.

Pomarańczowa energia zamknięta w słoiczku.

30 maja 2014

Hej Rybki :*
Plany na dzisiejszy post były nieco inne. Jednak postanowiłam wziąć się za zaległe recenzje. Dzisiaj gdy przenosiłam wszystkie pliki do jednego folderu, by ich nie stracić przy formatowaniu, trafiłam na folder ze zdjęciami do obróbki. Sporo jest tam jeszcze kosmetyków, które czekają na swoją kolejkę. M.in. były tam zdjęcia kremu, który otrzymałam na spotkaniu lubuskich blogerek w lutym. Niestety jego data ważności była tylko do końca kwietnia, więc używałam go tylko dwa miesiące. Niemniej jednak myślę, że recenzję śmiało mogę mu wystawić. Dość sporo się o nim dowiedziałam przez ten czas. A czy przypadł mi do gustu? O tym dalej.
Na początek, coś od producenta:  (Źródło)
Doskonały krem opracowany na bazie wody z kwiatu pomarańczy, która z łatwością przenika w głąb komórek skóry, przywracając jej równowagę. Działa lekko ściągająco, rozjaśnia i tonizuje skórę. Orzeźwiający zapach kwiatu pomarańczy działa stymulująco na umysł. Olejki z migdałów, jojoba i shea doskonale nawilżają, odżywiają i chronią skórę nie pozostawiając uczucia ociężałości. Wyciąg z rumianku dodaje uspokajająco- łagodzące funkcje. Ten aksamitny krem jest idealnym wyborem na świeżą dawkę energii każdego dnia!

Gdy go dostałam, od razu wpadło mi w oko bardzo ciekawe opakowanie. Szklany, dość ciężki, ale mały słoiczek. Do tego doczepiona na sznurku ulotka. Takie najdrobniejsze szczegóły naprawdę zrobiły całość. Nie czekałam długo i wzięłam się za testowanie. Nalepka się nie zerwała, napisy nie pościerały. Wszystko na tip top. Dodatkowo grube, ciemne szkło sprawia wrażenie nieco aptecznego, ale zarazem ciekawego designu. Po otwarciu nasz nos uderza od razu mocny zapach pomarańczy i mandarynek. Zapach ten jest obłędny. Z przyjemnością zużywałam ten krem.
Konsystencja kremu jest dość zbita, ale po nabraniu na dłoń staje się lekka. Wchłania się bardzo szybko, pozostawiając na twarzy lekką powłoczkę. Nie każdemu może to pasować. Niemniej jednak ja używałam go początkowo na dzień. Nie dogadywał się on z moim podkładem, więc przestawiłam go na noc. Dzięki temu, moja twarz rano była nawilżona, promienna. Dodatkowo zapach utrzymywał się dość długo. Nawilżenie było mocno wyczuwalne i widoczne. Moja cera dostawała bardzo fajnego kopa. Przy mojej dość mocnej pielęgnacji antytrądzikowej, ten krem chronił moją cerę przed przesuszeniem. Szkoda, że tak szybko musiałam go odstawić, przez ważność. Niemniej jednak jest to krem, który mocno nawilżał moją kapryśną i wymagającą cerę, przy okazji nie zapychając jej. Polubiłam się z nim, choć nie wyląduje w moim koszyku. Cena jest zdecydowanie za wysoka, bym mogła go kupić ot tak. Wolę postawić na coś tańszego i równie skutecznego. Ale jeśli chcecie wypróbować, to śmiało polecam. Nie jest to droga inwestycja jeśli lubicie mieć jeden krem bardzo długo. Przez te dwa miesiące codziennego używania, zużyłam zaledwie 1/5 kremu. Tak więc z jednej strony jest bardzo wydajny, więc stosunkowo cena nie jest duża. Jednak ja lubię testować coraz to nowe kremy, więc nie opłaca mi się wydać 50 zł, bo i tak po czasie go odstawię, bo najzwyczajniej w świecie mi się znudzi. Ale z czystym sercem go polecam.
Dostępność/Cena:
Klik / 49zł

Miałyście? Polecacie jakiś ciekawy krem do twarzy?

Mój pierwszy olej do włosów... Hit czy kit?

