. Przypudrowany trzymał się na mojej mieszanej cerze zaledwie około trzech godzin. Po tym czasie zaczynał się warzyć, schodzić i odsłaniać newralgiczne miejsca. Ale nie to jest najgorsze, bo można by było go zużyć jako podkład 'do sklepu' czy na bardzo krótkie wyjścia. Po całym dniu na mojej twarzy pojawiło się kilka niespodzianek. Postanowiłam dać mu drugą szansę... Na drugi dzień to samo. Po raz kolejny przybyły mi nowe niespodzianki. Tak więc może mocno zapychać. Obecnie zużywam go do wyrównania kolorytu powiek. Cieniutką warstwę nakładam palcami i tak trzyma się cały dzień dając mi ładny, świeży efekt. Pod oczy zamiast korektora też się nada, ale w minimalnej, naprawdę minimalnej ilości. I to by było na jego temat tyle. Ale to jest moja subiektywna opinia. Są dziewczyny, które go uwielbiają.
Skład:
Caprylic Capric Triglyceride, Octyldodecanol, Petrolatum, Cetyl Palmitate, CI 77891, Copernicia Cerifera(Carnauba)Wax, Euphorbia Cerifera(Candelilla)Wax, Kaolin, Synthetic Beeswax, Ethylparaben, Parfum, Benzyl Salicylate, Citronellol, Coumarin, Geraniol, Hexyl Cinnamal, α-Isomethyl Ionone, Tocopheryl Acetate, [+/- CI 77491, CI 77492, CI 77499, CI 12085, CI 15985:1, CI 19140:1]
Dostępność/Cena:
Drogerie Natura / 17,99zł
Miałyście? Jaki podkład polecacie, ale naprawdę jasny?

Maybelline AffiniMat podkład matujący-02 Light Porcelain + Wyniki rozdania!

