.

Soraya Body Diet24. Serum do ciała antycellulit i wyszczuplanie.

29 listopada 2014

Hej :* Jak tam u Was? Jeśli śledzicie mojego instagrama, to wiecie że męczyło mnie przeziębienie. W czwartek poszłam do lekarza, bo już nie mogłam wytrzymać, a rzekome przeziębienie było coraz gorsze. Dostałam antybiotyk i dzisiaj całe szczęście jest już lepiej, choć kaszel dalej daje o sobie znać. No, ale notka sama się nie napisze. A właśnie do dzisiejszego postu zabierałam się jak pies do jeża. A to zdjęcia nie takie, a to wena odpuściła, a to czasu brak. I tak zwlekałam dość długo. Serum, o którym dzisiaj będzie mowa dostałam na spotkaniu blogerek w sierpniu. Trochę czasu już minęło, a połowa serum też już  leży i czeka na cieplejsze dni. A dlaczego tak? Tego dowiecie się w dalszej części.
Technologia kosmetycznej liposukcji. Kofeina, L-karnityna i guarana, fat burner, dieta komórkowa
SERUM BODY DIET24 to kosmetyk do pielęgnacji całego ciała, przeznaczony dla osób, które chcą walczyć z problemem nadmiernej tkanki tłuszczowej oraz „pomarańczowej skórki”. Formuła z efektem chłodzenia oparta na technologii kosmetycznej liposukcji wykorzystuje nowatorskie składniki aktywne, by ograniczać komórkom tłuszczowym kalorie i pobudzać je do spalania tłuszczu 24 godziny na dobę, w każdej sytuacji!
Fat burner (keton malinowy) – aktywuje procesy spalania tłuszczu w komórkach podczas spoczynku czy snu oraz podczas stresu i wysiłku. Oznacza to, że komórki spalają tłuszcz non stop. Adipobloker – hamuje adipogenezę, czyli dojrzewanie komórek tłuszczowych, zapobiegając wzrostowi ich liczebności. Dieta komórkowa – blokuje wchłanianie glukozy w komórkach tłuszczowych, dzięki czemu ogranicza im kalorie i hamuje proces powstawania nowych trójglicerydów po posiłku. Kofeina + L-karnityna + guarana – pobudzają krążenie, stymulują procesy spalania tłuszczu i ograniczają procesy jego magazynowania.
Potwierdzone efekty 4-tygodniowej kuracji:
83% – redukcja cellulitu*
92% – polepszenie nawilżenia skóry*
92% – poprawa jędrności i sprężystości skóry*
Zmniejszenie obwodu uda – nawet o 2 cm** Źródło
Serum zamknięte jest w dość ciekawie wyglądającej tubie, która dodatkowo motywuje nas do systematycznego smarowania. Dlaczego? A no dlatego, że na opakowaniu znajduje się zgrabne uda i brzuch, które rzekomo mamy osiągnąć przy pomocy tego serum. Do tego mamy przezroczystą nakrętkę zamykaną na klik, która niedawno mi się zepsuła... Znaczy się nie tak do końca, jednak górna część zatyczki lekko się oderwała od reszty. Poza tym napisy się nie pościerały, a my niestety nie mamy możliwości sprawdzenia ile serum pozostało... Serum jest lekko żółtawe, pachnie mentolowo-cytrusowo. Zapach jest całkiem przyjemny i utrzymuje się przez jakiś czas. Ale nie to jest najważniejsze, a działanie...
Po posmarowaniu czuć lekkie chłodzenie. Dlatego też serum nie nadaje się do stosowania na zimę, szczególnie dla zmarzluchów takich jak ja. Efekt ten jest krótkotrwały, aczkolwiek nie jestem w stanie go znieść w takie temperatury. Na lato jest jak najbardziej wskazany, gdyż właśnie to chłodzenie nadaje się idealnie jako orzeźwienie dla skóry po upalnym dniu. Jeśli natomiast chodzi o działanie, spodziewałam się trochę lepszych efektów. Ja wiem, że bez ćwiczeń cudów nie osiągnę, ale mimo to na jakąś tam chociaż minimalną redukcję cellulitu liczyłam. Używałam je jedynie na uda, pośladki i brzuch. Serum jedyne co mi dało to bardzo fajnie napiętą skórę. Napięcie utrzymywało się cały czas podczas stosowania. Po odstawieniu skóra szybko wróciła do poprzedniego stanu. Ale uważam, że na lato gdy musimy wyjść na plażę czy ubrać krótkie spodenki, serum da nam komfort napiętej i elastycznej skóry. Polubiliśmy się na tyle, żeby wrócić do siebie w cieplejsze dni. Mogę je śmiało polecić, ale pod warunkiem, że potrzebujecie tylko napięcia. Na nic innego nie liczyłabym.
Podsumowując, za całkiem fajne pieniądze mamy serum, które fajnie napnie i ujędrni nam skórę na lato. Z chęcią zużyję je do końca w cieplejsze dni :)

Dostępność/Cena:
Rossmann, Natura / 14,99zł

KOBO - Ideal Cover Make up. 402 Nude Beige.

