.

Tonik Kwiat Pomarańczy ze Starej Mydlarni.

21 września 2015

Hej ;* Łaaa, ile mnie tu nie było... Czas zdecydowanie za szybko mi ucieka. Nie mam czasu na nic kompletnie. Zaległości też mam sporo, ale postaram się to jakoś nadrobić w miarę szybko. Dziś chciałam Wam napisać kilka słów o mgiełce a w zasadzie toniku kwiat pomarańczy ze Starej Mydlarni. Używam go niemal codziennie od dłuższego czasu i myślę, że mogę już o nim napisać parę słów. Początkowo planowałam go używać jako mgiełkę, szczególnie w letnie upały. W tej roli jednak się nie spisał, tak więc spróbowałam go używać jako tonik. I jak spróbowałam, tak zostało do dzisiaj. Ciekawi jesteście czy się sprawdził? O tym w dalszej części ;)
Wodna mgiełka do twarzy i ciała - Kwiat pomarańczy  - orzeźwiający tonik otrzymywany w wyniku destylacji świeżych kwiatów pomarańczy bogatych w aktywne olejki aromatyczne wysokiej jakości.
Posiada właściwości odświeżające, nawilżające i tonizujące. Obecny w nim beta-karoten normalizuje keratynizację naskórka. W czasie upałów odświeża skórę na cały dzień. Przeznaczony do każdego typu skóry, szczególnie do cery wrażliwej, pozbawionej blasku, a także tłustej i mieszanej, którą łagodnie rozjaśnia i tonizuje, niwelując przebarwienia.
Tonik pomarańczowy to kosmetyk na cały rok – latem odświeża i chłodzi, a zimą nawilża przesuszony naskórek i poprawia nastrój. Musisz go mieć!
Przeznaczenie: cera pozbawiona blasku, tłusta i mieszana
Pojemność 125 ml   Źródło
Tonik zamknięty jest w przezroczystej butelce z atomizerem. Wyjściowo ma to być wodna mgiełka, stąd też takie rozwiązanie. Atomizer zaciął mi się jeden jedyny raz przez cały okres używania. I to właściwie tylko chwilowo, bo ponaciskałam go kilka razy i znów zaczął działać. Na opakowaniu znajduje się również nalepka z wszystkimi potrzebnymi informacjami. Szata graficzna jest typowa dla Starej Mydlarni, czyli prosta aczkolwiek ładna. Coś w sobie takiego ma co przyciąga wzrok. Podczas używania też delikatnie pękła mi plastikowa zatyczka od atomizera i muszę uważać żeby nie złapać za górę jak wyciągam tonik z szafy, bo inaczej potrafi mi wypaść z ręki. Jednak mimo tego, że kilka razy mi wypadł, nic się złego nie stało.
Zapach jest tym, co mnie najbardziej w tym wszystkim rozczarowało. Nie czuć ani pomarańczy, ani nic podobnego. Nie jestem w stanie go określić, ale nie przypadł mi do gustu. Najważniejsze jest jednak oczywiście działanie, a tutaj jest w zasadzie różnie. Nie wiem od czego to zależy. Raz moja cera reaguje na niego wręcz idealnie, a raz nie widzę w zasadzie nic. Początkowo jednak używałam go jako mgiełki. Na upalne dni się nie nadawał, bo bardzo szybko wysychał. Nie dawał uczucia odświeżenia czy czegokolwiek. Postanowiłam więc użyć go na twarz. Fajnie nawilżał moją wysuszoną od słońca cerę. Miałam też wrażenie, że delikatnie ją uspokajał, koił i łagodził zaczerwienienia. Przez jakiś czas to się utrzymywało. Z czasem jednak coś zaczęło się miedzy nami psuć, bo nawilżenie już nie było takie dobre. Zaczerwienienia co prawda są delikatnie złagodzone, ale nawilżenie jest znikome. Może moja cera po prostu się do niego przyzwyczaiła, tego nie wiem. W każdym razie w początkowej fazie używania działał zadowalająco.

Dostępność/Cena:
Klik / 25 zł (150ml)

Miałyście go? A może polecacie jakąś ciekawą mgiełkę lub tonik? Piszcie! :*

BrushEgg czyli słynne myjące jajeczko do pędzli.