12 października 2014

Hej :* W końcu jestem. Dziś chciałam Wam coś nieco napisać w końcu o kolorówce. Post siedział w roboczych dłuuugi czas, bo miałam mieszane uczucia co do tego gagatka. Długo zastanawiałam się nad recenzją dzisiejszego bohatera. Ale po dłuższych testach, próbach i kombinacjach stwierdziłam, że najwyższa pora Wam go opisać, żeby niektórych może przestrzec. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że podkład ma zarówno zwolenników jak i przeciwników. Są też, Ci którzy są pośrodku. Ja należę niestety do grupy tej drugiej, czyli jestem zdecydowanie na nie. Jeśli jesteście ciekawi skąd takie moje podejście to zapraszam dalej.
Zacznę standardowo, czyli od tego co obiecuje nam producent: Formuła podkładu zawiera składniki działające niczym "mikrogąbeczki" dla perfekcyjnego, naturalnego i matowego wykończenia makijażu. EFEKT: Matowa, w 100 % naturalnie wyglądająca skóra. Perfekcyjne wykończenie makijażu DZIAŁANIE: Efekt matowej skóry osiągany dzięki technologii miliona „mikrogąbeczek” absorbujących nadmiar sebum ze skóry; Idealnie stapia się z odcieniem oraz strukturą skóry, zapewniając perfekcyjne i matowe wykończenie makijażu; Ultralekka formuła pozwala na równomierne pokrycie skóry Źródło1; Źródło 2
Podkład otrzymujemy w tubce z całkiem przyjemnym designem jak na markę przystało. Zastanawia mnie jedynie fakt, iż na stronie producenta zakrętka jest srebrna, natomiast wersja już sklepowa jest kremowo-musztardowa. Ale nie mi to rozstrzygać dlaczego tak. Tubka przyjemnie się prezentuje, napisy się nie ścierają. Niestety w tym wypadku tubka to złe rozwiązanie. Przydała by się zdecydowanie pompka, ze względu na konsystencję podkładu. A ta jest wręcz wodnista. Powoduje często ubrudzenie zakrętki i wszystkiego wokoło. W związku z tym nie jest niestety wydajny. Mi po niecałych trzech tygodniach stosowania zostało troszkę mniej niż pół opakowania. Na stronie Maybelline widnieje aż osiem odcieni, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Ja jednak w Rossmannie spotkałam się chyba tylko z czterema odcieniami. W każdym razie były te jasne, więc się skusiłam. Pierwszy raz od dawna wzięłam coś w ciemno, choć kiedyś obiło mi się coś tam o uszy o jego bracie Affinitone, który jest całkiem niezły. Pomyślałam, że wezmę i spróbuję.
Mój kolor jest najjaśniejszy, 02 Light Porcelain. Byłam pod wrażeniem, bo jest faktycznie jasny. Osoby o urodzie Śnieżki niestety będą niezadowolonej, jednak pozostała większość bladolicych już tak. Kolor ma lekko żółte podtony, ale na twarzy tego już tak nie widać. Pierwsze co rzuca się przy nakładaniu podkładu, to paskudny alkoholowy smrodek. Wyczuwalny jest tylko przez chwilę po aplikacji, jednak może być drażniący. W związku z tym, może wysuszać, więc tym z Was, które mają suchą cerę, odradzam. Jak już pisałam odcień fajnie stapia się z cerą nie tworząc efektu maski. Krycie jest słabe, wręcz bardzo. Całe szczęście można je stopniować dokładając kolejne warstwy. Na zakrycie blizn potrądzikowych czy większych niespodzianek nie ma co liczyć. Fajne jednak jest to, że podkład delikatnie matuje, więc użycie pudru jest zbędne przynajmniej przez kilka godzin. Podkład trzyma się dzielnie na twarzy przez około 7-8 godzin. Potem lekko znika, ale nie tworzy plam czy pustych placków. Ja byłam z niego całkiem zadowolona, do czasu. Po zużyciu niecałej połowy zaczęło mi się dziać coś z cerą. Moja buźka reagowała coraz bardziej na nie, wysypem nowych niespodzianek. Zazwyczaj były one niewielkie, jednak zdarzyły się ze dwie większe podskórne gule. Z początku winę zwalałam na nową serię Ziaji Liście manuka z tego względu, że oba produkty zaczęłam używać w podobnym czasie, a i czytałam że nowa seria Ziai może uczulać.. Jednak gdy odstawiłam oba produkty, cera nieco się uspokoiła. Któryś więc z tych produktów zawinił. Nałożyłam więc po przerwie Affinimat i co? Znów mnóstwo krostek... Po całkowitym odstawieniu tego podkładu moja cera powolutku wraca do normy. Wiem jednak, że będę się bała użyć jakiegokolwiek innego podkładu z Maybelline, bo może mnie też uczulić... :(

Dostępność/Cena:
Rossmann / 27,99 zł (ja zapłaciłam za niego w promocji ok. 18 zł)

Na koniec wrzucam wyniki rozdania z Pilomaxem. Zgłosiło się Was całkiem sporo, co bardzo mnie cieszy. Jednak nie ja wybierałam zwycięzcę, tylko maszyna losująca, żeby było sprawiedliwie :) Przechodzę jednak do rzeczy. Zestaw do włosów marki Pilomax wygrywa....
Gratulacje ;) Odezwij się do mnie na meila. Czekam najpóźniej do wtorku wieczorem. I to by było dzisiaj na tyle :) Trzymajcie się ciepło :)

Podkład Stay Matte od Rimmela. Wybawienie dla cery tłustej?