26 listopada 2014

Hej ;* W przerwie między zajęciami wpadam do Was z kolejną recenzją. Na razie na uczelni mam w miarę luźno, więc blog na tym korzysta. Niestety już niedługo to się zmieni, bo wypadało by zacząć pisać pracę licencjacką. No, ale mniejsza o większość. Rzadko się zdarza, że recenzję wystawiam już po dwóch tygodniach. Właściwie chyba nigdy, ale muszę. Więcej po prostu nie wycisnę z niego. Dzisiaj chciałam Wam zaprezentować podkład, który dostał ode mnie dwie szanse. A właściwie dwie aplikacje dzień po dniu. Więcej nie próbowałam... Ale od początku. Podkład kupiłam na fali tego, że właśnie powoli kończy mi się z Eveline. Nie lubię kupować na szybko, więc zanim tamten się skończył, ten już u mnie był. Przeczytałam wcześniej sporo recenzji na temat tego podkładu. Posiada on zarówno zwolenników jak i przeciwników. Ale kolor, cena i dostępność przeważyły i wylądował w koszyku. Miał sobie trochę poczekać, no ale... Moja ciekawość zwyciężyła i Eveline odłożyłam... Aż na dwa dni :D
Na początek kilka słów od producenta:
Trwały podkład korygujący. Innowacyjna formuła podkładu polecana do stosowania zarówno w makijażu fotograficznym, wieczorowym jak i codziennym. Idealnie wtapia się w skórę. Kryje niedoskonałości i przebarwienia, wygładza i utrzymuje się na skórze wiele godzin. Zawiera naturalne woski roślinne i witaminę E zapobiegające wysuszaniu skóry, które dodatkowo odżywiają ją i wygładzają. Źródło
Podkład mocno przyciąga uwagę w drogerii. Czarny, profesjonalny design sprawia wrażenie bardzo luksusowego produktu z wyższej półki. Do tego cena 17,99 zł kusi jeszcze bardziej. Miło mieć trochę 'luksusu' w kosmetyczce. Co do ścierania się napisów, nie jestem w stanie się wypowiedzieć ze względu na krótki czas. W opakowaniu znajdziemy aż 23 g  tępego, plastelinowego kosmetyku, dzięki czemu też wydajność zyskuje. Zapach jest wyczuwalny, lekko pudrowy, ale tylko jeśli przytkniemy nos do opakowania.
W gamie znajdziemy pięć odcieni i myślę, że każda kobieta znajdzie odpowiedni kolor dla siebie. Ja mimo swojej bardzo jasnej karnacji musiałam wybrać kolor drugi w kolejce, ponieważ najjaśniejszy był niemalże bardzo, ale to bardzo jasno żółty, a z tego co widziałam u innych dziewczyn w świetle dziennym jest prawie biały. Tak więc myślę, że nawet typ urody śnieżki będzie zadowolony. Mój kolor na zdjęciach wyszedł nieco zbyt ciepło. Jest to taki bardzo jasny beż. Uwierzcie, że jest na prawdę jasny. Dopasowuje się idealnie do koloru cery.
Krycie jest zadowalające już przy pierwszej warstwie. Oczywiście nałożony dość zbitym pędzlem, palcami nawet nie próbowałam. Ale poza kolorem i kryciem plusy się niestety kończą. Podkłąd jest tępy, plastelinowy wręcz. Ciężko go przez to nałożyć na twarz. Ja radziłam sobie pędzlem mocno zbitym Hakuro H51. Wówczas aplikacja nie była już aż tak ciężka. Można też próbować palcami rozgrzać go lekko i dopiero nakładać. Podkład daje lekko matowe wykończenie, ale musimy też uważać by nie stworzyć efektu maski. Przypudrowany trzymał się na mojej mieszanej cerze zaledwie około trzech godzin. Po tym czasie zaczynał się warzyć, schodzić i odsłaniać newralgiczne miejsca. Ale nie to jest najgorsze, bo można by było go zużyć jako podkład 'do sklepu' czy na bardzo krótkie wyjścia. Po całym dniu na mojej twarzy pojawiło się kilka niespodzianek. Postanowiłam dać mu drugą szansę... Na drugi dzień to samo. Po raz kolejny przybyły mi nowe niespodzianki. Tak więc może mocno zapychać. Obecnie zużywam go do wyrównania kolorytu powiek. Cieniutką warstwę nakładam palcami i tak trzyma się cały dzień dając mi ładny, świeży efekt. Pod oczy zamiast korektora też się nada, ale w minimalnej, naprawdę minimalnej ilości. I to by było na jego temat tyle. Ale to jest moja subiektywna opinia. Są dziewczyny, które go uwielbiają.
Skład:
Caprylic Capric Triglyceride, Octyldodecanol, Petrolatum, Cetyl Palmitate, CI 77891, Copernicia Cerifera(Carnauba)Wax, Euphorbia Cerifera(Candelilla)Wax, Kaolin, Synthetic Beeswax, Ethylparaben, Parfum, Benzyl Salicylate, Citronellol, Coumarin, Geraniol, Hexyl Cinnamal, α-Isomethyl Ionone, Tocopheryl Acetate, [+/- CI 77491, CI 77492, CI 77499, CI 12085, CI 15985:1, CI 19140:1]
Dostępność/Cena:
Drogerie Natura / 17,99zł
Miałyście? Jaki podkład polecacie, ale naprawdę jasny?

