.

Mój odżywkowy pewniak. Garnier Ultra Doux awokado i karite.

30 grudnia 2014


Hej :* Jak tam po świętach? Objedzeni, wypoczęci i pełni energii? :) Strasznie ciężko mi było wrócić na bloga po tym lenistwie :P Ale w końcu trzeba, choć na chwilę wpaść. Tym bardziej, że jutro Sylwester, więc trzeba trochę szykować a dziś jeszcze pomagam mamie w ogarnięciu mieszkania. A w wolnej chwili chciałam Wam przedstawić mojego ostatniego ulubieńca w pielęgnacji włosów. Jak wiecie (albo i nie :D) od około marca tego roku zaczęłam intensywnie dbać o włosy i przede wszystkim odstawiłam prostownicę. Przez ten okres przewinęło się w mojej łazience mnóstwo kosmetyków pielęgnacyjnych. Zarówno tych lepszych jak i gorszych. Ostatnio non stop towarzyszy mi dzisiejszy bohater notki. Jest to moja mała rewolucja, która wyszła mi zdecydowanie na dobre. Wcześniej miałam szampon z tej serii, o którym pisałam Tutaj. Polubiliśmy się, a ja miałam jeszcze ochotę na odżywkę...
Odżywka Awokado i Masło Karité
Czy pragniesz odżywki, która intensywnie odżywi i uelastyczni Twoje zniszczone i suche włosy?
Odkryj odżywkę Garnier Ultra DOUX z olejkiem z awokado i masłem karité stworzoną z myślą o włosach zniszczonych. Odżywka Garnier Ultra DOUX z olejkiem z awokado i masłem karité , jest wzbogacona w olejek z awokado , znany z właściwości uelastyczniających oraz masło karité , o cechach wysoce odżywczych. Odżywka ma gładką i kremową konsystencję, która nie obciąża włosów.  Źródło

Odżywka zamknięta jest w prawie identycznej butli jak szampon. Różnią się tylko nakrętką. Musicie uważać, bo łatwo się pomylić. Szata graficzna zdecydowanie na plus. Zamknięcie jest szczelne, nie musimy się martwić o niekontrolowane wydostawanie się odżywki. Otwór natomiast pozwala nam na wydobywanie odpowiedniej ilości produktu. Sama odżywka jest nieco gęsta, żółtawa i pięknie pachnie. Zapach jest taki słodki, aczkolwiek dla mnie ciężki do określenia. Na zimę takie zapachy uwielbiam, więc tutaj też plus. Minusów nie znalazłam w tej części.
A jeśli chodzi o działanie... Tu jest bajka. Zarówno jeśli nałożymy odżywkę jako ekspresową na chwilę po umyciu oraz gdy przytrzymamy ją dłużej pod czepkiem efekt jest genialny. Radzę jednak uważać i nie przesadzać z ilością bo może mocno obciążyć. Ale jeśli nauczymy się z nią współpracować, włosy nam się odwdzięczą. Ja nakładam niewielką ilość na długość od połowy ucha w dół i trzymam czasem pod czepkiem materiałowym od 10 do 15 minut, ale też jak nie mam za dużo czasu to od razu po umyciu nakładam ją na odciśnięte włosy i zmywam po około minucie, dwóch. W obu przypadkach efekt jest fenomenalny. Włosy są sypkie, lejące, nawilżone, dobrze się rozczesują, są dociążone i wyglądają przede wszystkim zdrowo. Jest to jedyna do tej pory odżywka, która zadowala mnie w stu procentach. Oczywiście z ciekawości oraz by nie dopuścić do przyzwyczajenia się włosów będę sięgała po inne, jednak to mój taki pewniak, do którego mogę zawsze wrócić. Zdecydowanie polecam szczególnie zniszczonym włosom. Takie cudo, za tak niewiele. Te wszystkie zachwyty dziewczyn nie są bezpodstawne ;)

Jeśli macie włosy zniszczone czy suche, polecam z czystym sumieniem. Drogeryjne, bardzo dobrze dostępne i tanie cudo ;)

Dostępność/Cena:
Wszędzie :D Natura, Rossmann, Tesco, itp. / ok. 8-9 zł (na promocji chyba 6 zł ;)) 200ml

Miałyście? Jaką jeszcze odżywkę polecacie?

Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku...

23 grudnia 2014

Hej :* Dzisiaj w ferworze przygotowań świątecznych wpadam do Was na chwilę złożyć Wam życzenia :) Chciałam przede wszystkim życzyć Wam zdrowych, spokojnych i wesołych świąt spędzonych w gronie najbliższych. Spokoju, szczęścia i bogatego Mikołaja rzecz jasna :) Duuużo prezentów, weny na kolejne lata, abyście nadal robili to co kochacie. Oraz tego wszystkiego co sobie zażyczycie. Wesołych Świąt! :****

Pędzle do makijażu Hakuro H51 i H85 od Ecobelle.pl - pierwsze wrażenia.