19 lipca 2014

Hej Misie :*
Mobilizuję się i przychodzę do Was z kolejną recenzją. Tym bardziej, że w kolejce czekają już inne produkty. Ostatnio w mojej kosmetyczce na dobre rozgościła się paletka do konturowania Sleek, więc jest ona takim moim priorytetem do zrecenzowania. Niemniej jednak jeszcze trochę ją posprawdzam w różnych warunkach, żeby dać Wam znać jak najdokładniej co i jak. Upały są teraz straszne, więc warunki do testowania mam ekstremalne. Ale dzięki temu będę w stanie zrecenzować ją Wam rzetelnie. Do tego na chwilkę też zmieniłam olej w pielęgnacji włosów, więc i jemu przydał by się osobny post. Ale to wszystko z czasem. A jeśli jesteście ciekawi co się u mnie dzieje poza nowinkami kosmetycznymi (chociaż i te też są), to zapraszam Was na instagram. Ale nie przedłużając, chciałam przejść do sedna postu, czyli recenzji podkładu, który jest ze mną od dwóch miesięcy. Powoli zaczyna dobijać dna, więc myślę, że czas co nieco o nim napisać. Zapraszam więc do lektury.
Opakowanie to standardowa tubka 30 ml. Design jest dość ciekawy, mi osobiście się spodobał. W drogerii pewnie też przykuł by moją uwagę, gdyby nie fakt, że właśnie po niego konkretnego szłam. Wolę się zawsze upewnić, czy coś jest dobre zanim to kupię, więc sprawa jest oczywista. W każdym razie ciekawa dla oka szata graficzna uprzyjemnia codzienny makeup. Niestety minusem zdecydowanie może być fakt, że bardzo łatwo się brudzi. Jak widać na zdjęciu, nie jest to aplikator z pompką, tylko zwykła tubka. Nie jest to może jakąś wielką wadą biorąc pod uwagę, że możemy wycisnąć odpowiednią ilość produktów. Nie zauważyłam też, żeby napisy się ścierały czy zakrętka psuła. Wszystko na tip top, poza właśnie tymi zabrudzeniami.
 Kolor, jaki wybrałam to nowość, czyli 091 light ivory. Z tego co wiem, został wprowadzony do sprzedaży dość niedawno. Podejrzewam, ze firma podchwyciła pomysł wprowadzenia jaśniejszego odcienia dla bladolicych. Bardzo mnie ten fakt ucieszył, ponieważ należę do tego grona, a znalezienie podkładu dopasowującego się graniczy z cudem. Tutaj mimo, że kolor jest jaśniutki, to ma nieco różowe tony. Nie są one specjalnie uciążliwe, jednak po czasie gdy podkład lekko się utleni widać małą różnicę. Jeśli któraś z Was jest posiadaczką cery Śnieżki, to niestety podkład może okazać się ciut za ciemny. Szkoda, ale może kiedyś wyjdzie jeszcze jaśniejszy kolor..
Krycie jest całkiem niezłe. Na zdjęciu widzicie dwie cieńsze warstwy. Choć ja, posiadaczka cery problematycznej potrzebuję często czegoś lepszego. Na przebarwienia czy małe krostki się nada, ale z większymi niespodziankami będziemy musiały sobie poradzić korektorem. Choć zdarza się, że ja dokładam po prostu drugą warstwę i jest całkiem nieźle. Trwałość też nie jest najgorsza. Wytrzymuje około 7-8 godzin. Potem minimalnie znika z twarzy. Weźcie jednak pod uwagę fakt, że ja mam cerę mieszaną w kierunku tłustej więc większość podkładów będzie się u mnie trzymało krócej. Oststnio też miałam problem z tym, że niemalże każdy podkład mi się warzył na buźce. Ten jednak daje radę i jest nieźle. A co z najważniejszą kwestią, czyli matowieniem? Tu jestem zadowolona. Z pudrem podkład nie współpracuje, ale też go nie potrzeba. Cera po nałożeniu jest fajnie zmatowiona, efekt jest lekko pudrowy. Mat utrzymuje się również do kilku godzin, więc ja jestem zadowolona.
Jednak największym minusem w tym wszystkim jest fakt, że podkład ma lepsze i gorsze dni. Brzmi to dziwnie, ale już wyjaśniam. Jednego dnia po nałożeniu jestem zachwycona efektem i kocham ten podkład, natomiast drugiego staje się on moim koszmarem. Tworzy straszną maskę, sztuczny efekt, podkreśla suche skórki. Nie mam pojęcia od czego to zależy.. Ale i tak pokochałam ten podkład za właściwości i cierpliwość do mojej kapryśnej cery.

Dostępność/Cena:
Szafy Rimmel (Rossmann,Hebe,Natura) / ok. 21 zł

Jak za tak ciekawy podkład, myślę że cena nie jest wygórowana. Warto się skusić.

