.

Joanna Naturia - Szampon z miodem i cytryną do włosów suchych i zniszczonych.

27 lutego 2013

Heloł ;]
Co tam u Was Robaczki? :)  Ja już w sumie jestem w tym tygodniu po zajęciach. Nie licząc jutrzejszego porannego wf-u. A potem już do domku. Nawet nie wiecie jak się cieszę :) Notka miała pojawić się jutro, ale skoro dzisiaj mam troszkę czasu to napiszę wcześniej. Jutro mogła bym się czasowo nie wyrobić, gdyż planuję spędzić dzień z moim N. (:*)  :) W dzisiejszej notce chciałam pokazać Wam szampon, który myślę jest godny uwagi. Jako,że już jest prawie zdenkowany, pora na kilka słów o nim :)
 Zacznę od opakowania. Buteleczka w której znajduje się szampon wygląda bardzo korzystnie a szata graficzna cieszy nasze oko. Jest ona przezroczysta, a sam szampon koloru miodowego.  Buteleczka zwężona jest lekko ku dołowi, a rozszerzona ku górze. Nie sprawia to jednak większych problemów. Zatyczka zamyka się na charakterystyczny 'klik'. Niestety podczas transportu należy nieco na nią uważać. Nie wylewa się jakoś specjalnie, jednak minimalnie może nam uciec. Ja zawsze owijałam go w woreczek, tak dla ostrożności. Bez problemu możemy go postawić do góry 'nogami'. Otwór jest w sam raz. Nie wylewa się przez niego za dużo szamponu. Sama konsystencja szamponu nie jest ani wodnista, ani też gęsta. Tak coś po środku. Kolor ma miodowy. Teoretycznie ma mieć zapach miodu i cytryny. I faktycznie taki ma. Nie jest chemiczny, ani przesadzony. Wyczuwam w nim zarówno i cytrynę i miód. Mi jak najbardziej przypadł do gustu. Po umyciu cała łazienka przepełnia się owym zapachem, zostaje on też przez pewien czas na włosach.
Gdy przeczytałam informację na odwrocie, stwierdziłam,że szampon jest idealny dla mnie. Moje włosy są ostatnio dosyć suche, jak i zniszczone przez prostownicę i suszarkę. Do tego niska cena. Szampon musiał być mój. Tym bardziej,że zdenkowałam szampon z Nivei i potrzebowałam czegoś na już. Capnęłam go w Rossmannie i zaczęłam przygodę ;D Przy pierwszym użyciu nieco się przestraszyłam, gdyż włosy po spłukaniu szamponu były lekko poplątane, szorstkie. Ale myślę sobie,że może tak ma być. Szampon świetnie je oczyszcza. Po wyschnięciu moje myślenie zmieniło się natychmiastowo. Szampon świetnie oczyścił włosy, sprawił że były puszyste (nie mylić z napuszone, naelektryzowane), gładkie, miękkie w dotyku. Może nie było to jakieś mega wow, ale w moim przypadku taka zmiana (wcześniej wysuszone, bez blasku, matowe) była jak najbardziej na plus. No,ale to dopiero pierwsze użycie. Później było tak samo. Szampon sprawiał,że moje włosy były bardzo fajnie odżywione. Zapach był bardzo ładny i utrzymywał się na włosach. Nie przetłuszczał mi bardziej włosów, ani nie sprawił,że będą przetłuszczały się mniej. Ale tego też nie oczekiwałam. Myję co dwa dni i to się raczej nie zmieni. Niestety dobrnęłam już prawie do jego dna. Bardzo się polubiliśmy i podejrzewam,że kiedyś po niego jeszcze sięgnę. Dlaczego nie teraz? A to dlatego,że chcę wypróbować jeszcze czegoś innego. Ale jak najbardziej polecam. :)
Na koniec standardowo skład:
Dostępność/Cena:
Drogerie Rossmann  /  4,99 zł.

Ja osobiście polecam go wypróbować :) 
A Wy? Miałyście? Polecacie może coś jeszcze z Joanny?

Krem pielęgnacyjny z Zea Mays od BingoSpa.

