.

Biedronka znów zaskakuje. Mnóstwo kosmetyków w świetnych cenach!

30 czerwca 2015

Hej, hej. Spieszę Was tylko poinformować o nowej ofercie Biedronki. Po raz kolejny sklep zaskakuje nas mnóstwem świetnych kosmetyków. Wczoraj już byłam i potwierdzam, że nawet w niewielkich miastach kosmetyki już są ;) Ludzi jak na razie mało, więc pędźcie jak najszybciej jeśli planujecie porobić zapasy, bądź coś Wam się aktualnie pokończyło. A co konkretnie dobrego tym razem rzucili?
https://biedronka.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-biedronka-29-06-2015,14559/2/
Przede wszystkim szeroka oferta Lirene. Żele do twarzy, kosmetyki do i po opalaniu, płyn micelarny, kremy, coś do makijażu też się znalazło ;) Pozytywne zaskoczenie. Możliwe, że sama na coś się skuszę ;)
https://biedronka.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-biedronka-29-06-2015,14559/4/
Co jeszcze? A no kosmetyki z Bell. Osławione już tinty czy pomadki. Poza tym wróciły podrobione Eosy, na które w poprzedniej ofercie nie wszyscy się załapali. Teraz macie świetną okazję by je wypróbować. Zbierały różne opinie, aczkolwiek warto sprawdzić na sobie ;) Poza tym trójpak płatków kosmetycznych Carea (swoją drogą jedne z lepszych jakie miałam), maseczki ze śluzem ślimaka czy maseczki z Tołpy.
https://biedronka.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-biedronka-29-06-2015,14559/6/
Dość szeroką gamę wrzucili również z Garniera. M.in. moja jedna z ulubionych odżywek Ultra Doux z karite czy zestawy szampon+odżywka w kuszącej cenie. Polecam zajrzeć, chociażby po odżywki ;P

Biedronka zaskakuje mnie coraz bardziej pozytywnie. Całą gazetkę możecie oczywiście zobaczyć TUTAJ. Wybieracie się do Biedronki po jakieś łupy? Ja się poważnie zastanawiam :P

Akcja zapuszczania włosów. Moje najbliższe plany + Stan na czerwiec.

28 czerwca 2015

Hej :* Czerwiec ma się już ku końcowi, a ja wraz z wakacjami podjęłam się czegoś, co chodziło za mną od dawna. Już daaawno temu postanowiłam, że zapuszczę włosy. Szło mi to topornie, co jakiś czas je ścinałam i właściwie nic mi z tego nie wychodziło. W końcu trafiłam na bloga Smyrgotki, której włosy tak mnie zachwyciły, że zapragnęłam mieć też takie długie. Chyba nie ma osoby, która by jej nie kojarzyła. Posiada "najsłynniejsze" włosy w blogosferze :P Właściwie to nic dziwnego, bo są cudowne, długie i zadbane. Trochę ponad rok temu zaczęłam więc intensywnie dbać o swoje kłaczki, by nie musieć ich ścinać i zacząć w końcu dążyć do idealnej długości. Zapuszczam już jakiś rok, choć w międzyczasie zdarzało mi się je lekko podciąć. Żeby znów mnie do tego nie korciło, postanowiłam dzielić się tutaj z Wami mniej więcej co miesiąc efektami zapuszczania ;) Dziś post pierwszy, czyli stan na czerwiec ;)
Włosy są w dobrym stanie, choć ostatnio znów nieco się przesuszyły. Wszystko z winy suszarki, którą musiałam dość często używać. Same z siebie schną ponad trzy godziny, więc dla mnie to mnóstwo czasu. Z zajęć wracałam często wieczorem, umyłam je i marzyłam już tylko o ciepłym łóżeczku. Dlatego musiałam wspomagać się suszarką właśnie. A, że postanowiłam zużywać inne odżywki by zapasy się nie piętrzyły, to odstawiłam również moją ukochaną odżywkę ze Starej Mydlarni na "gorszy czas". Ten właśnie nadszedł, a ona jak zwykle mnie nie zawiodła i włosiska wracają powoli do normy ;)
Stan na czerwiec przedstawia się następująco:
Długość włosów w najdłuższym fragmencie: 67 cm
Grubość kucyka: 9,5 cm
A jaki mam plan? Grubość włosów mnie zadowala, natomiast długość jeszcze nie :D Plan jaki sobie założyłam, to długość za szanowne cztery litery, czyli mniej więcej 90-100 cm. Gdy uda mi się do tego dobić, serię uznam za skończoną i będę po prostu systematycznie je podcinać, bo dłuższe nie będą już zbyt estetycznie się prezentowały. Trzymajcie za mnie mocno kciuki i dajcie znać czy chcecie taką comiesięczną aktualizację na blogu ;) P.s. uprzedzam wszelkie pytania raz jeszcze i mówię: włosy nie były prostowane, im są cięższe tym bardziej proste, a po drugie kolor jest w 100% mój. Stało się tak za sprawą słońca, które nieco je rozjaśniło. Od spodu mam nieco ciemniejszy kolor :P Mam nadzieję, że uda mi się być systematyczną i co miesiąc postaram się Was informować o efektach ;)