Przy okazji przypominam Wam o rozdaniu :)
http://angietrucco.blogspot.com/2014/07/rozdanie-wygraj-zestaw-kosmetykow-warty_14.html
 

Pierre Rene Skin Balance. Porównanie starej i nowej wersji.

5 czerwca 2014

Hej Misie :*
Jestem w końcu. Sezon około sesyjny niestety się już zaczął. Pierwszy egzamin co prawda mam dopiero za tydzień, ale i tak mam niezły zapiernicz. Prace, kolokwia, prezentacje.. Jedynym plusem jest fakt, że chociaż z jednego egzaminu jestem zwolniona. Ale blog przecież nie może odejść na dalszy plan. Dziś chciałam Wam napisać o podkładzie niby idealnym. Jakiś czas temu pisałam Wam o starej wersji podkładu Pierre Rene SB. Polubiliśmy się bardzo, do tego stopnia, że kupiłam kolejną buteleczkę, tym razem nową 20. Jaśniutki, idealny. Ale jak to wygląda w porównaniu ze starą najjaśniejszą wersją? Czy nowa dalej jest tak dobra?
Standardowo opakowanie na początek. Po lewej jest nowe, po prawej stare. Zdecydowanie nowy design jest lepszy. Podkład wydaje się bardziej profesjonalny, droższy. Bardzo przypadło mi do gustu. Lepiej widoczne napisy, z tyłu skład jest o wiele bardziej widoczny (co zobaczycie na końcu). Design zmieniony na plus. Choć znalazłam jeden minus nowego opakowania. Nie widać aż tak jak poprzednio zużycia podkładu. Trzeba odkręcić pompkę by coś zauważyć. W kwestii pompki właśnie nic się nie zmieniło. Nie zacina się, ale dalej tak samo brudzi zatyczkę.. Reszta tutaj bez zmian.
Jeśli chodzi o dobór koloru, zdecydowanie należy się ogromny plus firmie. Nowy odcień (20 Champagne, po lewej) nada się dla bladych osób. Natomiast po prawej stronie znajduje się najjaśniejszy odcień jeszcze przed wprowadzeniem nowej (21). Widać tutaj ogromną różnicę w kolorach. Pierre Rene zrobiło duży ukłon w stronę konsumentów. Wzięli pod uwagę fakt, że są na tym świecie bladolice (np. ja :D) i stworzyli coś dla nas. Ale, ale... Co z tego jak kolor jasny, jak właściwości... No właśnie..
Na zdjęciu powyżej po lewo stary najjaśniejszy odcień (21), po prawo najnowszy (20). Różnica jest ogromna. Ale poza kolorem, nieco zmieniło się we właściwościach. Zaznaczam od razu, że mam cerę mieszaną, w kierunku tłustej, a na innej może się sprawdzić inaczej. Starą wersję używałam z przyjemnością (choć musiałam rozbielać podkład pudrem). Trzymał się cały dzień, nie ważył, nie rolował. Wszystko było pięknie. Natomiast po zmianie moja cera już średnio się z nim dogaduje. Po kilku godzinach zaczyna się nieestetycznie warzyć. Wymaga również przypudrowania dość szybko bo świecę się jak psu nie powiem co. Nie mam pojęcia co się zmieniło, jednak starą wersję uwielbiałam, a nową niekoniecznie. Nie sięgnę po niego więcej, niestety. Jak starą wersję wychwalałam, tak po zmianie nie polecam. Nie wiem, może to wina składu, może producent coś nakombinował? W każdym razie ja będę się od niego trzymała z daleka. A szkoda... Wydajność taka sama.
Dostępność/Cena:
Małe drogerie, Allegro / ok. 22-26 zł.

A u Was jak się sprawdziła nowa wersja?

Fluid kryjący Skin Balance od Pierre Rene.