25 lutego 2013

Hej ;]
Korzystając z przerwy pomiędzy zajęciami, wpadłam na bloga co nieco napisać :) Pominę fakt,że  z nerwów tak mnie nosi, że chyba muszę w coś porządnie uderzyć... Wróciłam niedawno z zakupów. W sklepie z nazwą na P. stałam chyba z dwadzieścia minut przy kasie, bo... Zatrudniono jakieś młode dziewczyny, które kompletnie sobie nie radziły. Kolejka się powiększa, kasjerka nie może skasować, trzy kolejne (kasjerki) stoją obok i 'hihihi hahaha' ... Jak tak można?! Jedna kasa czynna, ludzi coraz więcej... No,ale się wygadałam chociaż ;D Ale przyszłam tutaj z zupełnie czym innym :) Jakiś czas temu pisałam Wam o paczce od BingoSpa. Wsród wybranych przeze mnie kosmetyków znalazł się krem do twarzy z Zea Mays. I to właśnie o nim dzisiaj będzie :)

Na początku kilka słów od producenta:

Krem pielęgnacyjny z Zea Mays BingoSpa

zawiera olej z kukurydzy. Polecany dla cery mieszanej, tłustej oraz problematycznej (np. zmiany trądzikowe)
  • olej z kukurydzy BingoSpa zawiera 55-65% kwasu linolowego, 12-14% kwasu palmitynowego, 4% kwasu stearynowego, 29% kwasu olejowego oraz dużą ilość witaminy E ( do 1g/kg). Polecany zarówno dla skóry tłustej, mieszanej, dojrzałej, jak i suchej, wrażliwej czy zmęczonej. Posiada właściwości odżywcze, uelastyczniające, łagodzące, poprawia mikrokrążenie w skórze.
  • Pheohydrane® - kompleks wyciągów z Laminaria Digitata (listownica palczasta) i Chlorella vulgaris; głęboko nawilża, odbudowuje obecny w skórze NMF i restrukturyzuje płaszcz hydrolipidowy; wspomaga utrzymanie odpowiedniego poziomu nawilżenia na długi czas. Jest jednym z najefektywniejszych kompleksów algowych; ma działanie nawilżające jeszcze przez 7 dni po zakończeniu stosowania.

Krem BingoSpa to krem o lekkiej i delikatnej konsystencji. Szybko się wchłania. Dzięki niemu cera staje się jedwabiście gładka oraz wyraźnie poprawia się jej sprężystość i jędrność.

 Zacznijmy od strony bardziej suchej, czyli opakowanie. Całkiem przyjemne dla oka. Fajnie wygląda w łazience na półce. Nie jest ekskluzywne, choć ładne w swojej prostocie. To plastikowy słoiczek z naklejoną nalepką od producenta. Czarna, również plastikowa nakrętka szczelnie zamyka słoiczek. Nie odkręca się samoczynnie, nie wylewa na boki. Umożliwia to bardzo kwestię przewożenia. Do tej pory nic mi się nie wylewało, nie upaćkało innych rzeczy w walizce. Nalepka nie jest problematyczna, nie odkleja się. Zawiera wszystkie niezbędne informacje. Musimy uważać,żeby jej nie zamoczyć. Przechodząc do składu, nie znam się na tym za bardzo, choć powoli się uczę :) Widzę tam parbeny, które co prawda są prawie na końcu, ale jednak. Sam olejek Zea Mays jest na dosyć dalekiej pozycji. I na tym moja wiedza się kończy. ;) Opakowanie zaliczam na plus.
 Teraz sprawy bardziej nas interesujące, czyli konsystencja i działanie. Jak widać, krem jest wręcz śnieżnobiały. Konsystencja to bardziej wodnisty budyń. Musimy przez to uważać, by nie stawiać słoiczka 'do góry nogami', gdyż później po otwarciu możemy znaleźć jego większość na zakrętce. Zapach jest moim zdaniem bardzo ładny. Nie potrafię znaleźć odpowiedniego określenia, jednak pachnie tak kremowo, świeżo. Dzięki temu nakładanie go to czysta przyjemność dla nosa ;] Podczas nakładania go na twarz, nie jest problematyczny. Nie spływa z twarzy, wchłania się bardzo szybko. Na początku nie polubiliśmy się. Po dwukrotnym użyciu dosyć mocno mnie wysypało. Przez to się do niego zraziłam i odstawiłam do szafki. Ale szkoda mi tak było bidulka i postanowiłam mu dać jeszcze jedną szansę po doprowadzeniu mojej twarzy do porządku. Tym razem zamiast rano, nakładałam go na noc przed snem. Zostawiał leciutki film, ale mi to nie przeszkadzało. Rano moja buźka była wyraźnie delikatniejsza. Cera faktycznie jest odświeżona, widać lekką poprawę w jej stanie. Moja cera 'wypija' krem bardzo szybko. Niestety nie nadawał się dla mnie na dzień, gdyż miałam wrażenie,że moja cera jest dalej sucha. Do tego potrzebuję czegoś mocniejszego. Ale na noc jak najbardziej polecam :) Zapomniałam dodać,że krem jest szalenie wydajny. Używam go a nie widać nawet najmniejszego ubytku. :)