Zgłoś się i wygraj krem do rąk Arlesienne od L'Occitane! (Mała zmiana)

24 listopada 2014

Hej :* Chciałam Was zaprosić na rozdanie, w którym do zgarnięcia są aż dwa kremy do rąk z limitowanej edycji L'Occitane Arlesienne. Początkowo rozdanie miało wyglądać inaczej, jednak ze względu na małą ilość zgłoszeń postanowiłam nieco zmodyfikować warunki ;) Post mieliście okazję czytać wcześniej, jednak by nie tracić zgłoszeń, postanowiłam go tylko zmodyfikować i opublikować ponownie ;)
Ja posiadam swój krem i muszę Wam powiedzieć, że jestem miło zaskoczona. Jest bardzo wydajny (potrzeba naprawdę niewiele by wysmarować nim dłonie), bardzo dobrze nawilża i pięknie pachnie. A skoro już wszystko wiecie, chciałam Was zaprosić do zabawy. Warunek przystąpienia jest bardzo prosty, wręcz banalny, a krem w łatwy sposób może trafić właśnie do Ciebie ;) Wystarczy:
*Być publicznym obserwatorem bloga Angietrucco

Dodatkowo, by zdobyć jeszcze jeden los, można:
*Polubić fanpage L'Occitane  KLIK

Proste, prawda? :) W komentarzu pod tym postem zostawcie swoje zgłoszenie według wzoru:
Obserwuję blog jako: (nick)
Lubię fb L'Occitane: Tak/Nie
e-mail:

Regulamin rozdania:
1.Fundatorem nagród jest firma L'Occitane
2.Nagrodą w rozdaniu są dwa kremy do rąk Arlesienne, każdy 30ml.
3.Ze wszystkich zgłoszeń przy pomocy maszyny losującej wybiorę dwie osoby, które otrzymają krem (każda po jednym)
4.Rozdanie trwa do 1.12.2014r. (Ktoś będzie miał miły prezent na Mikołajki ;))
4.Należy zostać publicznym obserwatorem bloga Angietrucco, oraz (ewentualnie) polubić fanpage L'Occitane.
5.Niespełnienie warunków koniecznych łączy się z dyskwalifikacją podczas losowania.

Skoro wszystko już wiecie, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam powodzenia :)

Maść z witaminą A - kosmetyk orkiestra za jedyne 3 zł.

23 listopada 2014

Hej :* Znowu się opuściłam. Ale przynajmniej mam racjonalne wytłumaczenie :D Przyjechałam w środę po południu, po czym od razu leciałam podpisywać umowę. Udało mi się między zajęciami na kilka dni dorwać pracę dorywczą. Zawsze to coś. A w czwartek i piątek od godziny 9 do 17 oczywiście pracowałam. A wczoraj już całkiem rozłożyła mnie choroba, więc nie miałam siły kompletnie na nic, a tym bardziej na sklejenie kilku sensownych zdań do notki. Dzisiaj jest już lepiej, więc jestem. Szału nie ma, ale biorę wszystkie możliwe leki i jest w miarę okej. Choć nie odpowiadam za nieskładne zdania ;D Chciałam Wam opowiedzieć parę słów o maści, która uratowała mi buźkę. Pomogła mi w kryzysowym momencie i myślę, że kto o niej jeszcze nie słyszał, powinien jak najszybciej to zmienić. Zapraszam więc do lektury :)
Maść możemy kupić w każdej niemalże aptece za grosze. Jest mnóstwo jej rodzajów. Z tego co wiem, najlepiej sprawdza się ta z Hasco-Lek czyli ta, którą posiadam. Opakowanie jakie dostajemy to zwyczajny kartonik. W środku znajduje się tubka z maścią o pojemności 25g, czyli całkiem sporo. Uwierzcie, że ciężko jest ją zużyć do końca, chyba że ktoś używa ją do smarowania dłoni (a i tu bym się wahała). Opakowanie jest typowo apteczne, ale to normalne bo nie mamy do czynienia z kosmetykiem drogeryjnym, tylko maścią leczniczą. Napisy się nie ścierają, nic się z tubką nie dzieje. Odkręca się standardowo, choć trzeba uważać, bo jeśli za mocno ściśniemy tubkę, wtedy maść może próbować się ciągle wylewać i upaćkać nam górną część (co zresztą widać na załączonym zdjęciu). Maść jest biała, dość zbita, choć po posmarowaniu zostawia przezroczystą, tłustą powłoczkę. Pachnie cytrynowo, przyjemnie. Nie wiem natomiast jak inne firmy. Ta pachnie za sprawą dodanego aromatu cytrynowego.
Najważniejsze jednak jest działanie. Maść można nazwać maścią-orkiestrą. Ja używałam jej do dwóch celów, choć wiem, że można ją używać jako:
krem pod oczy i krem do twarzy
regenerujący krem do stóp i do dłoni
środek na popękane i zniszczone paznokcie
remedium na ślady po trądziku
ochronna pomadka do ust
maść na zajady źródło
Ja skupiłam się głównie na bardzo suchej, wręcz popękanej skórze na twarzy jaką zafundował mi żel z Ziaji liście manuka oraz na zajadach, które mam niestety co roku w porze jesienno-zimowej. Tutaj działanie maści oceniam na celujący z plusem. Sucha skóra na twarzy zagoiła się w przeciągu trzech nocy smarowania. A muszę tutaj dodać, że rozmiar tych suchych miejsc zajmował mniej więcej 2/3 całej brody... Tak więc działanie było bardzo szybkie i bardzo dobre. Smarowałam te miejsca na noc ze względu na tłustą powłokę jaką zostawia maść. Niestety nie wchłania się całkowicie, więc stosowanie na dzień odpadało. Drugie zastosowanie, to zajady. W przeciągu dwóch albo trzech dni (dokładnie nie pamiętam) pozbyłam się problemu. Wiem, że będą wracały, bo taki już mój urok, ale wtedy już na początku potraktuję je maścią i znikną jeszcze szybciej. Jest jednak jeden minus... Maść okropnie zapycha, więc nie polecam stosowania na całą twarz. Poza tym jest to świetny kosmetyk na wiele problemów.
Skład jest banalnie prosty i przede wszystkim krótki. Nie mam się do czego tutaj doczepić. Bardzo zaplusował tutaj aromat cytrynowy, dzięki czemu przyjemniej się jej używa.
Dostępność/Cena:
Każda apteka / ok. 3zł