27 lutego 2014

Heeej Misiaki ;)
Jak tam u Was? Ja już dziś przed 15 kończę zajęcia i zaczynam weekend *.* Tak to ja mogę. Choć plan nie jest łaskawy, to wolę tak i w czwartki po południu już mieć wolne. Do tego przedmioty wydają się coraz ciekawsze z semestru na semestr. W każdym razie w przerwie między zajęciami przychodzę do Was by coś niecoś naskrobać. Kosmetyki czekają dzielnie w kolejce na recenzje, a ja postanowiłam zająć się już dziś jednym z nich. Namiętnie męczę go od jakiegoś czasu (nie jestem w stanie dokładnie stwierdzić ile) i wyrobiłam sobie już na jego temat dość mocną opinię. Oczywiście przed kupnem naczytałam się zachwytów na jego temat, oraz o tym że to tańszy zamiennik Revlona. Myślę sobie, okej mogę spróbować. Wybrałam najjaśniejszy odcień jaki był dostępny, czyli 21 Porcelain. Czy jest taki porcelanowy? I czy warto w ogóle na niego spojrzeć? Zapraszam do lektury :)
Od producenta słów parę:
Wodoodporny podkład kryjący.
Maskuje wszelkie niedoskonałości cery.
Perfekcyjnie dopasowuje się do struktury skóry przywracając jej blask i elastyczność.
Unikalna formuła kosmetyku dobrze się wchłania i utrzymuje do 12H. 
Po aplikacji skóra staje się promienna i wygląda na młodszą.
Luksusowa formuła zawiera kompleks napinający skórę, ekstrakty roślinne i witaminę E.
Pojemność: 30ml
Termin przydatności po otwarciu: 12 miesięcy
Strona techniczna oczywiście musi być. Podkład dostajemy w szklanej, dość ciężkiej 30 ml buteleczce z pompką. Niemniej jednak, ja zawsze nosiłam ją przy sobie w kosmetyczce i nie sprawiała wrażenia ciężkości. Buteleczka jest przezroczysta, dzięki czemu mniej więcej widać co i jak oraz kolor podkładu. Spokojnie można też odkręcić pompkę by sprawdzić ilość produktu. Przyznam się szczerze, że wszystko sprawia wrażenie, jakby podkładu było więcej niż 30 ml. Miałam wcześniej tubkę i teraz buteleczkę i różnica jest widoczna. Nie wiem z czego to wynika. W każdym razie kolorystyka i design zdecydowanie przypadły mi do gustu. Z tego co się orientuję ja posiadam jeszcze starą wersję, a nowa prezentuje się jeszcze lepiej. Pompka się nie zacina, 'wyrzuca' z siebie odpowiednią ilość produktu, dzięki czemu wiem, że jedna pompka spokojnie starcza na pokrycie całej twarzy. Nie zauważyłam też, żeby napisy się ścierały. Jedynym minusem może być fakt, że trzeba uważać by nie ubrudzić pompki i jej okolic, gdyż może się to stać bardzo szybko :D Dodatkowo podkład jest zabezpieczony naklejką, więc widać czy ktoś go wcześniej macał :)
Podkład pachnie nieco waniliowo, co mi bardzo odpowiada. Konsystencja jest nieco lejąca, ale nie spływa z dłoni. W kwestii odcienia to jest różnie... Jednym pasuje, innym nie. Gdy ja go kupowałam, najjaśniejszym z odcieni dostępnych u mnie był 21. Niemniej jednak wiedziałam, że już wyszedł nr 20, jaśniejszy. W każdym razie w drogerii wydawał się on dość fajny, nie za ciemny. Gdy wróciłam do domu i chciałam z nim współpracować, to się szczerze przeraziłam... Był zdecydowanie za ciemny. Dla bladziochów go kompletnie odradzam (poszukajcie 20!). Myślę sobie, aż tak blada nie jestem a puder bielący powinien dać radę. I tak przez jakiś czas radę dawał i to całkiem nieźle. Ale zaczęło się z nim coś dziać i w ciągu dnia zauważyłam, że jest nieco ciemniejszy niż rano po nałożeniu. Obecnie dodaję go do kremu BB, który dostałam na spotkaniu blogerek by go rozjaśnić. Podkład trzyma się na twarzy cały dzień. Pod koniec co prawda minimalnie znika, ale dalej jest nieźle. Krycie też ma całkiem fajne. Jedynym minusem może być to, że nie współpracuje z niektórymi kremami. Ze zwykłym Niveą za nic w świecie się nie dobrał. Tworzyły się takie małe skupiska podkładu, odsłaniając resztę cery... Natomiast z kremem od Make Me Bio jest inaczej i podkład fajnie z nim współgra. Uwaga! Może minimalnie zapychać. Wiem, że jak tylko go wykończę, to śmiało sięgnę po kolejną buteleczkę, tylko że tym razem z odcieniem 20 :) Szczerze go polecam ze względu na cenę, wydajność, krycie i trwałość :)
Dostępność/Cena:
Klik, Małe drogerie, Szafy Pierre Rene / 21-25,26 zł