Dostępność / Cena.
KLIK  /  14 zł

Wiem,że wiele z Was również go wybrało :) Jestem ciekawa Waszej opinii na jego temat. Tak więc pytam standardowo :) 
 Co o nim myślicie? Co myślicie o kosmetykach BingoSpa? :)

Mariza-Utwardzacz do paznokci 3w1.

22 lutego 2013

Dobry ;]
Od razu przepraszam za moją nieobecność :( Jak pisałam Wam w poniedziałek, zaczęłam zajęcia na uczelni. Udało mi się pozaliczać wszystkie egzaminy i wkroczyłam w drugi semestr. Nie będę ukrywała,że będzie ciężej niż poprzednio. Już widzę po przedmiotach, jakie będę miała. 'Prawne podstawy resocjalizacji' czy 'Filozoficzne podstawy pedagogiki' ... No po prostu pięknie.. Choć są też plusy. Doszedł mi przedmiot 'Procedury interwencji policyjnej' :) Cieszę się z tego przedmiotu jak małe dziecko. Wszystko co może być na temat policji.. Geneza, środki przymusu, różne procedury.. Idealny przedmiot dla mnie. :)) Tak więc, przez natłok zajęć będzie mnie tu zdecydowanie mniej. Nie oznacza to,że rezygnuję z blogowania, o nie :) Po prostu posty będą się pojawiały nieco rzadziej. Mam nadzieję,że zrozumiecie i mnie nie opuścicie :) Ale nie przedłużając, zapraszam Was do recenzji utwardzacza do paznokci, który znalazł się również w paczuszce od Sandry w ramach współpracy :)
  
 Zacznijmy może od suchych faktów. Na pierwszy ogień idzie opakowanie. Jest to typowy wygląd jak u lakieru do paznokci. Buteleczka jest identycznych rozmiarów jak osławione już lakiery Brilliant (również od Marizy). Przezroczysta, szklana (?) buteleczka bez zbędnych informacji. Z zamykaniem nie ma problemów, również podczas transportu nic się nie wylewa, nie ucieka. Na przodzie znajdziemy informację, iż jest to utwardzacz do paznokci 3w1. Do tego typu produktów jestem sceptycznie nastawiona, bo jak wiadomo, jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Pędzelek  jest dosyć fajny. Równo ścięty, nie za duży i nie za mały. Taki w sam raz. Konsystencja również nie jest za leista, ani za gęsta. Wysycha w całkiem przyzwoitym czasie. Nie bąbelkuje. I teraz zastanawia mnie, gdzie jest to 3w1. Bo jakoś się doszukać tego nie mogę. Lakier ma
wzmacniać i utwardzać, zapobiegać łamaniu i rozdwajaniu, może być używany jako podkład pod emalię, lub warstwa nawierzchniowa zwiększająca połysk, twardość i trwałość lakieru. No za diabła nie widzę trzech właściwości, tylko wiele innych. 
W każdym razie zajmijmy się tymi jego właściwościami. Zacznijmy od początku. Wzmacnia minimalnie, utwardza całkiem fajnie, sprawia,że paznokcie mniej się łamią, owszem, nie rozdwajają się. W tej kwestii wszystko jest w miarę okej. Cudów nie ma co oczekiwać. Moje paznokcie są bardzo słabe i delikatne, a ten utwardzacz choć trochę je ochrania. Ale tylko w momencie swego bytu na paznokciach. Gdy go nie ma, paznokcie dalej są łamliwe i kruche. Jako podkład pod inny lakier go nie używam, gdyż nie odczuwam takiej potrzeby. Jako warstwa nawierzchniowa faktycznie fajnie zwiększa połysk innego lakieru, twardość też całkiem fajnie. Co do przedłużania jego trwałości, jakoś tego nie zauważyłam. Lakier jak się ścierał, tak się ściera i z tym utwardzaczem. 
Jak więc widzicie, utwardzacz robi to co powinien, czyli utwardza. Reszta jego właściwości nie jest jakaś szczególnie zadowalająca. Fajnie też nadaje połysku innemu lakierowi.