9 września 2015

Hej ;* Staram się pisać znów w miarę regularnie. Nie mogę niczego obiecać, ale będę mocno się starać. Dziś w chwili gdy mam jeszcze trochę czasu do autobusu chciałam Wam napisać parę słów na temat słynnego już jajeczka BrushEgg. Jak tylko pojawiło się na rynku, moje serce zabiło do niego mocniej. Trochę gadżeciarskie, ładnie wyglądające i przede wszystkim ułatwiające mycie pędzli. To ostatnie najbardziej mnie zaintrygowało. Do tej pory pędzle myłam po prostu na dłoni i jakoś to zdawało egzamin. Nie powiem, było to czasochłonne i nie do końca idealnie skuteczne. W końcu i na stronie BornPrettyStore pojawiło się to cudo. Postanowiłam się skusić i z niecierpliwością czekałam na przesyłkę. Gdy w końcu dotarło, moje oczy mocno się zaświeciły. A czy poza wyglądem to jajeczko również radzi sobie tak dobrze z myciem pędzli jak było to w zamiarze? O tym przeczytacie w dalszej części postu. Zapraszam więc do lektury ;)
Jajko z założenia ma być ułatwieniem dla wszystkich posiadaczek pędzli do makijażu. Dzięki swojej powierzchni ułatwia mycie. Okrągłe wypustki na górze mają służyć do mycia mniejszych pędzli, natomiast te poziome do większych. Ma być ono wygodne w użytkowaniu i zarazem ułatwiające nam tą znienawidzoną czynność. Do wyboru jest kilka wersji kolorystycznych co uważam za plus, jednak zamawiając je przez stronę BPS nie mamy wpływu niestety na jego kolor. Mi trafiło się akurat różowe z czego bardzo się cieszę. Lubię ten kolor, tak więc dobrze się stało.
Moje jajeczko pochodzi jak już wiecie ze strony chińskiej. Nieco obawiałam się przez to o jego jakość. Całe szczęście okazało się one dość solidne. Silikon jest wytrzymały, a otwór na palce idealnej wielkości. Do tej pory nic złego mi się z nim również nie stało. Jestem pozytywnie zaskoczona jego jakością.
Pora jednak przejść do konkretów. Pozachwycałam się nad jego wyglądem i całą resztą, natomiast chodzi tutaj głównie o to jak radzi sobie z myciem pędzli. Powiem Wam szczerze, że miło się zaskoczyłam. Jajeczko ułatwia mycie pędzli zarówno tych mniejszych jak i większych zbitych jak np. Hakuro H51. Nigdy nie udało mi się jeszcze mojego Hakusia tak dokładnie wyczyścić jak z tym jajem. Mycie pędzli z udręki stało się dla mnie czystą przyjemnością. Tak jak jest to w zamiarze na poziomych wypustkach polecam myć większe pędzle, a na pych okrągłych mniejsze. W tej roli sprawdzają się świetnie. Nie sądziłam, że taki mały gadżet potrafi ułatwić życie. Zazwyczaj staram się dystansować od tego co jest tak mocno zachwalane u innych i wolę przeczekać ten bum. Tutaj jednak uległam i wiecie co? Nie żałuję. Z całego serca mogę polecić Wam te jajo. Obecnie możecie je znaleźć na wielu różnych stronach drogerii czy nawet na allegro. Jednak kupujcie z tych sprawdzonych, coby się nie przejechać ;) Koszty takiego gadżetu oscylują w okolicach 30 zł. To które ja mam możecie zamówić na stronie BPS za około 22zł. 

Dostępność/Cena:
Klik / $5.69

Dodatkowo korzystając z poniższego kodu otrzymacie rabat 10% ;)
Miałyście to jajo? Jęli tak to jakie są Wasze odczucia? Piszcie! ;)

Cukrowy peeling do ciała (skóry głowy?) Gurana&Guava ze Starej Mydlarni.