Miałyście? Polecacie jakiś inny ciekawy podkład? :)

Dermacol make-up Cover 211. Dlaczego jestem na nie?

8 stycznia 2014

Hej Misie :*
Wiecie jak to jest wstać rano na jedyny wykład w całym dniu, być już gotową do wyjścia, wejść tylko na chwilkę na facebooka i dowiedzieć się, że został odwołany...? Nie? To Wam zazdroszczę... Ja dzisiaj przez to przeszłam :D Caaaluteńki dzień wolny, który mogłam przespać. Ale niestety jak już wstanę, to w dzień nie zasnę :( No trudno. Nie psioczę już, bo to w końcu dzień wolny ;D Ale, ale...  Dziś przychodzę do Was z recenzją kosmetyku, do którego dawno temu od zapałałam wielką miłością. Tylko, że chyba na dwóch użyciach się wtedy skończyło. Zauważyłam go u koleżanki i spróbowałam. Wówczas moja buźka potrzebowała punktowca, który świetnie zamaskuje to i owo. Użyłam go wtedy raz, góra dwa. Potem go nie używałam dość długo, aż do ostatniego czasu. Postanowiłam go kupić zachęcona tym jak sprawdzał się kiedyś... Ale od początku.
Zacznijmy może standardowo od opakowania. Przy zakupie dostajemy dość ciekawy kartonik w kolorystyce czarno-różowej. Wygląda całkiem fajnie. Choć ja nie trzymam takich dodatkowych opakowań. Wytrwał tylko do zdjęć i ląduje w koszu. W środku znajdziemy ulotkę informacyjną oraz genialną złotą tubkę. Jestem sroką, więc od razu ją pokochałam. Złoto-piaskowa tubka prezentuje się świetnie. Uwaga, to opakowanie użyłam zaledwie kilka razy, więc w kwestii wytrzymałości tubki oprę się na doświadczeniu tubki koleżanki. Napisy mogą lekko schodzić, całe złotko też trochę matowieje i staje się po prostu brzydsze, obdrapane. Może delikatnie popękać, mimo że tubka wydaje się dość masywna. Zawiera w sobie aż 30 ml podkładu.
Kolor i konsystencja. Z tego co widzę na oficjalnej stronie, dostępnych jest aż 12 odcieni. Tak więc gama kolorystyczna jest dość szeroka. Jednak trzeba uważać gdy kupuje się go w internecie. Karty z odcieniami bardzo się od siebie różnią. Ja miałam to szczęście, że znalazłam go stacjonarnie w moim mieście. Co prawda nie było akurat tego odcienia, aczkolwiek Pan z drogerii sprowadził go specjalnie dla mnie :) Na zdjęciu tego aż tak nie widać, lecz kolor jest nieco ciemniejszy i posiada różowe tony. Jeśli używamy go punktowo, to okej, a jeśli na całą twarz, to można się spodziewać lekkiego efektu Świnki :) Ja nakładałam go punktowo, a potem nakładałam podkład, który go przykrywał. Wówczas wszystko grało jak trzeba. Jednak bez podkładu nieco się odcinał od reszty cery.
Podkład jest dość gęsty, coś jak pasta. Po nałożeniu jednak cera może się nieco świecić. Nie nadaje się na całą twarz, gdyż może mocno zapchać i stworzyć efekt maski. Na sesje zdjęciowe czy punktowo oczywiście można. Co do wodoodporności, to ciężko mi to stwierdzić. Nałożyłam go na Sylwestrową noc i po powrocie nadal był mimo tańczenia. Nie w idealnym stanie jak podczas nałożenia, ale jednak. Krycie ma genialne, zakrywa wszystko co niepożądane. Wydajny też jest jak nie wiem co. Wystarczy go naprawdę niewiele by zakryć to co chcemy. Jak na razie prawie same plusy. Dlaczego więc jestem na nie? A no już wyjaśniam. Już po pierwszym użyciu tej tubki zauważyłam nieco zwiększony wysyp na twarzy. Nie wiązałam tego na samym początku z Dermacolem. Myślałam, że to kaprys mojej cery, tylko nie miałam bladego pojęcia na co tak zareagowała. Dopiero po przeczytaniu posta u Agaty zapaliła mi się czerwona lampka. W miejscach gdzie nakładałam Dermacol, pojawiał mi się większy wysyp. Ale jak to? Przecież jakiś rok temu używałam i nic mi nie było... A jednak. Za każdym razem gdy zakrywałam nim nowe niespodzianki, pojawiało się ich więcej w tym miejscu. Po odstawieniu moja cera wraca do normalności i tak nie wariuje. Załamałam się kompletnie, gdyż zdążyłam go pokochać za krycie... Ale pozostaje mi szukać czegoś innego. Wiem, że zbiera on mnóstwo pozytywnych opinii.