19 grudnia 2014

Hej :* Rozleniwiłam się trochę, wiem :P Ale idą święta i nic się nie chce.. Do tego kupowanie prezentów, pomaganie w domu. Sami rozumiecie. Ale mimo to, uwielbiam tą całą atmosferę, te światełka, ozdoby, choinki, a przede wszystkim czas spędzony z rodziną ;) Należę do tych osób, dla których to właśnie rodzina jest na pierwszym miejscu. Ale nie o tym miało być, a o pędzlach, które zagościły w mojej kosmetyczce już jakiś czas temu. Po codziennym używaniu myślę, że mogę się wstępnie o nich wypowiedzieć. Na pełną recenzję musicie poczekać jeszcze z rok :P Niemniej z umowy trzeba się wywiązać, więc chciałam Wam przedstawić moje pierwsze wrażenia na ich temat. W mojej kosmetyczce mam dwa Hakusie. H51 do podkładu i pudru oraz H85 do kresek i brwi. Ciekawi jak się sprawdzają? :)
H51: Bardzo gęste włosie, bardzo miłe w dotyku. Pędzel idealny do nakładania podkładów o płynnej konsystencji oraz kosmetyków mineralnych. Rozprowadza produkt nie pozostawiając smug. Umożliwia równomierne nałożenie kosmetyku i uzyskanie naturalnego efektu. Trzonek pędzla wykonany jest z naturalnego drewna.
- Całkowita długość pędzla: 16 cm.
- Długość włosia: 2,2 cm.
Nakładanie podkładu o płynnej konsystencji: Przed użyciem spryskaj pędzel odrobiną wody, aby nie pochłaniał zbyt wiele kosmetyku. Wyciśnij odrobinę podkładu na zewnętrzną stronę dłoni. Delikatnie "mocząc" pędzel w podkładzie nanieś kosmetyk miejscowo na całą twarz. Na koniec okrężnymi ruchami rozprowadź podkład na twarzy, aż do uzyskania naturalnego efektu.  Źródło
H85: Pędzel wykonany z włosia syntetycznego. Służy do wykonywania kresek na powiekach jak również do modolewania brwi. Trzonek pędzla wykonany jest z naturalnego drewna.
- Całkowita długość pędzla: 16,2cm.
- Długość włosia: 0,5cm - 0,7cm.  Źródło
H51 to pędzel w moim odczuciu bardziej nadający się do podkładu niż do pudru. Jest to skunks z bardzo miłym w dotyku włosiem. Nie drapie, a wręcz mizia przyjemnie po twarzy. Wcześniej podkłady nakładałam palcami, a odkąd mam w swojej kolekcji Hakuro, używam tylko jego. Włosie jest dobrze przycięte, choć kilka włosków lekko wystawało. Przycięłam je sama i wszystko już jest w porządku. Włosie również jest bardzo zbite, dzięki czemu nakładanie podkładu jest wygodniejsze. Pędzel bardzo dobrze rozprowadza podkład, nie tworząc smug. Daje po pierwsze lepsze krycie niż palce, a po drugie podkład nim nałożony utrzymuje się znacznie dłużej. Oczywiście efekt jest też zdecydowanie bardziej naturalny i trudniej o efekt maski. Jeśli chodzi o mycie, to jest to nie lada wyzwanie. Ze względu na swoje zbite włosie musimy się trochę namachać by wymyć go dokładnie. Dodatkowo zauważyłam, że lekko się przebarwił w jednym miejscu i za nic nie mogę go domyć. Używam go codziennie od prawie dwóch miesięcy i do tej pory nie wypadł z niego ani jeden włosek. Pędzel jest jak najbardziej godny polecenia. Ja już nie wyobrażam sobie wrócić do nakładania podkładów palcami ;)
Kolejny pędzelek to H85. Używam go jedynie do podkreślania brwi. W tej roli sprawdza się bardzo dobrze. Włosie jest dobrze przycięte, dość zbite. Wygodnie się nim manewruje. Poprzednio do brwi miałam pędzelek z Essence, który służył mi dzielnie kilka lat. Jednak jego żywot już powoli się kończył, a ja znalazłam godnego następcę. Radzi sobie trochę lepiej niż Essence, z tego względu, że jest cieńszy. Łatwo jest nim podkreślić dolną linię brwi i wypełnić resztę. Bardzo się polubiliśmy. Pierze się go wygodnie, łatwo i przede wszystkim szybko. Do tej pory nie wypadł z niego ani jeden włosek, ani się też nie odkształcił. Wszystko jest dopracowane. Myślę, że jeszcze dłuuuugo mi posłuży :)

Oba pędzle dostaniecie na stronie ecobelle w bardzo przystępnych cenach. H51 tutaj za 33zł, a H85 tutaj za uwaga, 11zł ;) Jak za takie pędzle, myślę że warto się skusić ;) Zapraszam Was też na stronę, gdzie znajdziecie mnóstwo ciekawych kosmetyków w przystępnych cenach ;) (Klik w banner)
http://ecobelle.pl/


Macie pędzle Hakuro? Jakie jeszcze polecacie?

Lirene City Matt. Fluid matująco-wygładzający. Długotrwały mat?

