.

Wesołego Alleluja :)

30 marca 2013

Helloł Dziubaski :D


Zdrowych, Pogodnych Świąt Wielkanocnych,
pełnych wiary, nadziei i miłości.
Radosnego, wiosennego nastroju,
serdecznych spotkań w gronie rodziny
i wśród przyjaciół
oraz wesołego "Alleluja":)

Chciałam Wam życzyć wszystkiego co najlepsze w te święta. Przede wszystkim spędzonych w gronie rodzinnym, pełnych ciepła i miłości.

Wesołego Alleluja ! 
Życzy Inaccessible :)

Ziaja - Masło kakaowe. Cera normanla, sucha.

28 marca 2013

Hej ;]
Wracając już do rzeczywistości przychodzę do Was z kolejną recenzją. Dzisiaj na tapetę idzie Masło kakaowe z Ziaji. Co prawda jest ono do cery suchej i normalnej, a moja jest niestety mieszana. Jednak krem kupiłam już baaardzo dawno temu, gdy moja cera szła raczej w normalną. Wówczas masełko spisało się całkiem fajnie jako zwykły krem do twarzy. Nie zwróciłam uwagi,żeby robił coś szczególnego. Po pewnym czasie odstawiłam je na półkę. Dopiero niedawno sobie o nim przypomniałam. Myślę sobie, może spróbuję? Nie powinno zrobić mi krzywdy. Uwielbiam żele pod prysznic od nich, a czy polubiłam się z tym masełkiem?

Masło zamknięte jest w dosyć sporym słoiczku (200 ml). Szata graficzna jest typowa dla tej serii kosmetyków. Prosty, aczkolwiek rzucający się w oczy brązowy słoiczek z niebieską nakrętką. Taka forma bardzo mi odpowiada, gdyż mogę do końca zużyć kosmetyk. Napisy są dosyć ciekawie zrobione. Całość prezentuje się bardzo ciekawie na półce w łazience. Dzięki takiej formie opakowania mamy pewność,ze nic się podczas transportu nie wyleje. Zamknięcie jest szczelne.
Konsystencja masła jest typowa właśnie dla tego rodzaju kosmetyku. Gęsta, aczkolwiek nie sprawia to problemów podczas aplikacji. Dzięki treściwej konsystencji masło jest bardzo wydajne. Wystarczy niewielka ilość, by posmarować całą twarz. Wchłania się dosyć opornie, co dla niektórych może stanowić mały problem. Ja nakładałam je zawsze na wieczór przed spaniem. Zapach jest bardzo intensywny, ale nie męczący. Miłośniczki wafli kakaowych zakochają się w tym maśle. Pachnie identycznie jak pyszne wafelki. Zero sztuczności. Utrzymuje się dosyć długo. Nie polecam do stosowania na dzień. Po pierwsze dlatego,ze kiepsko i wolno się wchłania, a po drugie zapach, który utrzymuje się długo może gryźć się z innymi zapachami.
 
Teraz przejdźmy do najważniejszej kwestii. Działanie. Zacznijmy od regeneracji. W tej kwestii nie zauważyłam nic specjalnego. Co do ochrony przed szkodliwym promieniowaniem UV nie jestem w stanie się wypowiedzieć, gdyż masło stosowałam tyko na noc. Na dzień byłby za ciężki dla mnie. Ale, ale... Na samym końcu mowa jest o nawilżeniu. To jest całkiem niezłe. Moja przesuszona w skrzydełkach nosa skóra została nawilżona, a po suchych skórkach nie ma śladu :) Tutaj jestem bardzo zadowolona.
Kolejną informacją są substancje aktywne. Z tych rzeczy jedynie zgodzę się z nawilżeniem, które jak już pisałam, jest fenomenalne. Niestety... Masło mnie strasznie zapchało. Skąd wiem? A dlatego, że nie używałam nowych kosmetyków, które mogłyby to spowodować. Na mojej twarzy pojawiło się mnóstwo nowych niespodzianek. To niestety dyskwalifikuje masło na dłuuugi czas.
Ogólnie za sam zapach i nawilżenie jestem na tak. Niestety zapychania nie jestem w stanie znieść. Produkt odstawiam na półkę. 