Skład:
 Cl 77891, Parrafinum Liquidum, Paraffin, Cera Microcristallina, Petrolatum, Alumina, Glyceryl Stearate, Silica Silytate, Parfum, +/- Cl 77492, Cl77421, Cl77499
(zaczerpnięty z wizażu, gdyż ja zapomniałam zrobić zdęcia...)

Dostępność/Cena:
Sklepy internetowe, stacjonarnie (ale bardzo rzadko) / ok. 20-23 zł

Myślę, że mimo mojej recenzji, warto go wypróbować. Gdyby też ktoś byłby zainteresowany jego kupnem, chętnie odsprzedam. U mnie będzie tylko leżał i się kurzył. :)

Tani i dobry podkład - czy to możliwe?

16 listopada 2013

Hej :*
Dzisiaj wpadam do Was z recenzją podkładu od Ingrid. Jakiś czas temu postanowiłam w końcu zacząć używać specyfiku zwanego podkładem, fluidem czy jak kto woli. Wcześniej nie odczuwałam takiej potrzeby, jednak moja cera staje się coraz bardziej kapryśna, więc po prostu musiałam, żeby zakryć to i owo. W czeluściach internetu i blogosfery zaczęłam szukać czegoś niedrogiego a dobrego. Nie lubię wydawać nie wiadomo ile na kosmetyki, bo w czasie mojego blogowania odkryłam wiele tanich perełek, które jakością jak i ceną przebijają te wysokopółkowe produkty. Natrafiłam w końcu na kilka pochlebnych recenzji podkładu mało znanej firmy Ingrid. Naczytałam się jednak, ze z dostępnością jest słabo. W każdym razie przeszukałam moje miasto i tylko w jednym sklepiku znalazłam... Typowo gazecianym, choć i kosmetyki też się tam znalazły. Co najciekawsze nawet testery mieli! :D Wzięłam bez zastanowienia, tym bardziej,że i cena zachęcała. Jesteście ciekawi, czy warto było wydać nawet te 7,99 zł? :D
 Dostępne odcienie:
http://www.vpp.pl/index.php?m=product&t=20&pid=7&cid=14#
Podkład dostajemy w czarnej 30 ml tubce. Pojemność z tego co wiem jest typowa dla tego typu podkładów. Całość prezentuje się całkiem przyzwoicie. Kolorystyka jak i cała reszta do mnie osobiście przemawia. Wiadomo-nie jest to produkt wysokopółkowy, aczkolwiek firma postarała się o szczegóły. Napisy się nie ścierają (może jedynie minimalnie na zakrętce nalepka z kolorem). Co ciekawe, zdjęcia robione są po ponad miesiącu codziennego używania. Tak więc jest to najlepszy dowód na to,że nic się złego nie dzieje, jeśli chodzi o napisy i samą tubkę. Niestety nie może być zbyt kolorowo. Zakrętka po pewnym czasie się 'wyrabia' więc musimy uważać by dobrze ją zakręcić i nie 'przekręcić' jeśli wiecie co mam na myśli. Inaczej podkład może być niewłaściwie zabezpieczony. Poza tym tubka nie ma żadnego zabezpieczenia, więc jeśli kupujemy podkład w sklepie, gdzie każdy ma do nich dostęp, to musimy uważać. Mi się udało, gdyż nie dość że były testery, to dodatkowo Pani w kiosku miała tubki schowane za ladą :) Dzięki temu mam pewność, ze nikt nieproszony nie pchał tam swoich łapek :)