Lakiery do paznokci 1+1 za grosz i inne! Czyli co nowego w drogeriach?

26 czerwca 2015

Hej ;* Dziś na rozluźnienie chciałam Wam wrzucić zbiór najnowszych promocji w drogeriach ;) Każda co rusz oferuje nam coś nowego. Aktualnie w Naturze i Hebe (w sumie od wczoraj) obowiązują całkiem interesujące oferty, o których postanowiłam Was poinformować ;)
https://drogerie-natura.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-drogerie-natura-25-06-2015,14462/1/
W Naturze od wczoraj możecie kupić lakiery do paznokci w świetnej promocji. Kupujecie jeden, a drugi bierzecie za grosz! Myślę, że to świetne rozwiązanie nie tylko dla lakieromaniaczek, ale również dla tych z Was, które planują porobić zapasy na lato ;) Dodatkowo mamy tam również promocję -30% na kosmetyki do opalania. Dobre rozwiązanie, bo pogoda powolutku ma się poprawiać ;) Cała gazetka dostępna TUTAJ.
https://rossmann.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-rossmann-19-06-2015,14405/1/
Rossmann również przygotował dla nas ciekawe propozycje. Poprzeceniana kolorówka, m.in. podkłady i tusze z Rimmel czy Maybelline. Całą gazetkę możecie zobaczyć TUTAJ.
https://drogeria-hebe.okazjum.pl/gazetka/gazetka-promocyjna-drogeria-hebe-25-06-2015,14473/1/
A co dobrego w Hebe? Tutaj drogeria wyszła na przeciw tym z Was, które potrzebują czegoś nowego na lato, mam tu na myśli perfumy, ale również obniżyła ceny antyperspirantów. Na zapachy macie aż do 40% zniżki, natomiast na antyperspiranty do 30%. Myślę, że całkiem nieźle ;) Całą gazetkę możecie zobaczyć TUTAJ.

Myślę, że chociaż części z Was pomogłam i pobiegniecie po zapasy do drogerii :P

Mój sprzymierzeniec w walce z poparzeniami słonecznymi.