Ogólnie produkt całkiem fajny. Spełnia swoje podstawowe zadanie i chwała mu za to :)

Dostępność
www.i-mariza.pl
 Dziękuję Sandrze i firmie Mariza za udostępnienie kosmetyku do testów. Fakt, iż dostałam produkt nieodpłatnie, w żaden sposób nie wpłynął na moją recenzję.  
 Miałyście? Co o nim myślicie? :)

Mariza - Linia SPA Granat - Odświeżający żel pod prysznic.

18 lutego 2013

Heloł :)
Korzystając z przerwy pomiędzy zajęciami postanowiłam co nieco tu naskrobać. Dzisiaj zaczęłam zajęcia po przerwie i sesji. Ciężko mi się przestawić. Tym bardziej,ze zajęcia mam na rano. Do tej pory odsypiałam ile mogłam. A jak część z Was wie, za kilka dodatkowych minut snu dała bym się pokroić. :D No,ale nie ma co narzekać. Trzeba się cieszyć, że wiosna już za pasem ;] Ale nie przedłużając zapraszam do recenzji :) ( Za oknem szaro, więc zdjęcia nie są dobrej jakości. Ja chcę już wiosnę... :) )
 
Przedmiotem dzisiejszej notki jest żel pod prysznic jaki dostałam już jakiś czas temu w ramach współpracy. Na dzień dzisiejszy żel wykończyłam w połowie, więc mogę kilka słów o nim powiedzieć. Na zdjęciach widzicie już trochę ubytku, gdyż niestety za późno się za nie zabrałam. W każdym razie ja od żelu oczekuję tego by dobrze się pienił, miał przyjemny zapach i był niedrogi. Wiele nie wymagam. Lubię próbować różne warianty zapachowe. Tutaj żel dostajemy w buteleczce o pojemności 250 ml. Opakowanie jest przyjemne dla oka. Bez zbędnych informacji, tylko to co potrzeba. Buteleczka jest przezroczysta, dzięki czemu widać ile produktu jeszcze nam zostało. Z tyłu znajdziemy niezbędne informacje, takie jak informację od producenta oraz skład. Trzeba przyznać,że producent zapewnia nas o wielu właściwościach żelu. Niczego wielkiego jednak nie oczekiwałam. Żel to żel. Sam otwór żelu jest w porządku. Nie jest za duży, ani za mały. Wydobywa się przez niego wystarczająca ilość żelu. Niestety trzeba uważać z nim podczas podróży. Może się minimalnie wylewać. Ja, jak go przewoziłam, owijałam dodatkowo w woreczek. Sama konsystencja jest nieco rzadka. Nie przelewa się przez palce jak woda, jednak nieco może uciekać. Pieni się całkiem dobrze, przez co jest wydajny. Pachnie obłędnie ;) Nie wiem czy to zapach granatu (nigdy nie wąchałam) jednak zapach jest świeży, owocowy. Bardzo umila nam wizytę w łazience :) Zapach niestety ulatnia się po kąpieli, jednak wyczuwamy go na skórze jeszcze przez pewien czas. Krótko, ale jest. Co do nawilżenia skóry, czy złagodzenia drobnych podrażnień.. Takowych nie posiadam, więc w tej kwestii się nie wypowiem. Jednak faktycznie pozostawia skórę lekko odświeżoną i nawilżoną. Nie zostawia tłustego, czy jakiegokolwiek filmu.
Na koniec tradycyjnie skład:
Dostępność/Cena.
Klik  /  7 zł

Produkt godny polecenia. Jedynym minusem może być problem podczas transportu.

Miałyście żel z tej linii?  Lubicie?

Perfumy L'ambre No. 24.