Jak widzicie, tubka nie zawiera pompki, przez co może się bardzo brudzić. Niestety wersja z pompką (taka też jest, aczkolwiek droższa) z tego co czytałam może się zacinać. Stąd mój wybór padł jednak na ten typ. Idzie się do tego przyzwyczaić. Tubka jest giętka, więc nie ma problemu z wydobywaniem podkładu.
Odcień jaki wybrałam jest najjaśniejszy z całej gamy. Niestety odcienie są tylko cztery. Porcelana którą mam, nijak ma się faktycznie do tego koloru. Jest dosyć ciemny z nieco żółtymi i pomarańczowymi tonami. Po nałożeniu muszę niestety nakładać troszkę więcej pudru by rozjaśnić go o ton. Nie wiem dlaczego odcienie są tak ciemne... Dla większości Polek może to być spory minus. Całe szczęście nieco bielący puder wyrównuje kolor do koloru szyi. Konsystencja nie jest lejąca, ale też nie jest jakaś zbita.
 Producent obiecuje nam dosyć wiele. Ale... Muszę się zgodzić w większości z tymi obietnicami. Może nie nawilża, ale też nie zauważyłam wysuszenia czy podkreślenia suchych skórek. U mnie często się one zdarzają, więc tutaj ogromny plus. Długotrwałe działanie? Jasne,że tak! :) Tutaj sprawdził się bardzo dobrze. Może nie jest to 16 godzin jak jest obiecywane, ale ciężko znaleźć aż tak trwały podkład. Ja gdy robię rano makijaż, tak wieczorem przy demakijażu jeszcze znajduję większość podkładu na wacikach. W ciągu dnia trzeba go raz przypudrować i może też minimalnie znikać, ale nie jakoś spektakularnie. Tak więc nie musimy się martwić o to czy coś nam nie ubyło :) Daje znakomicie naturalne wykończenie. Jak pytałam koleżanek czy coś widać, to stwierdziły, że wygląda naturalnie, tak jakbym nic nie miała. Nic, czytaj lepszą, naturalną cerę :D Krycie ma średnie w kierunku słabego, ale u mnie to co jest niepożądane zakrywa. Nie poradzi sobie natomiast z większymi wypryskami czy zaczerwieniami, ale od tego już jest korektor. Ja jestem zadowolona z trwałości jak i krycia.
Tutaj jeszcze bez pudru, stąd nieco ciemniejszy kolor.
 
 Jak widzicie na zdjęciach powyżej, podkład daje bardzo naturalny efekt. Nie musimy się obawiać o efekt maski. Czytałam też na wielu blogach, ze ciemnieje w ciągu dnia, jednak ja nie zauważyłam czegoś takiego. Zasycha bardzo szybko na twarzy. Nie w tempie ekspresowym, ale dosyć szybko więc musimy uważać, żeby nie narobić sobie smug. Ja rozprowadzam go palcami i dzięki temu potrzeba go naprawdę niewiele by pokryć całą twarz. Daje dość świecące wykończenie, więc niezbędny jest puder matujący. Jest bardzo wydajny. Używam go ponad miesiąc niemal codziennie, i mam go jeszcze ok 1/3. Za tą cenę uważam, że to naprawdę tani i wydajny podkład.
Dostępność/Cena:
Słaba... Malutkie drogerie osiedlowe, kioski / 8-9 zł

Ze swojej strony polecam go z czystym sumieniem. Jest naprawdę wydajny, tani, trwały. Czego chcieć więcej? :)