21 czerwca 2015

Hej ;* W przerwie nauki na jutrzejszy (swoją drogą ostatni już przed obroną) egzamin, wpadam do Was z kolejnym postem. Dziś mam Wam do przedstawienia kosmetyk, bez którego nie wyobrażam już sobie opalania. A właściwie jakiego opalania? Ja i opalanie? To nigdy nie szło w parze, niestety... Od zawsze byłam blada i jakoś średnio mi to przeszkadzało. Ale wiadomo, z wiekiem coraz bardziej zaczęła mi się podobać opalenizna. Mam za sobą ze dwie czy trzy wizyty w solarium, których nie wspominam zbyt miło. Zawsze, nieważne czy po solarium, czy po zwyczajnym opalaniu się na słońcu, kończyło się to poparzeniami i wielkimi czerwonymi plamami. Nic nie działało, a słońce kojarzyło mi się wyłącznie z bólem. Gdy napisała do mnie Pani Iwona z firmy Evree z propozycją przetestowania ich nowości, zawahałam się. Olejek, który wprowadzili jest stricte nawilżający. Moja skóra nawilżenia właściwie nie potrzebuje. Ale zagłębiając się w informacje o olejku zauważyłam, że nadaje się świetnie także na poparzenia słoneczne. Pomyślałam sobie, bingo! Marka znana jest ze  świetnych olejków, tak więc postanowiłam go wypróbować. A czy wyszła z tego miłość?
Twoja rutynowa pielęgnacja nawilżająca przestała przynosić efekty? Wypróbuj specjalistyczną, ultranawilżającą kurację do ciała POWER FRUIT!
Co zawiera i jak działa? Power Fruit to innowacyjny, dwufazowy nawilżający olejek do ciała. To pierwszy tak wyjątkowy produkt na rynku. Łączy w sobie działanie olejku i balsamu. Wchłania się w mgnieniu oka a skóra pozostaje idealnie nawilżona i gładka. Jak to możliwe? Poprzez połączenie olejku malinowego i kwasu hialuronowego. Obydwa te składniki samodzielnie mają bardzo silne działanie nawilżające, a dzięki ich połączeniu możliwe jest osiągnięcie efektu maksymalnego nawilżenia.
Dlaczego stworzyliśmy dwufazową formułę? Faza górna to połączenie olejków: malinowego, winogronowego, jojoba, sezamowego oraz avocado. Zastosowana kompozycja działa w absolutnej synergii. Faza dolna to czysty kwas hialuronowy. Odgrywa kluczową rolę ponieważ utrzymuje prawidłowe nawilżenie skóry poprzez wiązanie wody w naskórku.
Połączenie fazy olejowej i wodnej sprawia, że formuła idealnie i bardzo szybko się wchłania, pozostawiając przyjemną, świeżą, ochronną, nietłustą warstewkę na skórze.
Uwaga! Przed użyciem należy wstrząsnąć by utworzyć jednolitą konsystencję. Olejek dozowany na skórę przybiera lekko żelową konsystencję, dzięki czemu nie spływa ze skóry. Można się nim smarować nawet w biegu. Źródło