16 lutego 2013

Hej Robaczątka :D 
Jak Wam mija czas? :) Ja cały czas odpoczywam po sesji. Niestety już jutro muszę wracać do Zielonej Góry. Jakoś mi się nie uśmiecha. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej ;) No,ale nie zamęczając Was moimi wywodami (i tak większość zapewne ich nie czyta) przechodzę do sedna notki. Niedawno nawiązałam współpracę z firmą L'ambre. Do testów otrzymałam perfumy oraz dwie konturówki do ust. O ile konturówek raczej nie używam, o tyle perfumy z przyjemnością :) Nie wiedziałam konkretnie co znajdzie się w paczce, lecz Pani Aleksandra wspomniała coś o perfumach. I tak się też stało. W paczce znalazł się główny bohater dzisiejszej notki :) Zapraszam do recenzji :)

 Na sam początek kilka słów od producenta :)
 Rodzina zapachów: bukiet kwiatów
Nuty głowy: cytryna, grejpfrut, jabłko
Nuty serca: konwalia, róża, irys
Baza: piżmo, wanilia, ambra, drzewo cedrowe
Świeży kobiecy zapach otwiera świat czystości i niewinności, lekkości i swobody. Zapach czaruje szykownością i emanuje szczerymi, wyrazistymi emocjami. Skrzący się owocowy początek stworzony z połączenia cytryny, grejpfruta i jabłka płynnie przeistacza się w kwiatową kompozycję konwalii, róży i irysu, które napływają niczym fale aromatycznej mgły przynosząc ze sobą lekkość i swobodę.
Delikatny jaśmin odważnie przekierowuje całą kompozycję do mało wyraźnych nut piżmowych. Natomiast połączenie drzewa cedrowego z wanilią dodają kompozycji odrobiny niestałości i figlarności.
 Jak widzicie na zdjęciach, już sam kartonik, w który zapakowany jest flakonik prezentuje się całkiem ciekawie. Z każdej strony wyżłobione są wzorki. Nie jest ono zaśmiecone zbędnymi informacjami. Najważniejsze, czyli numerek, nazwa perfum oraz skład są. Kartonik jest dosyć solidny. Sam flakonik zaś, wygląda bardzo elegancko. Mamy do niego doczepiony numerek perfum, w razie gdyby kartonik gdzieś się zapodział. Jest do dosyć fajny zabieg, choć wolała bym, by jednak numerek znajdował się na flakoniku bezpośrednio. Jest on opatrzony nazwą marki oraz logiem. Również na zakrętce, to logo widnieje. Perfumy, które dostałam zawierają 50 ml. Są bardzo wydajne. Psikam się nimi już kilka dni, a ubytek jest znikomy. Myślę,że zdjęcia oddają cały urok wyglądu perfum. Z tego co przeczytamy na stronie producenta nr 24 jest nowością. Moim zdaniem bardzo udaną nowością. Na początku psiknęłam na siebie dosyć sporą ilość. I nie polubiłam się z nimi. Wydawały mi się duszące, po prostu mdłe. Jednak zrobiłam do nich kolejne podejście. Tym razem psiknęłam o wiele mniej. I to był strzał w dziesiątkę! Perfumy okazały się wówczas idealne dla mnie. A przynajmniej sam zapach. W informacji od producenta przeczytacie,że znajduje się tu zapach kwiatów, cytryny, grejpfruta, jabłka, konwalii, róży, irysu, piżma, wanilii, ambry, drzewa cedrowego. Mieszanka dosyć dziwna, prawda? Jednak ja najbardziej wyczuwam w nich zapach grejpfruta oraz nutkę jabłka. Czuć również lekko wanilię. Reszty zapachów nie wyczuwam. Może to nawet i lepiej. Dla mnie jest to mieszanka w sam raz wyważona. Co do samej trwałości perfum, mogę śmiało stwierdzić, że utrzymują się kilka, a nawet kilkanaście godzin! Poważnie! Jestem pod ogromnym wrażeniem. Co prawda z czasem lekko słabną, lecz nadal są wyczuwalne. Taki efekt, zdecydowanie jest godny uwagi.
Na koniec wstawiam skład: 
Dostępność/Cena
http://pl.lambre.eu  /  82 zł
Cena jest dosyć wysoka, choć uważam,że za tak dobre perfumy warto wydać troszkę więcej. Osobiście bardzo polecam. :)
Dziękuję Pani Aleksandrze, oraz firmie L'ambre za udostępnienie mi kosmetyku do testów. Jednocześnie zaznaczam, iż fakt otrzymania kosmetyku nieodpłatnie, w żaden sposób nie wpłynął na moją opinię.
 Miałyście te perfumy? A może inne kosmetyki firmy L'ambre? Jak Wam się widzą? :)

Mój mały zbiór pomadek i błyszczyków.