Dostępność/Cena:
Rossmann, Natura / ok. 5 zł.

Mieliście? Co o nim myślicie? :)

II Spotkanie lubuskich blogerek :)

26 marca 2013

Heloł ;D
Piszę i ciesze się jak małe dziecko :) Po raz pierwszy będę miała możliwość uczestniczyć w spotkaniu blogerek. Najbardziej cieszy mnie fakt,że będę miała możliwość poznać dziewczyny z mojej okolicy :) Już za tydzień ;) Niestety o pierwszym spotkaniu dowiedziałam się troszkę za późno. Ale jest szansa to nadrobić. 
Spotkanie odbędzie się 6 kwietnia o godzinie 14 w Zielonej Górze w pubie Jazzgot. Organizatorki proszą o potwierdzenie swojej obecności do 27 marca poprzez wysłanie maila na adres: spotkanielubuskie@wp.pl

Ktoś z Was będzie? :))

Lakier do paznokci - Mariza - Brilliant nr. 7672

25 marca 2013

Hej ;]
W przerwie między zajęciami wpadam, by co nieco napisać. Lakiery Marizy z kolekcji Brilliant pokochałam miłością wielką. Pierwszy dostałam w ramach testów od Sandry. Już wtedy byłam bardzo zadowolona. Kolejny kupiłam sobie już sama. A następne dwa zamówiła sobie moja mama. Dlatego dzisiaj przychodzę do Was już z trzecim lakierem z tej serii. Niebawem pokażę ostatni jaki mam. Co do bohatera dzisiejszej notki, nie było jakiegoś wow. Ale miłością zapałałam do niego wielką, oj wielką. Ciekawi dlaczego? :)
Lakier mieści się w standardowej dla tej kolekcji buteleczce. Pojemność to całe 10 ml. Myślę,ze jest w sam raz by lakier wykończyć, zanim zgęstnieje. Tym bardziej,ze ja tego lakieru używam często. Buteleczka jest bezproblemowa, zamyka się dobrze. Napisy się nie ścierają, nic złego się nie dzieje. Niestety nie znajdziemy na nim numerku lakieru. Szkoda, gdyż tak by było nieco łatwiej je rozpoznawać.
Pędzelek jest standardowy. Nie za duży, nie za mały. Na moją niedużą płytkę wystarczy jedno maźnięcie pędzelkiem, by pokryć ją całą. Konsystencja nie jest ani za gęsta, ani też za wodnista. Do pełnego krycia niestety potrzeba 3 warstw, ale i wtedy jeszcze widać prześwity na końcówkach paznokci. Tutaj troszkę mały minus za to. Schnięcie dosyć szybkie. Nie jest aż tak ekspresowe jak w jego niebieskim bracie, jednak ja, osoba niecierpliwa w tej kwestii jestem usatysfakcjonowana ;]
I teraz najważniejsze. Efekty ;] Lakier to delikatny róż z mnóstwem brokatu. Całe szczęście nie jest to tandetny brokat. Wykończenie jest holograficzne. Niestety nie udało mi się tego uchwycić na zdjęciach, jednak musicie mi uwierzyć na słowo,że w słońcu i sztucznym świetle mieni się przepięknie na kolorowo. Uwielbiam go za to. Odpryski zaczynają się pojawiać pod koniec drugiego dnia noszenia. Jestem w stanie mu to wybaczyć, za efekt jaki daje ;]

Osobiście polecam, jeśli uda się Wam gdzieś go dorwać ;] Niestety była to edycja limitowana. Ale możecie próbować ;)

Dostępność/ Cena:
www.i-mariza.pl / 11,99 zł (ew. 9,50 w promocji)

Jak Wam się widzi? :D Macie może lakiery z tej serii? :)

Ulubieńcy 2012/13.