15 grudnia 2014

Hej :* Dziś wpadam do Was z kolejnym postem podkładowym. Ciągle szukam tego jedynego, do którego będę wracać. Na razie się taki nie trafił, choć jakiś czas temu pisałam Wam o prawie idealnym podkładzie od Eveline. Dziś natomiast chciałam Wam przedstawić kolejnego następcę, który towarzyszy mi już jakiś czas. Początkowo użyłam go tylko raz po czym od razu stwierdziłam, że się do niczego nie nadaje. Wówczas jednak nałożyłam go palcami. Przeleżał swoje, próbowałam go sprzedać, ale los chciał żebyśmy ze sobą zostali. W międzyczasie skończyłam prawie podkład Eveline i wpadł mi pędzel Hakuro do podkładu. Stwierdziłam, że warto dać mu drugą szansę... Czy faktycznie na nią zasłużył?
City Matt - Fluid matująco-wygładzający
Perfekcyjny i matowy wygląd aż do 16 godzin.
CZY TEN KOSMETYK JEST DLA CIEBIE?
Fluid matująco-wygładzający jest przeznaczony dla wszystkich typów skóry.
Chciałabyś zachwycać idealnie matową cerą i perfekcyjnym wyglądem nawet pod koniec długiego dnia? Fluidy nowej generacji CITY MATT posiadają doskonałe właściwości wygładzające i matujące. Specjalna ultranowoczesna technologia matowienia pochłania nadmiar sebum, a odpowiednio dobrane dodatkowe składniki pomagają zachować doskonałą kondycję i młody wygląd Twojej skóry. Źródło
Podkład dostajemy w plastikowej butelce z pompką. Całość prezentuje się zwyczajnie, nie wyróżnia się z tłumu. Design mnie osobiście nie przyciągnął i wątpię, że bym po niego sięgnęła sama z siebie, gdyby nie mnóstwo pozytywnych recenzji w internecie. Niemniej jednak nic się nie ściera, nie odkleja. Wszystko na tip top.
Pompka jest bardzo dobrym rozwiązaniem, gdyż dozuje nam odpowiednią ilość podkładu. Ja zazwyczaj na raz używam niecałą jedną pompkę i tyle wystarczy. Choć wiadomo, pędzel trochę wypija więc gdy będziemy nakładać go palcami podejrzewam, że wystarczy nawet pół pompki. Dodatkowym plusem jest fakt, że się nie zacina. Jednak w połączeniu z przezroczystą nakrętką mocno brudzi...
Podkład dostępny jest w pięciu odcieniach. Ja posiadam najjaśniejszy, choć aż tak jasny to on nie jest. Może się wydawać, że posiada żółte tony, jednak na twarzy wybijają się niestety różowe... Dla bardzo jasnych bladziochów się nie nada. U mnie niestety też lekko się odcina. Nie jest to jakoś mocno widoczne, choć niestety skreśla go to na stałe. Lirene mogłoby pomyśleć o bledszych osobach :)
Krycie jest średnie. Jeśli macie większe problemy z cerą, niezbędny będzie korektor. Ja, posiadaczka cery problemowej niestety muszę wspomagać się korektorem, albo dodatkową warstwą podkładu. Wykończenie jest faktycznie matowe, choć ja i tak utrwalam go jeszcze pudrem. Niestety mat utrzymuje się dość krótko, bo zaledwie około trzech godzin. Po tym czasie niezbędny jest puder bo zaczynam się świecić jak nie powiem co... Trwałość też pozostawia wiele do życzenia. Utrzymuje się tak około pięciu godzin. Po tym czasie newralgiczne miejsca są odkryte, a podkładu na reszcie twarzy jest zdecydowanie mniej. Ja w podkładzie szukam krycia, matu i trwałości. Tutaj z tym wszystkim niestety jest dość średnio. Zużyję go prawdopodobnie do końca, choć z pewnością do niego nie wrócę. Jeśli macie podobne potrzeby jak ja w kwestiach podkładowych, możecie się naciąć. Jednak wiem też, że podkład zbiera mnóstwo pozytywnych opinii. Tak więc ile osób, tyle odczuć...
Dostępność/Cena:
Rossmann, Natura / 24 zł (w promocji 18 zł) za 30ml

Miałyście? Polecacie jakiś inny podkład? ;))

Evree - Max Repair, balsam regenerujący do bardzo suchej skóry.

13 grudnia 2014

Hej :* Dziś korzystając z chwili czasu wpadam do Was z kolejną recenzją. Tym razem chciałam Wam przedstawić balsam do ciała marki Evree, który towarzyszył mi przez pewien czas. Chciałam dokładnie go sprawdzić, zanim wydam wyrok :D Balsam jak i krem do rąk (o którym będzie zapewne za jakiś czas) mam okazję testować dzięki uprzejmości firmy. Zostałam zaproszona do testowania nowości marki co bardzo mnie ucieszyło i poczułam się bardzo miło ;) Nie powiem, byłam mocno ciekawa co mnie czeka w paczce. O ile balsamy zużywałam w żółwim tempie, o tyle kremami do rąk nie pogardzę :D Natomiast od tego czasu moje podejście się zmieniło i balsamy do ciała zaczęłam w końcu zużywać bo robiło się ich coraz więcej... Balsam Evree mocno mnie zaintrygował. Choć skórę mam normalną, to łokcie i kolana w okresie jesienno-zimowym mam nieco przesuszone. Dlatego byłam mocno ciekawa jak się sprawdzi. Ciekawi jesteście mojego werdyktu? :)
MAX REPAIR
Balsam do ciała regenerujący do skóry bardzo suchej.
Emolienty roślinne zawarte w balsamie przywracają prawidłowe funkcje skóry. W połączeniu z bogactwem składników aktywnych wspierają naturalne zdolności regeneracyjne naskórka. Skoncentrowana formuła-szybko się wchłania.
SKŁADNIKI AKTYWNE:
olejek arganowy;  ceramidy; witaminy A, E i F
DZIAŁANIE:
skutecznie regeneruje naskórek
 zapewnia odpowiedni poziom nawilżenia
 przywraca elastyczność i zdrowy wygląd
 przeciwdziała procesom starzenia  Źródło
Balsam dostajemy w dużej, bo aż 400ml butelce. Całość jest charakterystyczna dla tej serii. Utrzymana w czerwonej kolorystyce wygląda nieco aptecznie, choć nie powiem, bo przyciąga wzrok. Na początku balsam wydobywa się dość łatwo, choć ze względu na twardy materiał z jakiego została wykonana, później może być ciężko. Balsamu nie postawimy też na 'głowie'. Nie zauważyłam by coś się ścierało, odklejało czy inne cuda.
Zamknięcie domyka się na 'klik' dzięki czemu mamy pewność, że nic się nie wydostanie bez naszej wiedzy. Przewoziłam go w torbie i nigdy nie miałam z nim problemów. Dodatkowo otwór jest niewielki, ale dzięki temu bez problemu wydobędziemy odpowiednią ilość balsamu. Oczywiście jeśli uznamy, że jest jednak za małe, możemy każdorazowo odkręcać całość, a wówczas otwór będzie znacznie większy :) Balsam jest biały, lekko gęsty. Moim zdaniem zapach jest tutaj piętą achillesową balsamu. Pachnie mi takim tonikiem ogórkowym. Nie przepadam za tego typu zapachem. Choć wiadomo, co nos to inne odczucia.
Wchłania się dość fajnie, ale zostawia nam powłoczkę na ciele. Balsamu używałam głównie na noc. Zaraz po kąpieli smarowałam całe ciało, a gdy balsam sobie wysychał, ja zmywałam makijaż. Po zmyciu balsam był już wchłonięty w skórę. Nawilżenie (szczególnie na przesuszonych miejscach, czyli łokcie i kolana) było bardzo dobre. Polubiliśmy się bardzo. Co do reszty ciała ciężko mi się wypowiedzieć. Natomiast wiem, że z suchymi miejscami radzi sobie świetnie. Mogę go polecić z czystym sumieniem. Ja niestety po pewnym czasie oddałam go siostrze, ale tylko i wyłącznie ze względu na zapach, który mi kompletnie nie podpasował. Natomiast ona jest bardzo zadowolona ;) Jeśli więc szukacie czegoś, co nawilży Wam skórę w te zimne dni, polecam jak najbardziej. Dodatkowo wydajność jest bardzo dobra. Jeśli weźmiecie pod uwagę działanie, dostępność, cenę i pojemność, macie bardzo fajny balsam ;) Ja ostatnio widziałam ten balsam jeśli się nie mylę w drogerii Dayli, albo Naturze.
Dostępność/Cena:
Natura, Dayli / 11-20zł (trzeba się dobrze rozglądać :D)