15 lutego 2013

Hej ;]
No to dzień Walenia w tynki dobiegł końca ;] Jak Wam się udał? :) Ja będę go wspominała dosyć miło. :) Nie będę się nad tym za bardzo rozwodzić, gdyż doskonale zdaję sobie sprawę,że mnóstwo osób jest anty-Walentynkowa :D Tak więc przechodząc do sedna notki, chciałam Wam pokazać mój mały zbiór pomadek i błyszczyków. Nie jest ich może jakoś szczególnie dużo, jednak ciągle mi mało :D Uwielbiam kupować sobie nowe mazidła do ust :D Na dzień dzisiejszy moja kolekcja przedstawia się tak:
Zacznijmy od pomadek. (Od lewej)
1.Vipera - Just lips nr 16
2.Basic - Niestety numerek się starł.
 3.Sensique - Satin Touch nr (chyba 201)
4.Miss Sporty - Perfect Colour nr 020
 5.Vipera - Just lips nr 7
 6.Inglot nr 262
 Błyszczyki: (od góry)
 7.Eveline - Colour Celebrities nr565
 8.Sensique - Trendy Lip Gloss nr 118
 9.Kobo - Pearl'n'Mineral  nr 101 Almond
Vipera (16), Basic, Sensique, Miss Sporty, Vipera (7), Inglot
Górny rząd od lewej:
Vipera - Just lips nr 16 ; Basic; Sensique - Satin Touch nr (201)
Dolny rząd od lewej:
Miss Sporty - Perfect Colour nr 020 ; Vipera - Just lips nr 7 ; Inglot nr 262
Eveline, Sensique, Kobo
Eveline, Sensique, Kobo
Zdaję sobie z tego sprawę,ze nie jest tego dużo. W każdym razie wszystkie lubię ;) A Wasze pomadko-błyszczykowe zbiory jak się prezentują? :)
 Czy to już uzależnienie? :D

Róż w sam raz dla Barbie? Lakier Brilliant od Marizy.

13 lutego 2013

Hej ;)
Wczoraj odebrałam ostatni wynik egzaminu. Pierwsza sesja w moim życiu już za mną ;) Oficjalnie mogę rozpocząć tydzień wolnego ;] Jak tylko wróciłam do domu, mama dała mi paczuszkę. Byłam pewna,że to kosmetyki od L'ambre do testów. Jednak po otworzeniu, moim oczom ukazał się ostatnio zamówiony lakier Marizy. Jakiś czas temu, gdy otrzymałam kosmetyki do testów, moje serce uwiódł lakier do paznokci. Tak go pokochałam,że zapragnęłam mieć jeszcze inny kolor. Więc zamówiłam sobie lakier w kolorze różowym. Dodatkowo w ramach długiego oczekiwania dostałam tester błyszczyka. Ciemny, brudny róż. Wydawał się idealny, ale przy moim ciemnym szkliwie, niestety wygląda dosyć śmiesznie. Oddałam go mojej mamie która jest zadowolona ;) Ale nie przedłużając, pokazuję Wam moje Maleństwo :D
Zdjęcie z lampą.
Również zdjęcie z lampą.
Moja mama określiła go jako typowy róż dla Barbie :D Mi się mimo to bardzo  podoba ;] Nie ustępuje swojemu bratu, o którym przeczytacie TUTAJ.  Wysycha wręcz ekspresowo ;] Ale musimy pamiętać, żeby malować cienkie warstwy. Przy grubszych nie wysycha tak szybko. Do krycia wystarczą dwie cieniutkie warstwy. Choć można dodać trzecią dla pewności, gdyż po dwóch lekko prześwitują białe końcówki paznokci. Więcej możecie przeczytać TUTAJ. Jest identyczny właściwościami jak właśnie tamten lakier.

Miałyście te lakiery? Lubicie je? :)