Znacie? Polecacie tą maść na jakieś inne problemy? :)

Akademia zmysłów L'Occitane - Arlésienne.

17 listopada 2014

Hej ;* Jak ten czas szybko leci... Miałam cały tydzień wolnego i już trzeba wracać na uczelnię. A było tak dobrze :P Pocieszam się jedynie faktem, że niedługo święta i wtedy będę miała calutkie dwa tygodnie wolnego. W każdym razie notka miała być zupełnie o czym innym. Ale czasem lubię się Wam tak wygadać :) W końcu po to też między innymi jest ten blog. Takie moje małe miejsce w sieci. I właśnie w tym miejscu chciałam się z Wami dzisiaj podzielić moimi odczuciami co do kolejnego pudełeczka z Akademii zmysłów L'Occitane. W listopadzie króluje Arlésienne. Przyznam się szczerze, że ten zapach zupełnie mnie oczarował...
Dzisiaj zabieram Was w podróż do Arlesienne... ARLÉSIENNE to kobieta L’OCCITANE olśniewająca i tajemnicza, rodem z południa Francji. Jej charakter widać po sposobie poruszania się, ruchu jej sukni i postawie ciała. Arlésienne jest wyjątkowa i inspirująca. Kiedy się pojawia pozostawia jedyny w swoim rodzaju dowód swojej obecności. Jeszcze słyszysz szelest jej sukni, jeszcze czujesz w powietrzu jej zapach. Trzy kwiatowe nuty, każda jak cechy jej charakteru: ognisty temperament szafranu, gracja róży i tajemniczość fiołka, razem tworzą niezwykłą kompozycję. Źródło
Cała seria pachnie identycznie. Jest to zapach słodki, mocno perfumowany, kwiatowy. Myślę, że spodoba się każdemu. Nawet mój N. lubi ten zapach, a on jest wybredny, uwierzcie :) Ja jestem oczarowana nim pod każdym względem. Na listopad przypadły aż cztery kosmetyki: mleczko do ciała, krem do rąk, mydełko oraz miniaturka perfum. Dodatkowo też dwa kremy do rąk specjalnie dla Was. Zawartość miło mnie zaskoczyła, a zapach już było czuć w momencie otwierania pudełeczka.
Mleczko do ciała to produkt pełnowymiarowy, 250ml. Buteleczka jest, co tu dużo mówić, urocza. Idealnie trafiła w mój gust (uwielbiam kolor różowy ^^). Jest lekko przezroczysta, dzięki czemu widać ile produktu nam pozostało. Posiada malutki dziubek, przez który wydobywa się odpowiednia ilość produktu. Mleczko jest białe a konsystencja typowa dla mleczek, choć nieco mniej wodnista. Mleczko wchłania się bardzo dobrze, nie pozostawiając filmu na skórze. Zapach jest intensywny, utrzymujący się bardzo długo. Ja mleczka zawsze używam na noc i rano jeszcze go czuć. W kwestii nawilżenia jest też bardzo dobrze. Ja mam skórę normalną, choć w okresie jesienno zimowym suchą na łokciach i kolanach. Mleczko świetnie nawilża te okolice, jak i resztę ciała.
Dostępność.Cena:
Klik / 99zł (250ml)
Krem do rąk znalazł się w pudełeczku po raz kolejny. Jestem z tego faktu mocno zadowolona, ponieważ kremów do rąk w okresie jesienno zimowym nigdy dość. Tubka jest utrzymana (jak cała seria) w podobnej kolorystyce. Tutaj również trafia w mój gust i pięknie wygląda w torebce :) Opakowanie zawiera 30ml kremu. Zakrętka bardzo łatwo się odkręca, nawet przy nakremowanych dłoniach. Zapach utrzymuje się dość długo. Krem wchłania się dobrze, choć gdy nałożymy go za dużo, może być problem. Wówczas pozostaje nieprzyjemny film na dłoniach. Jeśli jednak znajdziemy tą odpowiednią ilość, zaczyna się bajka. Wchłania się szybko, pozostawiając świetnie nawilżone dłonie. Tak jak w przypadku kremu do rąk z masłem shea, ręce kremuję rzadziej, ze względu na jego długotrwałe działanie. W tym okresie mam problem z suchymi dłońmi, a krem pomaga mi z tym walczyć i do tego pięknie pachnie. Wydajność jest dobra, ze względu na fakt iż potrzeba go naprawdę niewiele.
Dostępność/Cena:
Klik /  30 zł (30ml)
Mydełko mnie zaskoczyło w pudełku. Niezbędna tu będzie mydelniczka, bądź inne pudełko do przechowywania. Pachnie identycznie jak cała seria, choć zapach utrzymuje się nieco krócej niż po mleczku. Próbowałam go użyć do ciała i przyznam się, że myje bardzo dobrze. Skóra jest po nim aż taka skrzypiąca. Na dłuższą metę jednak bała bym się przesuszenia, dlatego teraz towarzyszy mi tylko do mycia rąk, ewentualnie zabieram je do mojego N. Wówczas nawet umycie całego ciała nim nie jest straszne (bo nie używam go codziennie). Pieni się przyzwoicie. Jednak właściwości pielęgnujących tu nie uświadczycie.
Dostępność/Cena:
Klik / 15 zł (50g)
Ostatnia na tapetę idzie woda toaletowa. Tutaj miałam okazję wypróbować próbkę 7,5ml. Trochę szkoda, bo zapach był obłędny. Bardzo kobiecy, zmysłowy. Wodę zużyłam dość szybko. Buteleczka jest pięknie tłoczona, przezroczysta ze złotą nakrętką. Pełnowymiarowe opakowanie wygląda nieco inaczej, choć bardzo podobnie. Zapach jest intensywny, choć miałam wrażenie, że bardzo szybko się ulatniał ( a może po prostu mój nos się przyzwyczajał..). W każdym razie ubrania pachniały nią jeszcze na drugi dzień, więc coś w tym musi być. Taka miniaturka starczyła mi na krótko, choć nasza przygoda była otoczona pięknym zapachem. Na pełnowymiarowe opakowanie niestety się nie skuszę ze względu na dość wysoką cenę.
Dostępność/Cena:
Klik / 210 zł (75ml)