10 maja 2014

Hej Kotki :*
Ostatni czas znów był trochę zalatany. To majówka z przyjaciółmi, potem zaliczenia, prezentacje... Wieczny brak czasu. Ale post jest, bo nie mogę Was przecież zostawić bez niczego :) Ostatnio któregoś dnia tak nagle coś mnie chyba z góry uderzyło, bo zmieniłam całkowicie swój pogląd na włosy. Do tamtej pory włosy prostowałam niemal codziennie (przez kilka lat..), suszyłam gorącym powietrzem przy samej nasadzie co drugi dzień, używałam jedynie odżywek. Ale pięknego dnia odstawiłam prostownicę i postanowiłam coś zmienić. Poszperałam w internecie na temat zachwalanego olejowania. Najpierw padło na olej rycynowy. Puch na głowie jakich mało... Ale nie chciałam rezygnować. W końcu dotarłam do tego jaką mam porowatość i jakie oleje będą dobre. W ten sposób trafiłam na olejki do ciała Alterry. Jako iż była promocja i zamiast 23 zł zapłaciłam ok 14 zł, nie wahałam się i kupiłam... A czy to był strzał w dziesiątkę?
Olejek na jaki postawiłam to brzoza i pomarańcza. Wcześniej szukałam porównań, który z ich oferty będzie najlepszy i niemal wszędzie górował jeden i ten sam. I to właśnie na niego postawiłam. Olejek zamknięty jest w dość fajnej buteleczce, a ta w kartoniku. Butelka ma aplikator którym na pierwszy rzut oka może się fajnie psikać po włosach. Nic bardziej mylnego. Zamiast wytwarzać mgiełkę, psika strumieniem. Zatem jak ja sobie z tym poradziłam? Odkręcam aplikator po czym wylewam olej na łyżkę stołową i przelewam do miseczki. W ten sposób około 1-1,5 łyżki wystarcza mi na pokrycie całych włosów. Po czasie jednak nie do końca aplikator chce się dokręcać i trzeba użyć więcej siły. Minusy jak widzicie są, ale nie oceniajmy książki...
Olej jest przeznaczony do ciała, ale zawiera mnóstwo dobroczynnych składników, które idealnie nadają się do włosów. W związku z tym nie jestem w stanie się wypowiedzieć ani trochę na temat właściwości względem ciała. Natomiast względem włosów wysokoporowatych, blond, zniszczonych już tak. Mimo początkowo minusów w opakowaniu i jednak cenie regularnej, właściwości mogą być znacznie bardziej na plus. Olej używam od niemal miesiąca i zostało mi go zaledwie na dwa razy. Wydajność zatem nie powala. Za to zapach jest genialny. Owocowy, świeży ale zarazem nieco słodki. Zdecydowanie wyczuwam w nim pomarańczę.
Ale najbardziej chodzi mi tutaj o właściwości. A te są ciekawe. Pomimo tego iż używam tego oleju dopiero od miesiąca, zdecydowanie widzę różnicę w stanie moich włosów. Nie są już aż tak suche i bez wyrazu. Oczywiście tutaj ma znaczenie też odżywka, o której już niebawem będzie na blogu. Ale nie ukrywam, że sama odżywka aż takiego efektu by nie dała. Zdaję sobie sprawę, że włosów w miesiąc nie zregeneruję. Jednak olej się kończy, więc i recenzję czas wystawić. Jest to z tego co wiem jeden z lepszych olejów do wysokoporowatek.Włosy wyglądają o wiele lepiej. Olej nakładam (a przynajmniej się staram) przed każdym myciem, czyli co drugi dzień na ok. 3 godziny. Nie nakładam go na skalp, gdyż wówczas zaczyna mnie piec i mam czerwoną skórę. Efekty widać, ale wiem, że przede mną długa droga do pięknych włosów. Nie zamierzam rezygnować z olejowania po tym jak widzę efekt. Jednak jak tylko go skończę, kupię prawdopodobnie oliwę z oliwek, albo olej słonecznikowy. 23 zł to jednak nieco za dużo na miesiąc. Ale całkowicie go polecam (tylko szukajcie w promocji). 

Skład:
Glycine Soya Oil*, Simondsia Chinesis Seed Oil*, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Prunus Armeniaca Kernel Oil*, Olea Europaea Fruit Oil*, Vitis Vinifera Seed Oil, Persea Gratissima Oil, Limonene**, Betula Alba Leaf Extract*, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Ruscus Aculeatus Extract, Citrus Aurantium Dulcis Oil, Citrus Nobilis Oil, Parfum**, Actinidia Chinesis Seed Extract, Hippophae Rhamnoides Oil*, Tocopherol, Citrus Medica Limonum Peel Oil, Citrus Aurantifolia Oil, Helianthus Annus Seed Oil, Helianthus Annus Seed Oil*, Rosmarinus Officinalis Extract*, Rosmarinus Officinalis Leaf Extract, Citral**, Linalool**, Geraniol**


Dostępność/Cena:
Rossmann / 23 zł (cena regularna), ok. 14 zł (w promocji)