Hej Misie:*
Przepraszam Was, że tak późno, ale w końcu jestem. Na weekend nie miałam nawet czasu żeby coś naskrobać, bo spędzałam go z N. w Zielonej. A że pojechał dopiero wczoraj wieczorem, to tak wszystko wyszło. Ale już jestem i nadrabiam. Czas mnie goni, a recenzje same się nie napiszą. Dziś chciałam Wam napisać kilka słów o pysznie pachnącym serum kolagenowym od BingoSpa. Podchodziłam do niego dość sceptycznie, ale po pierwszym poniuchaniu zaczęłam liczyć na coś więcej :D Ciekawi czy się nie zawiodłam? Zapraszam dalej.
Kilka słów od producenta:
Serum
kolagenowe BingoSpa zawierające wysokowartościowe, naturalne składniki
aktywne skutecznie zmniejszające objawy cellulitu na brzuchu, udach i
pośladkach.
Kolagen - regeneruje i przywraca sprężystość wnikając w najgłębsze warstwy skóry, wygładza skórę i poprawia jej pigmentację,
Masło Shea zawiera
naturalne tokoferole i kwasy tłuszczowe: palmitynowy, stearynowy,
oleinowy, linolowy oraz naturalne filtry UV o działaniu zmiękczającym,
wygładzającym skórę. Dzięki właściwościom odbudowy i regeneracji komórek
lipidowych masło Shea poprawia jej jędrność i elastyczność, chroni
przed szkodliwym wpływem środowiska oraz neutralizuje wolne
rodniki, opóźniając starzenie się skóry
L-karnityna – wzmacnia spalanie tłuszczów i zapobiega ich odkładaniu się. Przyspiesza regenerację skóry.
Zielona herbata - pobudza mikrocyrkulację krwi i limfy, ułatwia eliminację toksyn.
Wchłonięte
składniki kolagenowego serum BingoSpa zmniejszają objawy
cellulitu, poprawiają kondycję i koloryt skóry, odżywiają, nawilżają i
wygładza skórę.
Opakowanie to miłe zaskoczenie. Do tej pory gdy miałam do czynienia z kosmetykami Bingo, byłam niemiło rozczarowana za każdym razem. Tutaj rozczarowanie zamieniło się w coś lepszego. Butelka przede wszystkim posiada pompkę. Nie metalową zakrętkę, a pompkę, która na dodatek w razie transportu ma możliwość blokady. Nie zacina się, nie odblokowuje sama. Ale to jeszcze nie wszystko. Kolejnym miłym zaskoczeniem była etykietka. Nie papierowa a jakby plastikowa? W każdym razie w razie kontaktu z wodą nic się z nią nie dzieje. Do tego przezroczyste opakowanie dzięki któremu widać zużycie. W końcu całkiem przyjemna szata graficzna ciesząca oko. Wszystko dopracowane na tip top. Jestem pozytywnie zaskoczona.
Serum po wydobyciu z butelki ma dość lekką, nieco lejącą konsystencję. Całe szczęście nie leje się przez palce. Zapach ma po prostu obłędny. Prawdziwa brzoskwiniowa Ice Tea. Nie mogłam się nawąchać. Codzienne smarowanie jest miłym dodatkiem wieczornej kąpieli a nie przykrym obowiązkiem. Mogę go wąchać i wąchać. Wchłania się dość szybko, a zapach na skórze utrzymuje się spory czas po wchłonięciu. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest działanie. A tutaj nie mogę zbyt dużo pozytywnych rzeczy napisać. Właściwie negatywów też nie ma, ale jeśli chodzi o obietnice, to nie są one spełnione w 100%. Jedyne co zauważyłam podczas regularnego stosowania, to zwiększone napięcie skóry. Niestety to by było na tyle z działania. Ale fakt, faktem, że zapach i poprawa napięcia skóry przemawiają za tym, by znów kiedyś je kupić. Jako zwykłe mazidło spisuje się dobrze. Polecam, ale tylko w takim sensie używania :)
Dostępność/Cena:
Klik, Auchan / 16 zł
Miałyście? Jak się u Was spisało?
A już myślałam, że faktycznie wyszła jakaś nowa ice tea z pompką ;D Ciekawie się zapowiada, ale mam jeszcze kilka mazideł do ciała które muszę wykończyć.
OdpowiedzUsuńja też myślałam,że jakaś nowa ice tea :D to musi pachniec nieziemsko :)
OdpowiedzUsuńjeszcze nie mogę u siebie go znaleźc, ale jak tylko się pojawi kupuje!
OdpowiedzUsuńCiekawe serum, chętnie wypróbuję. :)
OdpowiedzUsuń