Miałyście któryś z tych kosmetyków?

Ziaja liście manuka. Żel myjący normalizujący na dzień/noc.

13 listopada 2014

Hej :* Gdy jakiś czas temu, a właściwie gdzieś w połowie września zaczęłam kompletować studencką wyprawkę dość głośno zrobiło się o nowej serii od Ziai, liście manuka. Żel do twarzy wisiał sobie na liście potrzebnych rzeczy na studia, więc pomyślałam sobie, że co mi szkodzi. Od tamtej pory zaczęłam go namiętnie używać (oczywiście nie czekałam do października... :D). Cała seria owiana jest mnóstwem pozytywnych recenzji, ochów i achów. Nie powiem, byłam mocno podekscytowana, choć skusiłam się tylko i wyłącznie na żel. Ciekawi jesteście czy i jak się u mnie sprawdził? Zapraszam więc do dalszej lektury :)
 Co o żelu pisze producent?
oczyszczanie
skóry normalnej, tłustej i mieszanej

Oczyszczający, spłukiwalny żel myjący. Nie zawiera mydła. Przywraca skórze naturalną równowagę i świeżość.

substancje czynne głęboko oczyszczające
ekstrakt z liści Manuka o działaniu antybakteryjnym
ściągająco-normalizujący zinc coceth sulfate
substancje czynne nawilżająco-kojące
kwas laktobionowy, alantoina i prowitamina B5

czysta i świeża skóra
• Zapewnia efekt dokładnie oczyszczonej skóry.
• Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia skóry.
• Kwas laktobionowy ułatwia redukcję sebum.
• Poprawia nawilżenie i miękkość naskórka.
• Przygotowuje skórę do zabiegów pielęgnacyjnych.
- See more at: http://ziaja.com/kosmetyki/3605,zel-myjacy-normalizujacy-na-dzien-na-noc#sthash.p1XtkVhK.dpuf
Oczyszczanie skóry normalnej, tłustej i mieszanej
Oczyszczający, spłukiwalny żel myjący. Nie zawiera mydła. Przywraca skórze naturalną równowagę i świeżość.
substancje czynne głęboko oczyszczające
ekstrakt z liści Manuka o działaniu antybakteryjnym
ściągająco-normalizujący zinc coceth sulfate
substancje czynne nawilżająco-kojące
kwas laktobionowy, alantoina i prowitamina B5
czysta i świeża skóra
• Zapewnia efekt dokładnie oczyszczonej skóry.
• Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia skóry.
• Kwas laktobionowy ułatwia redukcję sebum.
• Poprawia nawilżenie i miękkość naskórka.
• Przygotowuje skórę do zabiegów pielęgnacyjnych.

Oczyszczający, spłukiwalny żel myjący. Nie zawiera mydła. Przywraca skórze naturalną równowagę i świeżość.

substancje czynne głęboko oczyszczające
ekstrakt z liści Manuka o działaniu antybakteryjnym
ściągająco-normalizujący zinc coceth sulfate
substancje czynne nawilżająco-kojące
kwas laktobionowy, alantoina i prowitamina B5

czysta i świeża skóra
• Zapewnia efekt dokładnie oczyszczonej skóry.
• Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia skóry.
• Kwas laktobionowy ułatwia redukcję sebum.
• Poprawia nawilżenie i miękkość naskórka.
• Przygotowuje skórę do zabiegów pielęgnacyjnych.
- See more at: http://ziaja.com/kosmetyki/3605,zel-myjacy-normalizujacy-na-dzien-na-noc#sthash.p1XtkVhK.dpuf
oczyszczanie
skóry normalnej, tłustej i mieszanej