22 marca 2013

Hej ;]
Dzisiaj przychodzę do Was z postem, który w sumie powinien pojawić się już jakiś czas temu. Przez pewien czas zbierałam kosmetyki, które uważam za godne polecenia. Do niektórych wracam cały czas, inne używam niemal codziennie. Ciekawi co zasłużyło na to miano? Zapraszam na zdjęcia i krótkie recenzje :)

Perfumy L'Ambre. Moje ukochane perfumy. Trochę czasu zajęło mi oswajanie się z nimi, jednak koniec końców, psikam się nimi codziennie. Zapach jest nieco ciężki, mocny. Trwałość jest ogromnym zaskoczeniem. Jedyne co mi przeszkadza i sprawia,że do nich nie wrócę, to cena - 82 zł. Opakowanie jak najbardziej na plus. Pełna recenzja TUTAJ
Kolejne cudeńka. Małe i niepozorne. Lakiery, które goszczą u mnie bardzo często na paznokciach. Należę do osób, które paznokcie malują bardzo rzadko. Zazwyczaj nie mam cierpliwości do czekania aż lakier wyschnie. Tutaj mamy świetne holograficzne lakiery, które schną bardzo szybko. Niestety była to limitowanka. Możecie jednak ich szukać u innych blogerek, które może akurat je oddają w dobre ręce ;) Pełna recenzja niebieskiego holosia TUTAJ. Różowy czeka na swoją prezentację :)
Kolejnym ulubieńcem jest baza pod cienie do powiek Virtual. Niestety nie doczekała się swojej premiery na blogu. W sumie nie wiem dlaczego. Baza jest bardzo dobra. Fajnie podbija kolor cieni, sprawia że trzymają się na niej cały dzień, nie rolują, nie zbijają w grudki. Cena jest również na plus - 10 zł. Kiedyś zapewne do niej wrócę.
 Następnym małym cudakiem jest słynny krem on Nivea. Kto go nie zna? :) Niezawodny. Krem jest treściwy, bardzo dobrze nawilża naszą cerę. Stosuję go codziennie rano przed makijażem. Wchłania się trochę czasu, jednak nie warto go przez to skreślać. Nasza cera dostaje odpowiedni poziom nawilżenia. Idealny pod makijaż. Świetnie spisuje się również na różne podrażnienia. Kiedyś po reakcji alergicznej na antybiotyk (mocne przesuszenie cery) znakomicie ukoił wszelki ból.
Niedawno odkryty peeling, dzięki współpracy z BingoSpa. Mimo swojego malutkiego smrodku, peeling bardzo dobrze zdziera martwy naskórek. Idealnie nadaje się do bardzo wrażliwej cery. Nie robi krzywdy. Cena również jest mała - 12 zł. Mimo,ze nie zwęża porów, zasłużył na miano ulubieńca. Cera jest po nim wyraźnie gładsza i pozbawiona martwego naskórka. Więcej o nim TUTAJ.
Przedostatni ulubieniec. Jakiś czas temu pisałam o tej pomadce. Wtedy nie bardzo się z nią polubiłyśmy. Może niesłusznie? Pomadka to nieco trupi kolor nude. Zdaję sobie sprawę,ze nie każdemu może pasować. Ja jednak sięgam po nią prawie codziennie. Zdarza się oczywiście, że zachce mi się więcej koloru na ustach, jednak koniec końców, ta pomadka ląduje na nich najczęściej.
  I przyszedł czas na mój tuszowy nr. 1 z najniższej półki. On udowadnia,że tanie nie znaczy gorsze. Zakochałam się w nim od pierwszego użycia. Świetna duża szczota z włosia, rzęsy pogrubione, wydłużone. Co prawda mógłby wolniej wysychać w opakowaniu. Jednak jestem mu to w stanie wybaczyć. Zauważyłam też,że często znika dosyć szybko z półek. Kiedyś po przyjściu do Rossmanna zastałam ostatnią sztukę :( Zapewne wymacaną.. Zapłaciłam za niego coś ok 9 zł. Uwielbiam i zamierzam do niego wrócić ;)

Mieliście któryś z tych kosmetyków? A może macie swoich ulubieńców, godnych polecenia? Z chęcią się dowiem :)

Kolagen do ciała od BingoSpa.