Miałyście ten balsam? Jakie są Wasze odczucia?
*Opinia jest subiektywna, fakt iż otrzymałam produkt od firmy nie wpłynął w żaden sposób na moją recenzję...

I Love Extreme - efekt sztucznych rzęs z Essence?

10 grudnia 2014

Hej :* Skoro dziewczyny się już do mnie odezwały, mogę wracać w rytm blogowy ;) Wczorajszy dzień był jakiś pechowy. Od rana nic mi nie szło... Na początku odmowa z komendy na temat przeprowadzania badań do licencjatu i kłótnia z kurierem któremu nie chciało się ruszyć szanownych czterech liter kilka godzin później, bo jak przyjechał nikogo nie było. Potem przegrzana suszarka gdy włosy nie były jeszcze całkiem suche, następnie kanarzy (co prawda bilet miałam, ale odkąd jeżdżę tym autobusem nigdy ich nie spotkałam...) a na koniec dnia okropny ból zęba... Gdyby to wszystko zdarzyło się trzynastego, może bym zrozumiała... Ale nie ważne, było minęło. Paczka już u mnie jest, licencjat jakoś się rozwiąże inaczej, ale ząb dalej łupie. W każdym razie dzisiaj mam dla Was recenzję tuszu, który jest już ze mną trochę i myślę, że warto mu poświęcić notkę.
Zacznijmy od tego co pisze producent:
Dla wszystkich fanek ekstremum -  ta pogrubiająca maskara spełni wasze oczekiwania! zawiera intensywnie czarne pigmenty  pokrywające każdą rzęsę głębokim kolorem  oraz  niesamowicie dużą, silikonową szczoteczkę aby uzyskać efekt nadzwyczajnego pogrubienia rzęs. ta kombinacja stworzy perfekcyjny „I love look”. maskara testowana oftalmologicznie.
Tusz otrzymujemy w czarno-różowym opakowaniu. Ja osobiście uwielbiam to połączenie kolorystyczne. Niemniej jednak jakoś do tej pory tusze z Essence do mnie nie przemawiały, mimo że przechodziłam koło nich mnóstwo razy. Co z tego, że opakowanie ciekawe, jak za tą cenę trudno szukać czegoś dobrego. W każdym razie na razie nie zauważyłam ścierania się napisów czy innych tego typu mankamentów. Niestety nakrętka nie zamyka się na klik, choć i tak jest dość szczelna mimo tego.
Szczoteczka jest dość duża co może być problemem przy małych oczach. Ja na szczęście nie mam tego problemu i uwielbiam duże szczoteczki. Choć nie powiem, i tak zdarzy mi się czasem ubrudzić powiekę. Wtedy w ruch idzie patyczek i po problemie. Jeśli nie lubicie szczoteczek z włosia, to do wyboru macie jeszcze z tej serii tusz w różowym opakowaniu z silikonową szczoteczką. Z tego co wiem, tusze niewiele się różnią w działaniu. Tusz śmierdzi jak większość tego typu produktów, choć nie jest to męczące. Nie czuć tego podczas aplikacji, a dopiero jak przytkniemy nos ;) Początkowo jest baardzo mokry, i przez to ciężko się z nim pracuje. Jednak z czasem lekko podsycha i jest okej. Niemniej jednak jest to tusz, z którym rano trzeba się trochę pobawić żeby uzyskać efekt prawie sztucznych rzęs. A to dlatego, że może sklejać rzęsy przy braku wprawy. Ja już nauczyłam się z nim pracować i jestem bardzo zadowolona.
Na zdjęciu powyżej macie od lewej: bez tuszu, jedna warstwa, dwie warstwy i trzy na dole w prawym rogu. Tusz jest prawdziwie czarny. Ja jestem osobą bardzo wymagającą jeśli chodzi o efekt na rzęsach. Strasznie podobają mi się sztuczne rzęsy, choć czuła bym się w nich niekomfortowo. Dlatego szukam zbliżonego efektu w tuszu. Tutaj efekt jest zadowalający. Ba, bardzo dobry. Tusz utrzymuje się przez cały dzień, choć pod koniec jest go nieco mniej. Po prostu tak jakby wyparowuje, bo ani się nie kruszy, ani nie robi nam efektu pandy. Wodoodporny niestety nie jest, ale dzięki temu łatwo jest go usunąć podczas demakijażu. Wiem, że jest to tusz do którego będę wracać bo do tej pory nie spotkałam się z tak dobrym tuszem w tak niskiej cenie. Żeby nie było zbyt kolorowo, jest też minus. Po miesiącu zgęstniał, choć nie wysechł i pracuje się z nim jeszcze lepiej. Jednak obawiam się, że dwa miesiące jego żywotności, góra dwa i pół to taki max. Jednak za tą cenę to w sumie nie ma tragedii. Kusi mnie jeszcze bardzo jego brat, w różowym opakowaniu z silikonową szczoteczką. Na pewno do niego wrócę i mogę go śmiało polecić, choć ciągle będę próbowała nowych opcji :D

Dostępność/Cena:
Drogerie Natura / 11,99zł

Miałyście ten tusz? Jaki jeszcze polecacie? :)

Wyniki rozdania z L'Occitane. Kogo Mikołaj uraczy kremami do rąk Arlesienne?