Olejek dostajemy zapakowany w dodatkowy kartonik, na którym znajdziemy wszystkie niezbędne informacje. Lubię takie rozwiązanie, ponieważ opakowanie właściwe nie jest już zaśmiecone tym co w zasadzie można umieścić gdzie indziej nie psując designu. A właśnie, jeśli chodzi o kwestie wyglądu, wszystkie olejki Evree mają specyficzną szatę graficzną. Przypadła mi ona do gustu. Choć w zasadzie kosmetyk ma działać, a nie wyglądać, to jednak miło jak poza tym też jakoś wygląda. Buteleczka ma otwarcie z takim "dziubkiem". Takie rozwiązanie jest praktyczne i higieniczne. Nie musimy się dzięki temu obawiać, ze coś nam się wyleje. Otwór jest malutki, ale idealny do tego typu produktu. Dzięki niemu uda nam się wydobyć odpowiednią ilość olejku. Po boku w etykiecie jest dziura, przez co widać ile produktu nam jeszcze zostało.
Jak można przeczytać od producenta, olejek jest dwufazowy. Po wstrząśnięciu obie warstwy dobrze się ze sobą łączą. Formuła jest jak sama nazwa wskazuje, olejowa. Zapach jest dość mocny, aczkolwiek bardzo przyjemny, perfumowany. Utrzymuje się dość krótko, a szkoda. Ja używam go na suchą skórę przez co wchłanianie jest nieco wolniejsze. Wiem, że można nakładać go również na zwilżoną delikatnie skórę, co przyspieszy ten proces.Mimo to, na sucho wchłania się przyzwoicie. Pozostawia skórę nawilżoną i delikatnie ją napina. Ale u mnie o nawilżenie nietrudno. Ważniejsze było dla mnie działanie na poparzenia słoneczne. Jako osoba blada, najpierw pojawiają mi się czerwone plamy (poparzenia...), potem po długim czasie przechodzą w delikatną opaleniznę. Jednak cały proces jest męczący, bardzo bolesny i niekoniecznie przyjemny. Ciężko było mi znaleźć coś, co na dłużej ukoi moje spieczone ciało. Przez to wszystko unikałam leżenia plackiem na słońcu (co uwielbiam) i starałam się nie opalać. Ten olejek był dla mnie nadzieją. Nie sądziłam, że tak szybko będę mogła sprawdzić jego właściwości. Podczas konferencji w Paryżu, przez dwie i pół godziny staliśmy w pełnym słońcu, a ja oczywiście miałam bluzkę na ramiączkach. Spaliłam sobie ramiona niemiłosiernie. Po powrocie sięgnęłam po to zbawienie. Już zaledwie po dwóch dniach poparzenia przestały mnie prawie całkowicie boleć, a po trzeciej aplikacji nie odczuwałam już żadnego dyskomfortu, ani bólu, a moja opalenizna zaczęła wyglądać dobrze. Jestem pod ogromnym wrażeniem działania tego cuda. Myślę, że starczy mi spokojnie na ten sezon, a za rok kupię kolejne opakowanie ;) Polecam Wam z całego serducha jeśli tak jak ja, macie problem z poparzeniami słonecznymi. Cieszę się, że ostatecznie skusiłam się na wypróbowanie tego olejku ;)