7 września 2015

Hej ;* No to by było chyba na tyle naszego pięknego i ciepłego lata... Od wczoraj u mnie panuje iście jesienna aura. Po części dobrze, że byłam akurat w pracy i nie musiałam wychodzić na tą chlapę, ale z drugiej strony wolała bym chyba spędzić taką pogodę pod ciepłym kocem wraz z ciepłą herbatką. Liście zaczynają opadać z drzew, robi się coraz zimniej a i ja jestem coraz bardziej przygnębiona. Nie lubię jesieni i zimy, zdecydowanie. Jedyne co mi poprawiło dzisiaj humor to wizyta kuriera z rana. Przyszły do mnie nowe buty w sam raz na obecną przejściową pogodę. Ale nie o tym miało być, a o peelingu, który od dłuższego czasu używam dość często. Na ostatnim spotkaniu blogerek nasza kochana Pani Trycholog Kamila zbadała nam skórę głowy. Dowiedziałam się, że żeby ograniczyć przetłuszczanie się mojej skóry powinnam robić systematycznie peeling. I wtedy rozpoczęłam poszukiwania peelingu, ale żaden nie wydawał mi się na tyle interesujący by po niego sięgnąć. W końcu zaczęłam poszukiwania wśród peelingów do ciała, bo takowe też mogą się świetnie nadać. Nieco poczytałam i postanowiłam wypróbować bohatera dzisiejszego postu. Ciekawi czy się sprawdził? Zapraszam więc do lektury ;)
Guarana&Guava - peeling cukrowy
Cukrowy peeling do ciała oparty głównie na naturalnych składnikach, zawiera: olej sojowy, pochodną oleju palmowego, ekstrakt z guarany, olej awokado, olej jojoba, witaminę C oraz witaminę E.
ZALETY PRODUKTU
• Olej jojoba zapobiega utracie wody przez skórę, dzięki czemu wygładza, wzmacnia i mocno nawilża, opóźniając powstawanie zmarszczek i zapobiegając rozstępom. Dzięki ekstraktowi z aloesu stymuluje komórki do szybszej regeneracji i łagodzi podrażnienia. Olej awokado odżywia skórę suchą, popękaną i uszkodzoną. Witamina C rozjaśnia plamy i przebarwienia, spowalnia proces starzenia się skóry poprzez stymulację syntezy kolagenu.
Delikatne kryształki cukru pobudzają mikrokrążenie. Doskonały w walce z cellulitem i przesuszeniem.
• Produkt nie zawiera: PARABEN, PEG, PARAFFIN OILS, SILICONES.
Peeling zamknięty jest w plastikowym, aczkolwiek solidnym słoiku. Nalepka na nim zawiera wszystkie niezbędne informacje i całe szczęście nic się z nią nie dzieje złego. Po odkręceniu nakrętki naszym oczom ukazuje się dodatkowe zabezpieczenie w postaci sreberka. Ogromny plus za ten dodatek. Poza tym myślę, że nie ma się co więcej rozwodzić na ten temat. Opakowanie jest solidne, przyjemne dla oka i odpowiednio zabezpieczone.
Zarówno zapach jak i kolor są dość specyficzne. Kolor przypomina mi bardzo mocno Shreka natomiast zapach jest mi dość trudno określić,. Wyczuwam w nim lekką nutę ogórkową, ale nie jest ona jakaś przytłaczająca. Zapach jest znośny, choć nie przypadł mi szczególnie do gustu. Peeling posiada średniej wielkości drobinki cukru zatopione w musie olejowym. Całość stwarza całkiem pozytywne wrażenie dobrego zdzieraka. I taki też jest. Ja do ciała go nie zużywam, ponieważ moja skóra nie potrzebuje takiego peelingowania. Natomiast od początku planowałam go używać jako peeling skóry głowy. Tutaj sprawdza się świetnie. Dobrze zdziera martwy naskórek przy okazji odblokowując cebulki włosów i oczyszczając skórę. Po takim zabiegu czuję się odprężona i dosłownie czuję jak moja skóra głowy oddycha. Jest to świetny peeling do tego typu zabiegu. Jedynym minusem może być ta warstwa olejowa, która po czasie może się wytrącać. Wówczas należy wymieszać całość ze sobą i wszystko gra. Ta warstwa jednak wymaga zmycia dobrym szamponem oczyszczającym. Inaczej możemy mieć wrażenie oklapniętych włosów. Jeśli jednak zadbamy o to, by dokładnie wszystko doczyścić, skóra i włosy nam się odwdzięczą. Ja zauważyłam przede wszystkim mniejsze oklapnięcie włosów (są tak fajnie odbite od nasady) i przede wszystkim minimalne (aczkolwiek powoli już widoczne) mniejsze przetłuszczanie się skóry głowy co dla mnie jest ogromnym plusem. Szczerze Wam polecam ze względu na wydajność i działanie. Ja po jego wykończeniu na 100% skuszę się na inną wersję zapachową ;)
Dostępność/Cena:
Klik, Drogerie Natura / 39zł (300ml)