21 marca 2013

Hej Misie ;) 
Jak Wam minął tydzień? U mnie w sumie ciężko. Dużo zajęć i mało czasu dla siebie. Stąd też nieco mnie zabrakło na blogu. Co prawda odwiedzałam Wasze blogi i czytałam notki. Tego odpuścić sobie nie mogłam :) Jednak sama nic nie pisałam. Dzisiaj postanawiam to nadrobić. Tym bardziej,że potem znów nie będę miała kiedy. Dzisiaj wracam do domu, zdążę zjeść tylko obiad i muszę lecieć do lekarza. Potem chcę spędzić trochę czasu z N. Czas mnie goni, a w kolejce czeka ostatni już produkt od BingoSpa do zrecenzowania. Cieszę się bardzo,że mogłam przetestować te kosmetyki. Ale jak wiadomo, wszystko co dobre, szybko się kończy. Dlatego zapraszam na ostatnią już recenzję z serii BingoSpa.
Kolagen dostajemy w dużej, plastikowej butli o pojemności aż 300 ml. Ze względu na materiał z którego zrobiona jest butla, możemy mieć problem z wydobywaniem kosmetyku. Co prawda na początku używania nie jest źle, gdyż można wycisnąć produkt, ale pod koniec czy już w połowie, może być z tym problem. Zdecydowanie praktyczniejsza była by tu pompka. Posiada ona design charakterystyczny dla firmy.Prosta, duża nalepka, z którą musimy uważać, by jej nie zamoczyć. Znajdziemy na niej potrzebne informacje. Nakrętka butelki jest jak widać dosyć solidna i nie ma obawy, by niepotrzebnie kosmetyk się wylewał na zewnątrz. Niestety przy śliskich dłoniach, może być minimalny problem z jej odkręceniem. Spokojnie przewoziłam kolagen w walizce i nigdy nic się złego nie działo.
Konsystencja i działanie. Konsystencja kolagenu jest faktycznie lekka. Nawet mogę stwierdzić, że minimalnie wodnista. Nie sprawia to jednak problemu, gdyż kolagen nie spływa nam z ciała po nałożeniu. Pachnie bardzo ładnie. Nie potrafię tak do końca opisać tego zapachu, jednak jest on taki kremowy :) Podejrzewam,że podpasuje nawet wrażliwym noskom. Wchłania się bardzo szybko. Ja nakładałam go zawsze po kąpieli i gdy zmyłam cały makijaż i zrobiłam peeling twarzy, kolagenu już nie było czuć. Zostawia po sobie lekką warstewkę. Nie jest ona tłusta, po prostu nasza skóra jest delikatnie nawilżona. Nie zostawia plam na piżamie. Co do samych efektów. Kolagen potraktowałam bardziej jako zwykły balsam. Nie oczekiwałam cudów od niego. Nie zmienia to jednak faktu,że fajnie naprężył mi skórę w tych miejscach, gdzie była,że tak powiem lekko sflaczała. Nie był to jakiś efekt wow, jednak całkiem przyzwoity.
Na składach jak już wiecie, za bardzo się nie znam. Jednak widzę w nim mnóstwo parabenów. Co prawda są prawie na końcu składu, ale jednak.
Dostępność/Cena:
KLIK / 12 zł

Osobiście za tą cenę polecam. Ładnie pachnie, lekko napręża skórę, szybko się wchłania. Czy sama kiedyś do niego wrócę? Możliwe :)

A Wy? Mieliście? Polecacie? A może znacie jeszcze jakiś godny polecenia kolagen? :)

Tusz Pierre Rene Luxurious - Czy naprawdę taki luksusowy?