Dostępność/Cena:
Natura, Rossmann, Dayli / 28 zł (100ml)

Trip to Paris. Fotorelacja.

17 czerwca 2015

Hej :* Jak wiecie, w piątek wyruszyliśmy z Norbertem na wycieczkę do Paryża. Dziś chciałam Wam nieco przybliżyć to, co udało nam się zobaczyć i jak właściwie przebiegało to wszystko. Bardzo dużo ludzi, zarówno z Polski jak i z innych krajów uczestniczyło w sobotę (13.06) w konferencji pokojowej w sprawie wolnego Iranu. Nie będę ściemniać, warunkiem tego, że pojechaliśmy było właśnie uczestniczenie w tym wydarzeniu. Mimo tego, że tego dnia było jak było, powrót do hotelu przedmieściami Paryża wynagrodził mi wszystko. Nie żałuję niczego, mimo ogromnego zmęczenia, ogarniania się na stacjach itd. :D Ale po więcej zapraszam Was dalej ;)
Jak widzicie, na konferencji ludzi było mnóstwo. Spokojnie z kilka tysięcy. To co jest na zdjęciu to naprawdę niewielka część wszystkich obecnych. Siedzieliśmy prawie na samym początku,a za nami ludzi było mnóstwo. Po dojechaniu na miejsce musieliśmy wystać dwie i pół godziny w palącym słońcu po to, by każdy był dokładnie sprawdzony na bramkach przez ochroniarzy. Wiadomo, konferencja pokojowa to doskonały cel jakichkolwiek ataków. Niemniej jednak obyło się bez większych ekscesów. Po wejściu do środka szukaliśmy naszego sektora. Nikt nie był w stanie nam pomóc. Najśmieszniejsze było jak próbowałam się porozumieć z ochroniarzami, żeby nam pomogli... Ja do nich mówiłam po angielsku, a oni wszystko rozumiejąc odpowiadali mi po... francusku :D I weź tu człowieku bądź mądry. Po ponad godzinie udało nam się jakoś go znaleźć. Nie powiem, zaczynałam się po jakimś czasie nudzić, więc wyszliśmy na zewnątrz. Tam spotkaliśmy przesympatycznych Irańczyków, którzy prezentowali swoją muzykę i taniec narodowy.
Po konferencji (która trwała od 14 do 22...) wróciliśmy zmęczeni do hotelu. Drugiego dnia z rana mieliśmy przepyszne śniadanie na słodko, po czym ruszyliśmy do centrum Paryża. Wysiedliśmy na osławionym placu Concorde. Już tam byłam zauroczona architekturą, a to był dopiero początek...
Pierwszym przystankiem był oczywiście Luwr. Niestety nie udało nam się wejść do środka ze względu na gigantyczną kolejkę. Szkoda nam było marnować czasu na stanie w niej, więc korzystaliśmy z jego uroków zewnętrznych.
Po Luwrze przyszedł czas na Katedrę Notre Dame. Kolejny strategiczny punkt. Poczułam się prawie jak w bajce o Dzwonniku :D Zarówno z przodu jak i z tyłu katedra prezentuje się cudownie. Tutaj także nie udało nam się wejść do środka. Wszędzie kolejki były ogromne.
Kolejno na "mapie punktów do zobaczenia" był Panteon. Niestety nie daliśmy rady do niego dotrzeć. Najzwyczajniej w świecie się zgubiliśmy. Spędziliśmy trochę czasu na szukaniu, aż w końcu zrezygnowaliśmy. Zdecydowanie lepiej było odpuścić niż marnować dalej czas na bezsensownym szukaniu. Postanowiliśmy więc ruszyć na wieżę Eiffla. Nie ukrywam, że tak naprawdę wieża była właściwie jedynym miejscem, które musiałam zobaczyć. Marzenie spełnione ;) Jest ogromna. Oczywiście nie mogłam sobie też odpuścić zdjęcia z karuzelą pod wieżą. Pięknie się prezentowała. Pod wieżą zrobiliśmy sobie chwilę przerwy na pyszne napoje.
Przedostatnim punktem był Łuk Triumfalny. Fotki wspólne mamy, choć w tle oczywiście było pełno ludzi. Zaskoczyła mnie jedna para pod łukiem. Stanęli na środku pasów, po czym zrobili sobie zdjęcie wstrzymując cały ruch. No, ale przynajmniej mają zdjęcie sami pod łukiem :D Ostatnie co chcieliśmy zobaczyć, to pola elizejskie. Mogliśmy obserwować tam scenę jak z filmu, gdy lokaj podchodzi i odbiera samochód gościa hotelowego i jedzie go odstawić :P W międzyczasie oczywiście dorwałam też Coca Colę Life. Zawsze chciałam jej spróbować! :D Ale jak pola elizejskie, to również i... SKLEPY!
Mac, Dior, Guerlain, Sephora, Yves Rocher i wiele innych. L'Occitane nie znajdowało się na polach, aczkolwiek nie mogłam sobie odmówić wstąpienia do środka ;) Całość wycieczki uważam za bardzo udaną. Spełniłam swoje marzenie i mam nadzieję, że kiedyś tam wrócę. Choć na początek chciała bym zwiedzić resztę miejsc z mojej listy. A potem, kto wie... Najbardziej z tego wszystkiego rozbawiła mnie mimo wszystko policja francuska i tubylcy. Przepisy drogowe nie mają tam racji bytu :D Czerwone światło, linia zatrzymania? A co to, na co to komu? :D Do tego, gdy chcieli ominąć korek, włączali sygnał, przejeżdżali i sygnał magicznie wyłączali... Ale pomimo ogromnego zmęczenia, niezbyt ciekawych warunków przed i w trakcie konferencji nie żałuję. Jeśli będziecie mieli kiedyś okazję, z całego serca polecam. Warto, naprawdę warto. Wszystko jest przepiękne i godne zobaczenia. Nawet najzwyklejsze kamieniczki wyglądają pięknie... Od razu przepraszam Was jeśli wkradł się jakiś chaos czy błąd, ale emocje biorą górę. Pamiętajcie, spełniajcie swoje marzenia! :)

Angie w podróży. Czyli Bonjour Paris! ;)