9 grudnia 2014

Hej :* Dziś wpadam do Was na szybko, ogłosić wyczekiwane przez Was wyniki rozdania. Cieszę się, że braliście udział i myślę już nad kolejnymi rozdaniami dla Was :) Ale nie zamęczam Was (choć i tak pewnie większość tego nie przeczyta i przejdzie od razu do wyników :D) i oto zwyciężczynie rozdania:

Gratulacje dziewczyny ;) Odezwijcie się do mnie na maila :) Czekam do piątku. Jeśli do tego czasu nie dostanę Waszych danych, losuję kolejne osoby ;) A pozostałym dziękuję za udział. Bądźcie czujni, może niedługo ruszę z kolejnymi niespodziankami dla Was? :)

Eveline Art Scenic Double Cover - podkład idealny?

5 grudnia 2014

Hej :* Dziś po dość stresujących wydarzeniach ostatnich dni już jestem. Nie będę się rozpisywała, bo nie o to chodzi. W każdym razie było ciężko, ale sytuacja jest opanowana i wszystko jest w porządku. A z pozytywów chciałam się Wam pochwalić tym, że Tangle Teezer już jest u mnie. Już pokochałam tą szczotkę <3 Ale z recenzją się wstrzymam. Myślę, że za jakiś miesiąc, może dwa opiszę swoje wstępne wrażenia. Na pełną recenzję będziecie musieli niestety poczekać minimum pół roku. Ale myślę, że w sieci jest tyyyle tego, że czekanie nie będzie Wam straszne :P No, ale znowu się rozpisuję, a próbuję ograniczyć to trochę bo pewnie i tak niewiele osób czyta całość. Dlatego już przechodzę do recenzji podkładu, za którym obeszłam całą Zieloną Górę chyba i znalazłam go w JEDNYM Rossmannie w centrum handlowym Focus Mall. Potem jeszcze u mnie w mieście pojawiła się szafa Eveline gdzie również znalazłam ten podkład..
Profesjonalny podkład bogaty w mineralne pigmenty maskuje niedoskonałości skóry, takie jak trądzik, blizny, rozszerzone naczynka i przebarwienia. Starannie wyselekcjonowane składniki aktywne zapewniają wielokierunkowe działanie: doskonale kryją, długotrwale matują, dogłębnie nawilżają oraz perfekcyjnie wygładzają cerę. 
- Technologia Ever Mat™ skutecznie zapobiega błyszczeniu się skóry.
- Exclusive Bio Complex™ upiększa i pielęgnuje cerę.
- Kwas hialuronowy wyrównuje drobne zmarszczki, zapewnia optymalny poziom nawilżenia.
- Kolagen i elastyna wygładzają skórę.
- Koktajl witamin A, E, F odżywia oraz regeneruje.
Przeciwutleniacze oraz filtr SPF 10 chronią przed promieniowaniem UV.  Źródło

Podkład dostajemy zapakowany w kartonik, który dodatkowo jest zaklejony. Mamy dzięki temu pewność, że nikt go wcześniej nie macał. Ogromny plus za to dla firmy już na starcie. Na opakowaniu znajdziemy wszystkie potrzebne informacje, coby dodatkowo nie zaśmiecać tubki zbędnymi 'dodatkami'. W kartoniku znajduje się właśnie tubka. Z jednej strony to wygodne rozwiązanie, bo możemy podkład zużyć do końca. Z drugiej jednak nie jest to higieniczne i możemy się trochę pobrudzić. Całość utrzymana jest w kolorystyce czarno-złotej. Ostatnio to moje ulubione połączenie, więc jak najbardziej przypadło mi to du gustu. Wszystko wygląda bardzo profesjonalnie.
Tubka ma dość mały otwór, ale to pozwala nam na precyzyjne wydobycie odpowiedniej ilości produktu, żeby go nie marnować. Do wyboru mamy pięć kolorów. Ja posiadam jeśli się nie mylę najjaśniejszy czyli porcelanowy. Z tych jasnych jest jeszcze kość słoniowa. Porcelana jest nieco chyba jaśniejsza od kości słoniowej. W każdym razie jest to kolor z pigmentem żółtym. Jest dość jasny, choć dla zupełnie bladolicych się nie nada... Konsystencja jest nieco lejąca, choć nie przepływa przez palce jak to jest w przypadku Affinimat. Zapachu nie wyczuwam.
Zacznijmy od krycia. A to jest całkiem przyzwoite już przy pierwszej warstwie. Na zdjęciu powyżej macie pokazaną właśnie tylko jedną warstwę nałożoną pędzlem Hakuro H51. Radzi sobie świetnie z nieco wymagającą cerą. Nawet w okresie gorszych dni mogłam na niego liczyć, wystarczyło tylko trochę go dołożyć na problematyczne miejsca. Zostawia prawie całkowicie matowe wykończenie z czego jestem bardzo zadowolona. Niemniej i tak utrwalam go pudrem, bo na mojej cerze rzadko kiedy podkład bez przypudrowania trzyma się dobrze. Efekt matu utrzymuje się przez kilka ładnych godzin, myślę że tak z pięć na pewno. Uwierzcie, że u mnie jest to geniusz w tej kwestii. Nie spotkałam się z podkładem, który by na tyle matowił moją cerę. Jego ogólna trwałość też jest w porządku, bo wytrzymuje około 7-8 godzin w bardzo dobrym stanie. Zaznaczam, że mam cerę mieszaną w kierunku tłustej więc wynik jest zadowalający. Dlaczego jednak nie zagości u mnie na stałe? A no dlatego, że po pierwsze pod koniec tubki zauważyłam po nim wysyp krostek na twarzy. Codziennie jakieś nowe niespodzianki. Po odstawieniu cera wróciła do normy. A poza tym w ciągu dnia utlenia się skubaniec... A pod koniec opakowania utlenił się już w tubce przez co musiałam go odstawić. W każdym razie, gdyby pojawił się jeszcze jaśniejszy odcień, przestał by się utleniać i nie zapychał zdecydowanie trafił by do moich ulubieńców. Jednak jeśli nie macie takiej tendencji, to śmiało go mogę polecić ;)
Dostępność/Cena:
Szafy Eveline / ok. 20zł
Miałyście? Jaki podkład polecacie?