Oczyszczający, spłukiwalny żel myjący. Nie zawiera mydła. Przywraca skórze naturalną równowagę i świeżość.

substancje czynne głęboko oczyszczające
ekstrakt z liści Manuka o działaniu antybakteryjnym
ściągająco-normalizujący zinc coceth sulfate
substancje czynne nawilżająco-kojące
kwas laktobionowy, alantoina i prowitamina B5

czysta i świeża skóra
• Zapewnia efekt dokładnie oczyszczonej skóry.
• Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia skóry.
• Kwas laktobionowy ułatwia redukcję sebum.
• Poprawia nawilżenie i miękkość naskórka.
• Przygotowuje skórę do zabiegów pielęgnacyjnych.
- See more at: http://ziaja.com/kosmetyki/3605,zel-myjacy-normalizujacy-na-dzien-na-noc#sthash.p1XtkVhK.dpuf
Żel dostajemy w ładnej, estetycznej, ale nieco aptecznej butelce z pompką. Butelka jest półprzezroczysta, więc widać doskonale ile zostało nam produktu. Całość utrzymana jest w zielono-białej tonacji. Zresztą cała seria utrzymana jest w tych kolorach. Napisy się nie ścierają. Pompka jest bardzo praktycznym oraz higienicznym rozwiązaniem. Nie zacięła mi się ani razu. Nie mam się do czego przyczepić. Żel jest przezroczysty, nie za gęsty, ani lejący. Pieni się średnio, aczkolwiek nie najgorzej. Zapach ciężko mi jest określić, jednak jest delikatny i niedrażniący.
Najważniejsze jednak jest działanie. Żel powinien według mnie dobrze domywać resztki makijażu, nie wysuszać i nie podrażniać. Tutaj liczyłam na jeszcze więcej, z tego względu, że wiele osób go wychwala a i producent sporo obiecuje. Przede wszystkim żel świetnie domywa resztki makijażu. Ja używam go obecnie do zmywania makijażu z twarzy i tutaj radzi sobie bardzo dobrze. Skóra dzięki niemu jest dobrze oczyszczona. Demakijażu oczu nim nie wykonuję, bo boję się podrażnienia. Żel poza tym fajnie przygotowuje cerę pod inne kosmetyki. Co do złagodzienia podrażnień i zaczerwienień skóry się nie zgodzę. Jeśli mamy gdzieś podrażnioną (czy wysuszoną) skórę, musimy uważać, bo może dodatkowo narobić nam kłopotu. Ja jakiś czas temu miałam dość suchą i nieciekawą skórę po niespodziance, a żel dodatkowo to pogłębił... Natomiast poza tym żel nie robi krzywdy. Do cery tłustej czy mieszanej się sprawdzi, bo lekko redukuje wydzielanie sebum. Jednym słowem żel to taki przeciętniaczek, który nie robi prawie nic. Nie wiem o co było tyle szumu tak na prawdę... :D Przeciętny żel w przystępnej cenie. Jeśli szukacie czegoś co doczyści Wam twarz po demakijażu, możecie go wypróbować. Jeśli jednak szukacie czegoś więcej, nie będzie dla Was.
Co do składu, to widać od razu, że tytułowy ekstrakt z liści manuka jest dopiero mniej więcej w środku składu. Mógłby być nieco wyżej, ale nie będę się czepiała. 
Dostępność/Cena:
Sklepy firmowe Ziaja, Drogerie Natura / ok. 9zł
Miałyście? Jakie są Wasze odczucia?

Golden Rose - wodoodporna kredka do oczu Emily 101.