11 czerwca 2015

 Hej :* Miałam coś konkretnego napisać, aczkolwiek nie miałam na tyle czasu. Ten tydzień był mocno zapchany, a jutro już jedziemy. Jak wiecie (albo i nie) jutro wyruszamy w trip do Paryża. Jestem z jednej strony bardzo podekscytowana, a z drugiej wizja 16 godzinnej podróży nieco mnie przeraża. Do tego od razu z podróży jedziemy na konferencję pokojową. Tak więc w hotelu będziemy dopiero w sobotę wieczorem. Noc na odespanie, a od rana w niedzielę zwiedzamy ;) Cały weekend będę miała wyjęty z życia, ale warto. Spełniam tym samym swoje jedno marzenie. Na liście miejsc do odwiedzenia jest jeszcze sporo, ale to będzie już jeden krok naprzód. Jakiś konkretniejszy post pojawi się zapewne dopiero we wtorek-środę w przyszłym tygodniu. Tak więc trzymajcie się ciepło i życzcie nam bezpiecznego dojazdu i dobrej pogody ;) A tymczasem zostawiam Was z pięknymi widokami z Paryża ;)
Buziaki! :*

Krem do twarzy z Witaminą C. Eco receptura Starej Mydlarni.

6 czerwca 2015

Hej :* Dziś wpadam do Was z recenzją kremu do twarzy ze stajni Starej Mydlarni. Firmę lubię, ze względu na dobrej jakości niedrogie produkty. Tym razem skusiłam się na odżywkę z witaminą C, o której mogliście przeczytać Tutaj. Okazała się ona moim wielkim hitem i zapewne jak ją wykończę, wrócę kiedyś do niej. Na takie same efekty wow liczyłam w przypadku kremu, o którym dzisiaj chciałam Wam napisać. Co prawda jest on przeciwzmarszczkowy, ale również nawilżający. Ostatnio moja cera wołała o pomstę i mocno się przesuszała. Mimo mojej mieszanej/tłustej cery nawilżenie również jest wskazane, a tym bardziej w ostatnim czasie. Pokładałam wielkie nadzieje w tym kremie... A czy faktycznie okazał się tak dobry jak oczekiwałam? Po to zapraszam do laszej lektury ;)
 