18 marca 2013

Hej Dziubki :D
Jak Wam minął weekend? :) Ja przyznam się szczerze,że troszkę udało mi się odpocząć. Ale przy okazji zaczęłam troszkę bardziej udzielać się w kuchni. Żałujcie,że nie załapaliście się na moje spaghetti :D Skromność przede wszystkim ^^ Cieszę się też, że jest Was coraz więcej. Ale niestety pojawia się też coraz więcej spamu. Ku przestrodze innych, spam kasuję, ale nie na stałe. Może spamerom odechce się swojej roboty, jeśli zobaczą, że długo sobie taki spam nie pożyje ^^ Jak myślicie? :) A tak przy okazji, 16 marca minął dokładnie rok od założenia bloga. Dziękuję Wam za to że jesteście i że jest Was coraz więcej :* Nie sądziłam,że bloga będę pisała tak długo. Przyznam się,że na początku miała to być zwykła zabawa. Ale w pewnym momencie tak się w to wkręciłam,że zostałam na dłużej. :) Dzisiaj jak wpadnę w wir blogowania, ciężko mnie oderwać od tego :D Sprawia mi to mega przyjemność. Uwielbiam usiąść przed laptopem i pisać dla Was nową recenzję. Czasem wiadomo, dopadnie mnie leń, ale wtedy kopię się w dupsko i piszę ;] Ale nie smęcę Wam ;P I tak nie wiem czy ktokolwiek to przeczytał ^^ A jeśli tak, to podziwiam za cierpliwość do mnie i moich wypocin :D Ale dzisiaj nie o tym. Dziś przychodzę do Was z recenzją tuszu, z którą zbierałam się dosyć długo. Tusz już jest praktycznie na wykończeniu. Czas więc coś o nim naskrobać. Czy okazał się faktycznie taki luksusowy? :)
Na początku kilka faktów od producenta:
Extra długie rzęsy - ośmielaj wyrazistym spojrzeniem!
Ekskluzywny, super pogrubiający tusz do rzęs z kultową szczoteczką, bogaty w składniki pielęgnujące i wzmacniające rzęsy.

Tusz znajduje się w złotym pudełeczku. Faktycznie może wyglądać nieco ekskluzywnie. Ale niestety tylko na początku. Jak widzicie, tusz jest cały porysowany, złotko pozdzierane. W miejscu gdzie trzymam zawsze zakrętkę, widać mocne przetarcie. Przez pewien czas tusz wyglądał bardzo ładnie, elegancko. Niestety do czasu. Ja osobiście nic z nim takiego nie robiłam, żeby mógł się aż tak poprzecierać. Nosiłam go tylko w kosmetyczce. Czarne napisy również się lekko pościerały. Ale od tuszu za taką cenę, też nie oczekiwałam cudów. Tusz zamykany jest standardowo. Nie miałam z tym większych problemów.
Szczoteczka jest z włosia. Osobiście nie lubię sylikonowych szczot, stąd też mój wybór padł na ten właśnie tusz. Szczoteczka jest nieco duża. Nie jest to może gigant, jednak zdecydowanie nie należy do tych małych. Jednak nie ma problemu z jej użytkowaniem. Jeśli się oczywiście do niej przyzwyczai. Trzeba uważać, żeby nie upaćkać sobie nią powieki. Szczoteczka nabiera dosyć dużą ilość tuszu, więc trzeba nadmiar zdjąć. Na początku jego konsystencja jest mokra, można sobie nią nieźle zrobić krzywdę i posklejać rzęsy. Z czasem jednak tusz staje się całkiem przyjemny w obsłudze, a konsystencja staje się znośna. Używam go już ponad trzy miesiące codziennie i nadal jest dobrze. Nie wysechł, nie porobiły się grudki na szczoteczce.Wydajność tuszu jak najbardziej na plus. Tusz ma zapewniać nam efekt super pogrubienia. A czy tak jest? Moje rzęsy z natury są dosyć długie ale niestety blade. Od tuszu oczekuję wydłużenia, pogrubienia i przede wszystkim czerni. Ten tusz daje nam minimalne wydłużenie, lekkie pogrubienie i oczywiście piękną czerń. Zresztą sami zobaczcie:
Szału nie robi. Spotkałam już lepsze tusze w podobnej (a nawet niższej cenie). Ten niczym się nie wyróżnia, a wręcz sprawił,że więcej go nie kupię. Nie jestem za bardzo zadowolona z efektu. Co prawda w ciągu dnia się nie kruszy, wytrzymuje do demakijażu (choć lekko znika w ciągu dnia) i wyschnięty nie odbija się na powiece, ale mnie nie przekonał do siebie. W tej dziedzinie  (oczywiście w podobnym przedziale cenowym) mam swojego faworyta, o którym napiszę Wam jak tylko go zakupię ponownie, bo dziad się skończył zanim go obfociłam. Reasumując, jestem na nie.