11 listopada 2014

Hej :* Już od jakiegoś czasu planowałam zakup kredki do oczu, z tego względu, że moja już powoli dobijała końca. Oczywiście nie lubię kupować w ciemno, więc przeszukałam mnóstwo blogów z nadzieją, że coś ciekawego w przystępnej cenie się znajdzie. Miałam co prawda sentyment do eyelinerka z Wibo, jednak chciałam kredkę. Wygodniejsza jest, to fakt. W ten sposób trafiłam na wszędzie wychwalane kredki Golden Rose, Emily. Z założenia jest to kredka wodoodporna. Ochów i achów w internecie jest pełno. Tak więc i ja ochoczo postanowiłam wybrać się do jedynej wysepki GR w Zielonej Górze (Focus Mall). Kredki oczywiście były, ale wszystkie kolory oprócz czarnej. Pani na stoisku stwierdziła, że schodzą w strasznie szybkim tempie. Coraz bardziej chciałam ją mieć... Sympatyczna pani powiedziała, że ją zamówi i odłoży dla mnie. Po tygodniu poszłam tam znowu, a kredki ciągle nie było. (Natrafiłam już na inną ekspedientkę) Spytałam więc kiedy będzie kolejna dostawa. Dostałam informację, że niedawno była i zapytano mnie czego konkretnie szukam. Odpowiedziałam, że niedawno byłam i miała zostać zamówiona czarna kredka Emily, po czym pani wyjęła ją spod lady. Leżała specjalnie dla mnie schowana, coby znów nie zniknęła :D Ale czy gra była warta świeczki? O tym dalej...
Co o kredce pisze producent: Seria wodoodpornych kredek do oczu Emily o wyjątkowo miękkiej strukturze, która sprawia, że ich aplikacja jest łatwa i przyjemna. Źródło
Kredka, jak to kredka. Nie jest wysuwana, odkręcana, a zwyczajnie do temperowania. Całość jest czarna ze srebrnymi dodatkami. Wygląda całkiem przyjemnie. Niestety napisy powoli zaczynają się ścierać, a szkoda. Z drugiej też strony od kredki za 4,20 nie ma czego więcej oczekiwać. Wygodnie się ją temperuje, nie sprawia problemów. Minusem jest fakt, że górna część (ta od srebrnej obwódki do końca, odczepia się. Znaczy się nie sama, jednak można spokojnie ją zdjąć co dla mnie jest niestety sporym minusem. Obawiam się, że z czasem może sama zacząć odpadać. Poza tym wszystko jest dopracowane.
Kolor jaki wybrałam to 101, czysta, głęboka, bezdrobinkowa czerń. Wystarczy jedno pociągnięcie by uzyskać ładne krycie, bez poprawek. Sunie gładko po powiece, nie robiąc krzywdy. Rysik jest odpowiednio miękki, ale też nie za miękki, dzięki czemu kredka jest wydajna. Malowanie nią to przyjemność. Schody zaczynają się dopiero potem. Możliwe, że trafiłam na wadliwy egzemplarz, bo moja opinia znacznie odbiegać będzie od innych... Kredka po całym dniu nie wygląda już tak pięknie jak zaraz po pomalowaniu. Schodzi w kącikach oczu, czyli teoretycznie tam gdzie ma największy kontakt ze łzami, itp. Lekko schodzi też w zewnętrznej części powieki. W pozostałej części oka wygląda całkiem przyzwoicie, choć może lekko blaknąć. Jednak oczekiwałam od niej lepszej trwałości z tego względu, że producent nazwał ją wodoodporną, a dziewczyny piszą, że trzyma się idealnie cały dzień. W tym wypadku, nie nada się na linię wodną, ani też do robienia jaskółek. Szkoda, bo pokładałam w niej wielkie nadzieje. Myślę, że kupię ją jeszcze w innym miejscu i wtedy sprawdzę. Może to faktycznie jakiś wadliwy egzemplarz...
Skład:
CYCLOPENTASILOXANE, OZOKERITE, PARAFFIN, CERESIN, POLYISOBUTENE, SIMMONDSIA CHINENSIS(JOJOBA)SEED OIL, HYDROGENATED POLYDECENE, TOCOPHERYL ACETATE, PROPYLPARABEN
Dostępność/Cena:
4,20 zł / Klik, Wysepki GR, Małe osiedlowe drogerie.

Miałyście tą kredkę? Jak się u Was spisywała? A może polecacie jakąś inną, trwałą kredkę do oczu?

Sensique 158 - brudny róż na paznokcie włóż.

7 listopada 2014

Hej :* Jak tam u Was? Ja w końcu zaczęłam dłuuugi weekend, a raczej tydzień. Od dziś teoretycznie do 17 mam wolne :D Choć najprawdopodobniej 12 będę musiała jechać tylko na jedne zajęcia do Zg.. Ale zaraz po nich wracam znów do domku. Będzie można odpocząć i przede wszystkim zacząć pisać pracę licencjacką. Sama się nie napisze :D Niemniej jednak dziś nie o licencjacie, a o lakierze do paznokci, który trafił do mnie w sierpniu na spotkaniu blogerek. Nie powiem, od początku zauroczył mnie jego kolor. Kto mnie zna, ten wie, że róż to zdecydowanie mój kolor. Trochę poleżał, bo rzadko maluję moje krótkie pazurki. Jednak jakiś czas temu postanowiłam go w końcu zacząć używać. Czy się polubiliśmy? O tym dalej :)
Lakiery do paznokci (bez toluenu i formaldehydu). Nowoczesna formuła z tefpoly® przedłuża trwałość lakieru, pogłębia intensywność koloru i zapewnia efekt szklanego połysku. Pojemność 8 ml. Dostępne 30 kolorów. Źródło.
Lakier dostajemy w typowej dla Sensique buteleczce. Kanciasta, z ciemnoszarą nakrętką, przezroczysta, białe napisy. Jest to znak rozpoznawczy firmy, jeśli chodzi właśnie o lakiery. Wszystkie opakowania wyglądają tak samo, różnią się jedynie zawartością. Nakrętkę trzyma się bardzo dobrze ze względu na swoją owalność. Nie zauważyłam, żeby coś złego się działo z buteleczką. Napisy się nie pościerały, nakrętka nie wyrobiła i nadal świetnie zabezpiecza lakier przed wysychaniem.
Pędzelek jest okrągły, równo ścięty, długi, aczkolwiek wąski. Maluje się nim wygodnie, nie zalewa skórek. Pozwala na równomierne pokrycie płytki. Włoski z niego nie wychodzą, są dobrze przycięte.
Na zdjęciu powyżej, na paznokciach mam dwie cienkie warstwy lakieru. Krycie jest przyzwoite. Do tego lakier schnie całkiem szybko. Kolor to typowy, brudny róż. Lakier posiada wysoki połysk, ale czy utrzymuje się on długo, tego nie jestem w stanie sprawdzić. A to z tego względu, że trwałość jest po prostu kiepska. Na drugi dzień zaczynają się dość mocno ścierać końcówki... Może z jakimś topem lakier byłby trwalszy, jednak u mnie niestety się nie sprawdził. Szkoda, bo uwielbiam takie kolory. Polecam Wam, jeśli lubicie takie kolory, ale też jeśli macie dobry top, który przedłuży jego trwałość. Solo niestety mnie nie uwiódł. Lakiery Sensique jednym pasują innym nie. Ja niestety należę do tej drugiej grupy.
Dostępność/Cena:
Drogerie Natura / 5,99 zł

Moja walka z błyszczeniem się cery. Iwostin Purritin.