Lekki i aksamitny krem przeciwzmarszczkowy, rozświetlający i nawilżający na bazie surowców naturalnych - masła shea, oleju z pestek winogron, soku z aloesu, ekstraktu z zielonej herbaty, alantoiny, wit. C oraz E. Optymalnie nawilża skórę, zabezpieczając przed utratą wody. Doskonale ujędrnia skórę, wygładza zmarszczki, neutralizuje wolne rodniki, opóźniając proces starzenia się skóry. Witamina C delikatnie rozjaśnia przebarwienia i rozświetla. Pojemność 50 ml
Składniki aktywne:
• WITAMINA C  • OLEJ Z PESTEK WINOGRON • XERADIN • MASŁO SHEA / karite • SOK Z ALOESU • EKSTRAKT Z ZIELONEJ HERBATY • GLICERYNA ROŚLINNA • WITAMINA E • WITAMINA B5 / d-panthenol • ALANTOINA     Źródło
Krem dostajemy zapakowany w buteleczkę z pompką. Takie rozwiązanie bardzo mi się podoba, ze względu na aspekty higieniczne. Nie musimy się babrać palcami w kremie, jednocześnie wpuszczając mnóstwo bakterii. Pompka nie zacięła mi się ani razu. Szata graficzna również przypadła mi do gustu. Delikatna, nienachalna, jak zresztą większość produktów SM. Nie zauważyłam by działo się z nim coś złego. Dodatkowo pompka zabezpieczona jest plastikową nakrętką. W kwestiach technicznych nie mam się do czego przyczepić.
Natomiast najważniejsze jest tutaj działanie. Krem jest biały, gęsty, pachnie nieco cytrynowo, podobnie do odżywki. Wydaje mi się, że cała seria z witaminą c tak pachnie. Przy nakładaniu go na twarz należy zwrócić szczególną uwagę, by nie nałożyć go zbyt dużo. Po kontakcie ze skórą staje się jakby lżejszy i naprawdę wystarczy niewielka ilość na pokrycie całej buźki. Co za tym idzie, wydajność mocno zyskuje. Wchłania się średnio, pozostawiając po sobie delikatne uczucie warstwy ochronnej. Lepiej używać go na noc, wówczas całość spokojnie się wchłonie. Pod makijaż może być gorzej. A co do jego nawilżenia, tutaj jest nieźle. Nawet bardzo. Moja sucha skóra bardzo odżyła, stała się dobrze nawilżona. Nawet po odstawieniu przej jakiś czas była w dobrej kondycji. Niestety... Już myślałam, że będzie z tego ogromna miłość, a tu klops. Krem mnie zapychał. Nie od razu oczywiście. Przy dłuższym używaniu zauważyłam coraz częstszy wysyp nieprzyjaciół. Powiązałam to początkowo z podkładem, jednak po odstawieniu kremu problem zniknął. Tak więc jak najbardziej polecam osobom, które nie mają tendencji do zapychania. Ja niestety musiałam go odstawić... :( Szkoda, wielka szkoda bo nawilżenie jest genialne...
Wrzucam dodatkowo skład, ponieważ na stronie Starej Mydlarni nie znajdziecie go w takiej postaci. Są tylko wypisane konkretne składniki aktywne i nic poza tym. Szczerze polecam, ale tylko gdy nie macie problemu z zapychaniem. Krem uważam za dobry, aczkolwiek nie dla każdego. A co do właściwości przeciwzmarszczkowych nie jestem w stanie się wypowiedzieć :P
Dostępność/Cena:
Klik / 39 zł (50ml)

Miałyście go? A może polecicie mi jakiś dobry nawilżający krem, który nie zapycha? :)
(P.s. Może mnie teraz przez jakiś czas nie być... W tym tygodniu mam dwa egzaminy, a potem jedziemy na weekend do Paryża. Postaram się w międzyczasie coś wrzucić, ale nie obiecuję. Możecie na bieżąco śledzić mnie na instagramie :))

Maj w pigułce. Podsumowanie miesiąca w zdjęciach.

3 czerwca 2015

Hej :* Maj już za nami i tak oto mamy 3 czerwca... Nie mam bladego pojęcia kiedy to wszystko zleciało. Właściwie całe trzy lata studiów szybko mi zleciały. Jestem z jednej strony mocno przerażona tym, że już koniec, za chwilę obrona, dorosłe życie. Ale jednak z drugiej strony może też się cieszę. W końcu możemy mieć z N. jakieś konkretne plany, których jeszcze zdradzać nie chcę. Ale jestem dobrej myśli. Dodatkowo już za 9 dni jedziemy do Paryża! Moje małe-wielkie marzenie w końcu się spełni. A dziś oczywiście mam pierwszy egzamin. Trzymajcie mocno kciuki ;) A nie przedłużając, zapraszam Was na podsumowanie maja w zdjęciach ;)
1.Występ majówkowy. Poza blogowaniem również śpiewam jako solistka w Centrum Kultury ;) Taki fejm, że miałyśmy namiot koło zespołu Loka :) | 2.W końcu zrobiło się cieplej i mogliśmy wyskoczyć do przyjemnej kawiarenki gdzie mają przepyszną szarlotkę na ciepło. | 3.Nowość marki Evree. Jeszcze w fazie testów. | 4.Piwerko. Norbert oczywiście standardowo kawusia ;) | 5.Selfie time! :D | 6.Działking i relaks pieseła. | 7.Truskaweczki prosto z działki. Nie mogę się doczekać innych owoców. | 8.Kawa była nieodłącznym elementem tego miesiąca... | 9.Najlepszy film i oczywiście aktor ever! <3

A u Was jak minął maj? Mam nadzieję, że ciekawie i ciepło przede wszystkim :)