Dostępność/Cena:
Szafy Pierre Rene, Natura, Rossmann /  13,99 zł (na tronie producenta widnieje cena 16,99)

Miałyście? A może polecacie jakiś inny tusz? :)

Wielka akcja testowania z Vichy.

16 marca 2013

Hej ;] Dzisiaj post na szybko :)
Chciałam Was poinformować o wielkiej akcji jaką przeprowadziło Vichy. W konkretnych aptekach można za darmo odebrać zestaw testowy. Są one nieodpłatne. Ja dowiedziałam się o tej akcji dzięki Niecierpkowi :) Jeśli jeszcze nie macie zestawu, spieszcie się. Z tego co wiem, schodzą jak ciepłe bułeczki :P
Mi się udało dorwać dwa. Jeden dla mojej mamy, a drugi dla mnie. Tzn. ten dla mnie odebrał N. :* Mamy do wyboru właśnie dwa zestawy. Jeden do cery bardziej wymagającej (przeciwzmarszczkowy, srebrny) i drugi do cery młodszej (różowy). A co zawierają oba zestawy? :)
Są bardzo ciekawie zapakowane. Zestaw powyżej, to ten dla cery młodszej, a poniżej dla starszej.
Zestaw dla cery młodszej zawiera:
 1.Krem Idealia - Rozświetlający krem wygładzający ( 3 ml)
2.Krem Aqualia Thermal - Nawilżający krem kojący i wzmacniający (3ml)
3.Maseczka Neovadiol GF - Krem poprawiający gęstość skóry i proporcje twarzy (1,5 ml)
4.Maseczka LiftActiv Serum 10 - Serum widocznie odmładzające (1,5 ml)
5.Maseczka Normaderm Anti-Age - Przeciwzmarszczkowy krem zwalczający niedoskonałości (1,5 ml)
6.Ulotka z potrzebnymi informacjami o kremach.

Zestaw dla cery starszej zawiera:
1.Krem Neovadiol GF - Krem poprawiający gęstość skóry i proporcje twarzy (3 ml)
2.Krem Idealia - Rozświetlający krem wygładzający ( 3 ml)
3.Krem LiftActiv Serum 10 - Serum widocznie odmładzające (3 ml)
4. Maseczka Aqualia Thermal - Nawilżający krem kojący i wzmacniający (1,5 ml)
5.Maseczka Normaderm Anti-Age - Przeciwzmarszczkowy krem zwalczający niedoskonałości (1,5 ml)
 6.Ulotka z potrzebnymi informacjami o kremach.

Jeśli jeszcze nie macie, lećcie do apteki ;) Lista aptek, które biorą udział w akcji dostępna jest tutaj:
http://poland.vichy.pl/sections/nowosci-i-konkursy/test-przyjemnosci/doc/Apteki.pdf

Jak już pisałam, zestaw różowy jest mój, zestaw srebrny mojej mamy ;)

Macie już któryś zestaw? :)

Słynny już szampon Babydream.