Inglot - pomadka nr. 262

11 lutego 2013

Hej Robaczki :)
Jak Wam mija czas? U mnie cały czas do przodu :) Dzisiaj napisałam już ostatni egzamin na sesji. W końcu :) Zostaje mi tylko czekać na jego wynik do jutra. Ale jestem dobrej myśli :) Ale co z tego jak zostanie mi tylko kilka dni wolnego, a później znów natłok zajęć ? :(  No, ale nic. Dam radę :D
W ostatnim poście zakupowym najbardziej zaciekawiła Was pomadka z Inglota. Przyznam się Wam szczerze,że nie takiej pomadki szukałam. Chciałam całkowicie matową i cielistą. W sumie w sklepie na taką wyglądała. Może to wina światła? :D Jednak potem jak się nią zaczęłam malować, zauważyłam,że nie jest ona matowa. Czy się z nią mimo to polubiłam? Zapraszam do recenzji :)
Pomadkę dostajemy zapakowaną w papierowy kartonik.Znajdziemy na nim wszystkie niezbędne informacje. Skład, pojemność i numer. Papierowy kartonik jest nietrwały, co widać na zdjęciu powyżej. Próbowałam się do niego dobrać z nieodpowiedniej strony... :D Jak to dziwnie brzmi. ^^ Mimo to, uważam,że jest to bardzo trafione rozwiązanie, by nie psuć designu samego właściwego opakowania pomadki. A jest ono całkiem ciekawie wykonane. Wydaje mi się,że jest to w miarę solidny plastik. Na wieczku znajdziemy napis z nazwą marki, który jak na razie się nie ściera. Opakowanie zamyka się na charakterystyczny 'klik', co jest bardzo praktyczne. Szczególnie jeśli wrzucamy pomadkę bezpośrednio do torebki. Jeszcze nie zdarzyło mi się,żeby samo się otworzyło. A noszę ją czy to w torebce, czy w kieszeni kurtki. Nic się z nim nie dzieje i nie otwiera się samo. Wygląda bardzo elegancko. Jednym słowem, podoba mi się :D
 
Przejdźmy teraz do sedna, czyli wyglądu samej pomadki i reszty jej właściwości. Pomadka jak wcześniej pisałam, miała być matowa. Przynajmniej tak wyglądała w sklepie. Zależało mi bardzo na efekcie tzw. bladych ust. Gdy ją otworzyłam już po wyjściu ze sklepu, lekko się zdziwiłam. Nie była ona idealnie taka jakiej szukałam. Niemniej, bardzo mi przypadł do gustu ten efekt. Chyba staję się pomadkomaniaczką :D Od momentu jej zakupu namiętnie się nią maluję praktycznie codziennie. Pomadka jest całkiem fajnym nudziakiem. Zapach, ma taki lekko słodkawy. Nie mogę go z niczym skojarzyć, ale jest bardzo przyjemny. Lekko wyczuwalny po aplikacji. Pomadkę jest dosyć ciężko 'oswoić'. Dlaczego? Dlatego,że sprawia nieco problemy. Sama aplikacja jest miła i przyjemna, ponieważ pomadka sunie gładko po ustach. Jednak gdy pomalowane usta już zamkniemy, pomadka lekko się ściera. Ściera się niestety nieestetycznie, ale tylko w górnej części warg. Tzn. tu gdzie nasze wargi się spotykają. Żeby tak się nie działo, musimy chwilę odczekać,żeby pomadka lekko przeschła. Wówczas nie jest z nią źle ;) Co do trwałości. Ściera się równomiernie, trwa na ustach godzinę, góra dwie. Bez jedzenia i picia oczywiście. Nie jest to wynik zwalający z nóg. Szczególnie,że w tej cenie można dostać znacznie lepsze i trwalsze pomadki. Nie wysusza ust. Poniżej wstawiam jeszcze skład:
  
Ogólnie mam mieszane odczucia co do niej. Z jednej strony ma całkiem fajny kolor, nie wysusza i nie robi krzywdy ustom. Z drugiej jednak jest nietrwała i lekko problematyczna przy aplikacji. Za tą cenę naprawdę można znaleźć coś lepszego.
Dostępność/Cena:
Stacjonarne sklepy Inglota, http://www.inglot.pl/  /  20,99 zł

Raczej nie kupię ponownie.
A Wy miałyście pomadki Inglota? Jakie macie o nich zdanie? :)

1,2,3 ... BINGO! :D

8 lutego 2013

Jakieś pół godziny temu odwiedziła mnie Pani listonosz ;] Przyniosła paczuszkę z kosmetykami od BingoSpa. :)  Pewnie wiele z Was również będzie testowało ich kosmetyki. Ja jestem ich baaardzo ciekawa ;] Do testów wybrałam:
1.Kolagen do ciała
2.Krem pielęgnacyjny
3.Peeling błotny do twarzy

Jestem ciekawa co najbardziej Was zainteresowało? :)

Tymczasem zabieram się do testowania :)

To co Tygryski kochają najbardziej... :)