Miałyście ten peeling? A może inny i polecacie? Piszcie! ;)

Sierpień w zdjęciach, czyli żegnajcie wakacje...

2 września 2015

Hej, hej. Już po wakacjach, co? Część z Was zapewne wczoraj rozpoczęła tryb szkolny, część wróciła z urlopów do pracy a jeszcze innym został miesiąc wakacji "studenckich". Ja należę do tej ostatniej grupy, choć oczywiście wakacji jako takich nie mam, a spędzam je w pracy. Przyznam Wam się szczerze, że nie mam pojęcia kiedy ten czas tak szybko zleciał. Jedyne co mi teraz będzie przypominało o wakacjach to zdjęcia. No właśnie, zdjęcia... Dziś przychodzę do Was z krótkim podsumowaniem sierpnia. Zdecydowanie był to pracowity miesiąc, ale również znalazło się trochę czasu na wakacyjny chill. Ułatwiała mi to też specjalna strefa chillu, którą w tym roku uruchomiło moje miasto. Można było sobie usiąść na dziedzińcu pałacu, spokojnie wypić to i owo :D a do tego co jakiś czas pojawiały się różne atrakcje, takie jak kino plenerowe, różne koncerty itp. Ale nie przedłużam i zapraszam na mój miesiąc w zdjęciach.
1.Sierpień to był zdecydowanie czas dla przyjaciół. Relaksowaliśmy się w strefie chillu, robiliśmy różne wypady w miasto (i poza nie) oraz udało nam się w tym roku zrobić wypad pod namioty. Może to brzmi dość łatwo, ale to nie lada przedsięwzięcie :D Każdy ma już tam jakoś swoje poukładane życie i ciężko się zgrać. | 2.W sierpniu również sporo czasu spędzałam z rodziną na działeczce. Podczas tych ogromnych upałów jedynym słusznym wyjściem była kąpiel w basenie... | 3.Wracając jeszcze do strefy chillu, tutaj z moim N. podczas kina plenerowego. Pomysł i wykonanie genialne ;) | 4,6. Sierpień to też miesiąc nowości. Skusiłam się w końcu na osławiony żel z Biedronki i pastę z Ziai. Pasta jak na razie jest średnia, za to żel to kompletny niewypał. Ale niedługo poczynię większe recenzje. Załapałam się także do testów perfum, które swoją drogą są świetne ;) Na zdjęciach zabrakło też nowości od Starej Mydlarni, które jak zwykle mnie nie zawiodły. | 5.Nowe bucisze. Pokochałam ten rodzaj butów i planuję popełnić kolejny zakup, tylko że czarnych ;) | 7.Klima w pracy mnie kiedyś wykończy. Tak spędzałam dzień wolny... Ciepła herbatka, grube skarpety i coś na przeziębienie... | 8.Pod koniec miesiąca miałam też wizytę u dentysty, której strasznie się bałam. Torbiel po leczeniu kanałowym i te sprawy. Jednak niesłusznie, bo pani dentystka okazała się mega profesjonalistką i wiem już, że znalazłam tego jedynego dentystę :D | 9.Nowość w Biedronce. Zeszła bardzo szybko i była strzałem w dziesiątkę. Bardzo smaczna i w sam raz na upalne dni ;)

A Wam jak minął sierpień? Piszcie i wrzucajcie linki do swoich podsumowań! Z chęcią pooglądam ;)