3 listopada 2014

Hej :* Dzisiaj chciałam Wam przedstawić mojego kompana w walce z nadmiernym wydzielaniem sebum, a mianowicie żel Iwostin Purritin. Odkąd pamiętam, miałam cerę trądzikową, aczkolwiek nie przetłuszczającą się. To i tak było dla mnie spore wyzwanie w kwestii pielęgnacji. Gdy do tego wszystkiego moja cera zaczęła wydzielać coraz więcej sebum, miałam nie lada wyzwanie. Nie było to co prawda jakieś wielkie przetłuszczanie się. Puder spokojnie dawał radę i jak rano go nałożyłam, tak cały dzień miałam spokój. Niestety od jakiegoś czasu moja cera stała się mocno mieszana, ba, w kierunku tłustej nawet... Największa zmora. Nie wiedziałam już jak sobie radzić. Część podkładów zaczęła mi się warzyć, było coraz gorzej. W końcu w moje ręce wpadł żel do cery tłustej skłonnej do zmian trądzikowych od Iwostinu. Naczytałam się o nim sporo dobrego, więc bardzo chętnie przystąpiłam do jego używania. Przede wszystkim liczyłam na ograniczenie wysypu niespodzianek oraz zmniejszenie wydzielania sebum.
IWOSTIN Purritin - codzienna toaleta skóry tłustej, ze skłonnością do zmian trądzikowych oraz skóry mieszanej.  Zalecany również dla skóry podrażnionej leczeniem dermatologicznym.
Wskazania: Codzienna toaleta skóry tłustej, ze skłonnością do zmian trądzikowych oraz skóry mieszanej.  Zalecany również dla skóry podrażnionej leczeniem dermatologicznym. Najlepsze efekty kuracji przeciwtrądzikowej osiąga się, stosując kombinację Żelu do mycia Purritin oraz Kremu na noc Purritin.
Sposób użycia: Na zwilżoną skórę twarzy i szyli nanieść niewielką ilość żelu, delikatnie rozmasować i spłukać ciepłą wodą.
Działanie: Dokładnie oczyszcza skórę;  normalizuje pracę gruczołów łojowych; ogranicza rozwój bakterii P. acnes; stymuluje regenerację naskórka; nie podrażnia i nie wysusza skóry; nie zawiera mydła; nie wysusza skóry.
Żel dostajemy w tubce 150ml (ja mam 100ml). Biała, z zielonymi dodatkami prezentuje się nieco aptecznie, choć zarazem ciekawie i przyzwoicie. Tubka była zabezpieczona z tego co pamiętam plastikową folią, dzięki czemu miałam pewność, że nikt jej wcześniej nie macał. Zdecydowanie na plus. Tubkę można spokojnie przewozić bez obaw, że coś się z niej nie wyleje. Zatrzask działa prawidłowo, nie psuje się. Napisy także się nie ścierają. W kwestii technicznej, choćbym chciała, to nie mam się czego przyczepić. Żel jest dość gęsty, przezroczysty. Pachnie dość specyficznie i nie wszystkim może się ten zapach podobać. Ja w nim wyczuwam drożdże. Takie typowe drożdże, jakie kiedyś próbowałam pić na trądzik właśnie. Nie jest to zapach przyjemny, aczkolwiek do przetrawienia. Żel pieni się całkiem dobrze.
Trochę sobie pogadałam, ale i tak najważniejsze dopiero przed Wami :P W całym tym zgiełku chodzi właśnie o działanie. Na początku byłam dość mocno rozczarowana. Przez pierwsze może dwa tygodnie moja cera wariowała. Wieczorem myłam twarz żelem, po czym rano budziłam się ze strasznie, ale to strasznie tłustą cerą. Myślałam, że coś tu jest nie halo. Od razu szłam zmyć cały nadmiar sebum również tym żelem. Cera wówczas wracała do normalności, ale tylko do następnego dnia, gdy znów budziłam się z 'olejem' na twarzy. Po jakimś czasie jednak to wszystko ustąpiło. Po tym wszystkim moja cera produkuje zdecydowanie mniej sebum niż przed rozpoczęciem używania Iwostinu. Znacznie dłużej utrzymuje się w ryzach i nie błyszczy się jak psu nie powiem co. Jestem pod sporym wrażeniem, bo nie wierzyłam w to, że cokolwiek choć trochę ograniczy to świecenie. Co do działania przeciwtrądzikowego nie zauważyłam różnicy. Niemniej jednak, ten żel trafia do moich ulubieńców bez gadania ;P
Dostępność/Cena:
Klik / 22,69 zł (150ml)

Miałyście? Polecacie jeszcze jakiś żel, który ograniczy wydzielanie sebum?
Przy okazji przypominam Wam o rozdaniu! ;) Więcej info po kliknięciu w banner.
http://angietrucco.blogspot.com/2014/10/wygraj-krem-do-rak-arlesienne-od.html