7 lutego 2013

Czyli zakupy! :))
Pochwalę się, a co! :D
1.Bluzka z sówką (prezent od TŻ na urodziny)
2.Różowy pasek (prezent od TŻ na urodziny)
3.Wisiorek na długim łańcuszku (spontanicznie od TŻ :D)
4.Szampon Joanna Naturia :)
5.Pomadka Inglot 262 (świetny nudziak :))
6.Korektor Miss Sporty (jestem jak na razie całkiem miło zaskoczona :))
7.Pojedynczy cień MySecret. (do wypełniania brwi :))

Który z kosmetyków chciały byście zobaczyć najpierw? :)

Mariza - Pomadka do ust SOFT&COLOUR nr.13

6 lutego 2013

Hej Misiaki ;) Jak Wam mija tydzień? :) Mi całkiem przyjemnie ;] Pomijając fakt,że trwa sesja. Co prawda wszystkie egzaminy mam za sobą, choć nadal czekam na jeden wynik. Miejmy nadzieję,że go zdam :) Wczoraj w nagrodę (ahh to usprawiedliwianie siebie :D) za zdany najtrudniejszy egzamin (serio!) sprawiłam sobie pomadkę z Inglota. ;] Ale to nie o niej dzisiaj będzie. Dzisiaj krótko i na temat o pomadce z Marizy.
Jak widzicie, pomadka zamknięta jest w dosyć fajnym opakowaniu. Czarny, ciekawy design ze srebrnym paskiem przy otwarciu. Jest ono plastikowe, ale myślę że solidne. Zamyka się na klik co bardzo ułatwia życie. Napisy jak na razie się nie ścierają i miejmy nadzieję,że tak zostanie. Początkowo pomadka miała być dla mnie. Wybrałam sobie do testów pomadkę o taką:
 Niestety w opakowaniu już wygląda zupełnie inaczej. Jest bardzo ciemna, a mi ciemne kolory na ustach nie bardzo pasują. Raz,że mam szkliwo ciemnawe, a dwa,że jestem strasznie blada. Więc ciemne pomadki ni w ząb do mnie nie pasują. Pomyślałam,że może oddam ją mojej mamie. Do niej pasuje bardzo fajnie, ale jedynie na wielkie wyjścia. Tak więc o trwałości czy wpływie na usta nie jestem w stanie się wypowiedzieć. Myślę,że pomadka była by całkiem fajna, gdyby nie fakt,że zupełnie inaczej wygląda w katalogu, a inaczej na żywo. Tak więc nie jestem Wam w stanie nic więcej powiedzieć na jej temat. Może kiedyś skuszę się na inny kolor, ale wcześniej sprawdzę swatche w internecie :) Cena nie jest wysoka, więc myślę że warto spróbować.

Dostępność/Cena:
Konsultantki Marizy,  www.i-mariza.pl  /  Cena katalogowa: 9,50 zł

Miałyście ją? Jaka jest Wasza opinia? :)

Dziękuję Sandrze i firmie Mariza za udostępnienie kosmetyku do testów. Fakt, iż dostałam produkt nieodpłatnie, w żaden sposób nie wpłynął na moją recenzję. 

Tymczasem ja zmykam do łóżka się wygrzewać. Złapało mnie niestety choróbsko okropne. Ale i tak długi czas mu się opierałam :D Bye Misie :)

Świętujemy ;)

2 lutego 2013

Cześć Robaczki ;] Jak już pewnie część z Was wie z facebooka, dzisiaj mam urodzinki :D Nie będę się chwalić, co dostałam itp. bo to moim zdaniem bez sensu :) Ale jednym prezentem muszę się Wam pochwalić. Zresztą tak czy siak same byście zauważyły :) Dzisiaj a dokładniej o godzinie 19:25 dokładnie 20 lat temu na świat przyszła mała Endżi :D I tak sobie dzieciątko rosło aż do dziś :D Dokładnie dzisiaj kończę dwadzieścia lat ;] Powiem Wams szczerze,że dziwnie jest z tą dwójką z przodu. Z jednej strony fajnie, bo czuć bardziej tą dorosłość, a z drugiej jakoś tak inaczej, może dlatego ze już nie będzie naście, a życie będzie biegło coraz szybszym torem? Sama nie wiem. No,ale nie będę Was zanudzała ;] Dodaję tylko zdjęcie mojego prezenciku... :D
Byłam u kosmetyczki zrobić sobie brwi ;] Henna+regulacja :) Jak myślicie, jest różnica? :D

Do następnego ;)