Dear Santa... Mój mały list do Mikołaja.

2 grudnia 2014

Hej :* Z pisania listów do Mikołaja wyrosłam już kilkanaście lat temu. Niemniej jednak wchodząc na Wasze blogi, nabierałam coraz większej ochoty, by stworzyć jednak taki a'la list. Miło jest wrócić do takiej tradycji, choć już w nieco innej formie. Lata mijają, potrzeby też się zmieniają. Już nie potrzebuję lalek, misiów czy innych zabawek. Ale kilka kosmetycznych i niekosmetycznych rzeczy by się przydało. Nie chcę tu umieszczać rzeczy z chciejlisty, bo i po co. Tam niech sobie będzie dalej, może kiedyś przy okazji coś się z niej odhaczy. A dziś chciałam się z Wami podzielić moimi zachciankami bardziej przyziemnymi. Myślę, że Mikołaj rozpatrzy mój list łagodnym okiem :D Choć przyznam Wam się szczerze, że jak planowałam ten post, jeszcze nie byłam pewna co do niektórych rzeczy, które już albo u mnie są, albo są w drodze. Ciekawi co zażyczyłam sobie od Mikołaja w tym roku? :)
1.Zimowa kurtka. Co prawda swoją kupiłam dopiero w zeszłym roku, ale jakoś przestała mi pasować. Nie wiem czym się kierowałam przy jej kupnie... Teraz zamarzyła mi się czarna, pikowana, prosta kurtka ze złotymi zamkami. Mikołaj był łaskawy i kurtka już u mnie jest. A dokładnie w niedzielę wybrałam się z rodzicami na zakupy. Przeszłam wszystkie sklepy w centrum handlowym i w ostatnim znalazłam ją <3 Cudeńko, które jest bardzo ciepłe i wygodne.
2.Tangle Teezer Gold Rush Compact Styler. Szczotka legenda. Zawsze jakoś zaporowa byłą dla mnie cena. Ale postanowiłam uwzględnić ją w liście do Mikołaja. Nie rozumiem całego fenomenu tej szczotki, choć ciągle za mną chodziła... do dziś. Zażyczyłam ją sobie od mojego N. pod choinkę. A, że dzisiaj jest DDD, to szczota wylądowała w koszyku i już do mnie idzie <3 Zobaczymy o co tyle szumu ;) Szczotkę zamówiliśmy w drogerii ekobieca.pl za 39,99zł ;)
3.Suszarka z zimnym nawiewem. Włosy są dla mnie ważne i od marca tego roku zupełnie zmieniłam ich pielęgnację. A właściwie z codziennego ich katowania przeszłam w mocne odżywianie. Prostownicę odstawiłam całkowicie, a suszyć staram się bardzo rzadko. Ale czasem niestety muszę, więc zimny nawiew by się przydał, by jeszcze bardziej ograniczyć ich męczenie.
4.Ciepły komin. Szalików mam sporo, niemniej jednak komina żadnego. Kiedyś, gdzieś tam miałam, ale strasznie się rozciągnął. Teraz z chęcią bym do nich wróciła ze względu na to zimno na dworze...
5.EMU <3 Uwielbiam te buty. Oryginalnych nie miałam, bo uważam, że ich cena jest za wysoka. Miałam jednak kupione w Pepco w panterkę i posłużyły mi dwie jesienie i jedną zimę. Myślę, że jak na wydatek rzędu tylko 20 zł to dość zaskakujący wynik. Nie nadawały się oczywiście na deszcz, ale wtedy ubierałam kozaki. Z chęcią wróciła bym do tych butów ;)

A jakie są Wasze życzenia do Mikołaja? Podzielcie się nimi w komentarzach ;)

Soraya Body Diet24. Serum do ciała antycellulit i wyszczuplanie.