15 marca 2013

BryWieczór ;]
Od razu przepraszam za nieobecność :* Tak jakoś wyszło. Uczelnia, spędzanie czasu z N. itd. Nawet nie wiem kiedy mi te kilka dni zleciało. Nie wiem dlaczego, ale czas po osiemnastce zaczął mi tak szalenie uciekać, że nie nadążam. Za cholerę nie wiem, gdzie uciekły mi te dwa lata. Dzisiaj już dwudziestka na karku. Ale trzeba się z tym jakoś pogodzić. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego,że całe życie mi tak przeleci przez palce ;] Ale póki co, korzystam z młodości :D  Dzisiaj się zreflektowałam i obfociłam kilka kosmetyków. Czekają w kolejce na publikację. Dzisiaj niestety będzie ten z serii mniej przyjemnych postów. Niedawno kupiłam szampon wielce zachwalany przez większość z Was. Co prawda do mycia pędzli, ale jako szampon też ponoć jest niczego sobie. Ja niestety musiałam go odstawić już po kilku użyciach. A dlaczego? Zapraszam dalej :)
 Przyznam się szczerze,że szampon kupiłam pod wpływem dziewczyn z blogów. Bardzo chwaliły go sobie w kwestii mycia pędzli, ale również niczego sobie miał być do mycia włosów właśnie. Ale może zacznę od suchych faktów. Szampon przeznaczony jest dla niemowląt. Sama buteleczka też o tym przypomina. Urocza, prosta. Niebieska butelka z białą zakrętką. Na przodzie mamy również malutkie motylki w rogu, które uroczo wyglądają. Nie można również zapomnieć o słodkim dzieciaczku ;] Całość prezentuje się bardzo ładnie. Buteleczka ma lekkie wcięcie 'w talii'. Nie wyślizguje się z mokrych dłoni.Zakrętka mocno się domyka, dzięki czemu mamy pewność,że nic nam się nie wyleje podczas transportu. Ja jednak dodatkowo zabezpieczam go woreczkiem, by mieć stuprocentową pewność. Otwór nie jest za duży. Mogę śmiało stwierdzić,że jest idealny. Wylewa się przez niego odpowiednia ilość produktu.
 Konsystencja szamponu jest lekko wodnista. Pachnie tak jakoś lekko ziołowo. Mi ten zapach nie bardzo podpasował. Ale jak wiadomo, każdy ma inny nos ;P Pieni się średnio. By umyć moje włosy musiałam go trochę użyć. Dosyć fajnie oczyszcza włosy. Nie wiem jak poradził by sobie z olejami, gdyż nie nakładam ich. Skoro szampon jest przeznaczony dla niemowląt, nie powinien zrobić krzywdy i nam. Jednak już po pierwszym umyciu zaczęły się schody. O ile włosy myję co dwa dni, o tyle przy tym szamponie musiała bym myć prawie codziennie. Obciążył moje włosy, szybciej je przetłuszczał. Niestety nie byłam w stanie tego znieść. Zawsze mogłam umyć włosy co drugi dzień, a ewentualnie na trzeci dzień zrobić sobie koczka, by dać włosom odpocząć. I nie wyglądały one źle. Przy tym szamponie drugiego dnia włosy były przetłuszczone. Co to to nie, nie dla mnie takie bajery :D Robiłam do niego kilka podejść. Jednak niestety musiałam go odstawić. Może sprawdzi się u mojej mamy albo siostry. Moje włosy widocznie mocno się przyzwyczaiły do silikonów i innych, a taki prosty i delikatny skład im nie służy. W kwestii szamponu się nie sprawdził. Ale... No właśnie, jest to małe ale. Świetnie czyści pędzle do makijażu ;] Podejrzewam,że nawet dorównuje produktom do tego przeznaczonym.
I na koniec skład:
 Szampon dobry do czyszczenia pędzli. Niestety u mnie się nie sprawdził na włosy. Polecam spróbować, może Wam akurat przypadnie do gustu. 

Dostępność/Cena:
Rossmann / 4,99 zł.

Mieliście? Co o nim myślicie? :)

Porównanie kremów do rąk - Mariza i Cztery Pory Roku.