29 listopada 2014

Hej :* Jak tam u Was? Jeśli śledzicie mojego instagrama, to wiecie że męczyło mnie przeziębienie. W czwartek poszłam do lekarza, bo już nie mogłam wytrzymać, a rzekome przeziębienie było coraz gorsze. Dostałam antybiotyk i dzisiaj całe szczęście jest już lepiej, choć kaszel dalej daje o sobie znać. No, ale notka sama się nie napisze. A właśnie do dzisiejszego postu zabierałam się jak pies do jeża. A to zdjęcia nie takie, a to wena odpuściła, a to czasu brak. I tak zwlekałam dość długo. Serum, o którym dzisiaj będzie mowa dostałam na spotkaniu blogerek w sierpniu. Trochę czasu już minęło, a połowa serum też już  leży i czeka na cieplejsze dni. A dlaczego tak? Tego dowiecie się w dalszej części.
Technologia kosmetycznej liposukcji. Kofeina, L-karnityna i guarana, fat burner, dieta komórkowa
SERUM BODY DIET24 to kosmetyk do pielęgnacji całego ciała, przeznaczony dla osób, które chcą walczyć z problemem nadmiernej tkanki tłuszczowej oraz „pomarańczowej skórki”. Formuła z efektem chłodzenia oparta na technologii kosmetycznej liposukcji wykorzystuje nowatorskie składniki aktywne, by ograniczać komórkom tłuszczowym kalorie i pobudzać je do spalania tłuszczu 24 godziny na dobę, w każdej sytuacji!
Fat burner (keton malinowy) – aktywuje procesy spalania tłuszczu w komórkach podczas spoczynku czy snu oraz podczas stresu i wysiłku. Oznacza to, że komórki spalają tłuszcz non stop. Adipobloker – hamuje adipogenezę, czyli dojrzewanie komórek tłuszczowych, zapobiegając wzrostowi ich liczebności. Dieta komórkowa – blokuje wchłanianie glukozy w komórkach tłuszczowych, dzięki czemu ogranicza im kalorie i hamuje proces powstawania nowych trójglicerydów po posiłku. Kofeina + L-karnityna + guarana – pobudzają krążenie, stymulują procesy spalania tłuszczu i ograniczają procesy jego magazynowania.
Potwierdzone efekty 4-tygodniowej kuracji:
83% – redukcja cellulitu*
92% – polepszenie nawilżenia skóry*
92% – poprawa jędrności i sprężystości skóry*
Zmniejszenie obwodu uda – nawet o 2 cm** Źródło
Serum zamknięte jest w dość ciekawie wyglądającej tubie, która dodatkowo motywuje nas do systematycznego smarowania. Dlaczego? A no dlatego, że na opakowaniu znajduje się zgrabne uda i brzuch, które rzekomo mamy osiągnąć przy pomocy tego serum. Do tego mamy przezroczystą nakrętkę zamykaną na klik, która niedawno mi się zepsuła... Znaczy się nie tak do końca, jednak górna część zatyczki lekko się oderwała od reszty. Poza tym napisy się nie pościerały, a my niestety nie mamy możliwości sprawdzenia ile serum pozostało... Serum jest lekko żółtawe, pachnie mentolowo-cytrusowo. Zapach jest całkiem przyjemny i utrzymuje się przez jakiś czas. Ale nie to jest najważniejsze, a działanie...
Po posmarowaniu czuć lekkie chłodzenie. Dlatego też serum nie nadaje się do stosowania na zimę, szczególnie dla zmarzluchów takich jak ja. Efekt ten jest krótkotrwały, aczkolwiek nie jestem w stanie go znieść w takie temperatury. Na lato jest jak najbardziej wskazany, gdyż właśnie to chłodzenie nadaje się idealnie jako orzeźwienie dla skóry po upalnym dniu. Jeśli natomiast chodzi o działanie, spodziewałam się trochę lepszych efektów. Ja wiem, że bez ćwiczeń cudów nie osiągnę, ale mimo to na jakąś tam chociaż minimalną redukcję cellulitu liczyłam. Używałam je jedynie na uda, pośladki i brzuch. Serum jedyne co mi dało to bardzo fajnie napiętą skórę. Napięcie utrzymywało się cały czas podczas stosowania. Po odstawieniu skóra szybko wróciła do poprzedniego stanu. Ale uważam, że na lato gdy musimy wyjść na plażę czy ubrać krótkie spodenki, serum da nam komfort napiętej i elastycznej skóry. Polubiliśmy się na tyle, żeby wrócić do siebie w cieplejsze dni. Mogę je śmiało polecić, ale pod warunkiem, że potrzebujecie tylko napięcia. Na nic innego nie liczyłabym.
Podsumowując, za całkiem fajne pieniądze mamy serum, które fajnie napnie i ujędrni nam skórę na lato. Z chęcią zużyję je do końca w cieplejsze dni :)

Dostępność/Cena:
Rossmann, Natura / 14,99zł

KOBO - Ideal Cover Make up. 402 Nude Beige.

26 listopada 2014

Hej ;* W przerwie między zajęciami wpadam do Was z kolejną recenzją. Na razie na uczelni mam w miarę luźno, więc blog na tym korzysta. Niestety już niedługo to się zmieni, bo wypadało by zacząć pisać pracę licencjacką. No, ale mniejsza o większość. Rzadko się zdarza, że recenzję wystawiam już po dwóch tygodniach. Właściwie chyba nigdy, ale muszę. Więcej po prostu nie wycisnę z niego. Dzisiaj chciałam Wam zaprezentować podkład, który dostał ode mnie dwie szanse. A właściwie dwie aplikacje dzień po dniu. Więcej nie próbowałam... Ale od początku. Podkład kupiłam na fali tego, że właśnie powoli kończy mi się z Eveline. Nie lubię kupować na szybko, więc zanim tamten się skończył, ten już u mnie był. Przeczytałam wcześniej sporo recenzji na temat tego podkładu. Posiada on zarówno zwolenników jak i przeciwników. Ale kolor, cena i dostępność przeważyły i wylądował w koszyku. Miał sobie trochę poczekać, no ale... Moja ciekawość zwyciężyła i Eveline odłożyłam... Aż na dwa dni :D
Na początek kilka słów od producenta:
Trwały podkład korygujący. Innowacyjna formuła podkładu polecana do stosowania zarówno w makijażu fotograficznym, wieczorowym jak i codziennym. Idealnie wtapia się w skórę. Kryje niedoskonałości i przebarwienia, wygładza i utrzymuje się na skórze wiele godzin. Zawiera naturalne woski roślinne i witaminę E zapobiegające wysuszaniu skóry, które dodatkowo odżywiają ją i wygładzają. Źródło
Podkład mocno przyciąga uwagę w drogerii. Czarny, profesjonalny design sprawia wrażenie bardzo luksusowego produktu z wyższej półki. Do tego cena 17,99 zł kusi jeszcze bardziej. Miło mieć trochę 'luksusu' w kosmetyczce. Co do ścierania się napisów, nie jestem w stanie się wypowiedzieć ze względu na krótki czas. W opakowaniu znajdziemy aż 23 g  tępego, plastelinowego kosmetyku, dzięki czemu też wydajność zyskuje. Zapach jest wyczuwalny, lekko pudrowy, ale tylko jeśli przytkniemy nos do opakowania.
W gamie znajdziemy pięć odcieni i myślę, że każda kobieta znajdzie odpowiedni kolor dla siebie. Ja mimo swojej bardzo jasnej karnacji musiałam wybrać kolor drugi w kolejce, ponieważ najjaśniejszy był niemalże bardzo, ale to bardzo jasno żółty, a z tego co widziałam u innych dziewczyn w świetle dziennym jest prawie biały. Tak więc myślę, że nawet typ urody śnieżki będzie zadowolony. Mój kolor na zdjęciach wyszedł nieco zbyt ciepło. Jest to taki bardzo jasny beż. Uwierzcie, że jest na prawdę jasny. Dopasowuje się idealnie do koloru cery.
Krycie jest zadowalające już przy pierwszej warstwie. Oczywiście nałożony dość zbitym pędzlem, palcami nawet nie próbowałam. Ale poza kolorem i kryciem plusy się niestety kończą. Podkłąd jest tępy, plastelinowy wręcz. Ciężko go przez to nałożyć na twarz. Ja radziłam sobie pędzlem mocno zbitym Hakuro H51. Wówczas aplikacja nie była już aż tak ciężka. Można też próbować palcami rozgrzać go lekko i dopiero nakładać. Podkład daje lekko matowe wykończenie, ale musimy też uważać by nie stworzyć efektu maski. Przypudrowany trzymał się na mojej mieszanej cerze zaledwie około trzech godzin. Po tym czasie zaczynał się warzyć, schodzić i odsłaniać newralgiczne miejsca. Ale nie to jest najgorsze, bo można by było go zużyć jako podkład 'do sklepu' czy na bardzo krótkie wyjścia. Po całym dniu na mojej twarzy pojawiło się kilka niespodzianek. Postanowiłam dać mu drugą szansę... Na drugi dzień to samo. Po raz kolejny przybyły mi nowe niespodzianki. Tak więc może mocno zapychać. Obecnie zużywam go do wyrównania kolorytu powiek. Cieniutką warstwę nakładam palcami i tak trzyma się cały dzień dając mi ładny, świeży efekt. Pod oczy zamiast korektora też się nada, ale w minimalnej, naprawdę minimalnej ilości. I to by było na jego temat tyle. Ale to jest moja subiektywna opinia. Są dziewczyny, które go uwielbiają.
Skład:
Caprylic Capric Triglyceride, Octyldodecanol, Petrolatum, Cetyl Palmitate, CI 77891, Copernicia Cerifera(Carnauba)Wax, Euphorbia Cerifera(Candelilla)Wax, Kaolin, Synthetic Beeswax, Ethylparaben, Parfum, Benzyl Salicylate, Citronellol, Coumarin, Geraniol, Hexyl Cinnamal, α-Isomethyl Ionone, Tocopheryl Acetate, [+/- CI 77491, CI 77492, CI 77499, CI 12085, CI 15985:1, CI 19140:1]
Dostępność/Cena:
Drogerie Natura / 17,99zł
Miałyście? Jaki podkład polecacie, ale naprawdę jasny?