11 marca 2013

Hej ;]
Dzisiaj nawiedzam Was po raz kolejny :D Dopóki mam wenę do pisania, robię to tak często jak się da. Potem zapewne będzie nawał prac na zajęcia i znów będzie mi brakowało czasu. Dlatego chcę teraz nadrobić to, co czeka mnie niebawem. W międzyczasie robi mi się smaczny obiadek ;P Tak, jestem z tych studentów, którzy nie jedzą zupek chińskich na potęgę, i nie, nie mieszkam z rodzicami. Tzn. mieszkam od czwartku do niedzieli :D A pozostałe dni uczę się i mieszkam w Zielonej Górze z koleżankami. Więc jak mam więcej czasu, pichcę sobie obiadki :D Co prawda nie są to jakieś wymyślne dania, bo kucharka ze mnie żadna :D Cenię sobie najbardziej Polskie jedzenie ;] Ale nie zanudzając Was, dzisiaj przychodzę z dwoma kremami do rąk, które od jakiegoś czasu miałam okazję testować. Tzn. pierwszy testowała moja mama, gdyż mi potrzebny krem do rąk nie był. Jak na złość, gdy dłonie zaczęły mi się wysuszać, moja mama już powoli denkowała ten krem, więc postanowiłam kupić coś nowego dla siebie. Jesteście ciekawe tych kremów? Zapraszam ;]
Dzisiaj na tapetę lecą dwa kremy do rąk. Pierwszy, który wpadł do mnie przy okazji współpracy z Sandrą z firmy Mariza oraz drugi, który kupiłam bo potrzebowałam czegoś na gwałt ;] Zacznę moze od tej części najbardziej suchej, czyli kwestia opakowania. 
Mariza - Zwyczajna, biała tubka niewyróżniająca się niczym szczególnym. Dobrze się zwija gdy kremu mamy coraz mniej, nie sprawia problemów. Nie otwiera się sama w torebce. Odrobinę uroku dodaje jej zdjęcie cytryny na przodzie. Napisy pomimo użytkowania, nie ścierają się. Zdjęcie jest zrobione prawie przy samym zdenkowaniu, więc widać,że napisy są całe, nieprzetarte. Można stawiać krem na zakrętce.
Cztery Pory Roku- Tutaj opakowanie zdecydowanie przyciągające uwagę. Kolorowe, aż krzyczy 'weź mnie' :D Również tubka. Nie otwiera się samoczynnie w torebce. Napisy również się nie ścierają. Krem można spokojnie wydobywać nawet gdy zaczyna go ubywać :) Krem spokojnie możemy postawić 'do góry nogami'.
Zakrętka tubki w obu przypadkach jest taka sama. Nie otwiera się, nie sprawia problemów. Można spokojnie przenosić je w torbie, bez obaw,że coś nam się wyleje. Biała, standardowa. Myślę,że w każdym kremie znajdują się takie właśnie zakrętki.
Konsystencja i działanie.
Mariza - Lekka, delikatna konsystencja. Wchłania się dosyć szybko. Nie pozostawia nam na rękach tłustego filmu. Pachnie obłędnie. Jak tylko go powąchałam, przepadłam. Czuć prawdziwą (nie chemiczną!) cytrynę. Dosłownie, jakbyśmy wycisnęły świeży sok z cytryn. Ja cytrusy uwielbiam, więc ten zapach jest dla mnie w idealny. Nie wszystkim jednak może się podobać. Utrzymuje się przez pewien czas na dłoniach. Krem fajnie nawilża, jednak nie możemy się spodziewać jakiegoś wielkiego nawilżenia. Moja i mojej mamy skóra potrzebuje dosyć małego nawilżenia i ten krem spisał się całkiem nieźle.
Cztery Pory Roku - Tutaj konsystencja jest nieco bardziej treściwa. Można przez to mylnie stwierdzić,że będzie się długo wchłaniać. Nic takiego nie ma miejsca. Krem wchłania się dosyć szybko, przez chwilę jeszcze zostawiając tłustą warstwę. Zapach teoretycznie powinien być również cytrynowy, tak jak w przypadku kremu od Marizy. Jednak tutaj zapach jest bardziej chemiczny. Nie jest mdły czy bardzo sztuczny. Jednak zapachu prawdziwej cytryny nie oczekujmy. Przez pewien czas zostaje na dłoniach. Jego działanie jest również doraźne. Ale dla skóry mało wymagającej jest w sam raz. Często smaruję nim dłonie na wykładach, z tego względu iż szybko się wchłania i ładnie pachnie. :D
Co do składów, są bardzo podobne. Niestety nie unikniemy parabenów czy alkoholu. Jednak nie przesuszają dłoni, więc nie jest źle. Ogólnie zarówno krem z Marizy jak i z Czterech Pór Roku są całkiem przyzwoite. Jeśli miała bym wybierać, zdecydowała bym się na krem z Marizy. Cenowo są bardzo do siebie zbliżone, jednak przeważył zapach. Osobiście polecam zarówno jeden jak i drugi.

Dostępność/ Cena:
Mariza:  www.i-mariza.pl  /  5,90 zł
Cztery Pory Roku:  Rossmann  /  ok. 4-5 zł

Przy okazji witam nowych obserwatorów i mam nadzieję,że zostaniecie ze mną na dłużej :)

Miałyście któryś z tych kremów? Jakie jeszcze polecacie? :)