Zgłoś się i wygraj krem do rąk Arlesienne od L'Occitane! (Mała zmiana)

24 listopada 2014

Hej :* Chciałam Was zaprosić na rozdanie, w którym do zgarnięcia są aż dwa kremy do rąk z limitowanej edycji L'Occitane Arlesienne. Początkowo rozdanie miało wyglądać inaczej, jednak ze względu na małą ilość zgłoszeń postanowiłam nieco zmodyfikować warunki ;) Post mieliście okazję czytać wcześniej, jednak by nie tracić zgłoszeń, postanowiłam go tylko zmodyfikować i opublikować ponownie ;)
Ja posiadam swój krem i muszę Wam powiedzieć, że jestem miło zaskoczona. Jest bardzo wydajny (potrzeba naprawdę niewiele by wysmarować nim dłonie), bardzo dobrze nawilża i pięknie pachnie. A skoro już wszystko wiecie, chciałam Was zaprosić do zabawy. Warunek przystąpienia jest bardzo prosty, wręcz banalny, a krem w łatwy sposób może trafić właśnie do Ciebie ;) Wystarczy:
*Być publicznym obserwatorem bloga Angietrucco

Dodatkowo, by zdobyć jeszcze jeden los, można:
*Polubić fanpage L'Occitane  KLIK

Proste, prawda? :) W komentarzu pod tym postem zostawcie swoje zgłoszenie według wzoru:
Obserwuję blog jako: (nick)
Lubię fb L'Occitane: Tak/Nie
e-mail:

Regulamin rozdania:
1.Fundatorem nagród jest firma L'Occitane
2.Nagrodą w rozdaniu są dwa kremy do rąk Arlesienne, każdy 30ml.
3.Ze wszystkich zgłoszeń przy pomocy maszyny losującej wybiorę dwie osoby, które otrzymają krem (każda po jednym)
4.Rozdanie trwa do 1.12.2014r. (Ktoś będzie miał miły prezent na Mikołajki ;))
4.Należy zostać publicznym obserwatorem bloga Angietrucco, oraz (ewentualnie) polubić fanpage L'Occitane.
5.Niespełnienie warunków koniecznych łączy się z dyskwalifikacją podczas losowania.

Skoro wszystko już wiecie, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam powodzenia :)

Maść z witaminą A - kosmetyk orkiestra za jedyne 3 zł.

23 listopada 2014

Hej :* Znowu się opuściłam. Ale przynajmniej mam racjonalne wytłumaczenie :D Przyjechałam w środę po południu, po czym od razu leciałam podpisywać umowę. Udało mi się między zajęciami na kilka dni dorwać pracę dorywczą. Zawsze to coś. A w czwartek i piątek od godziny 9 do 17 oczywiście pracowałam. A wczoraj już całkiem rozłożyła mnie choroba, więc nie miałam siły kompletnie na nic, a tym bardziej na sklejenie kilku sensownych zdań do notki. Dzisiaj jest już lepiej, więc jestem. Szału nie ma, ale biorę wszystkie możliwe leki i jest w miarę okej. Choć nie odpowiadam za nieskładne zdania ;D Chciałam Wam opowiedzieć parę słów o maści, która uratowała mi buźkę. Pomogła mi w kryzysowym momencie i myślę, że kto o niej jeszcze nie słyszał, powinien jak najszybciej to zmienić. Zapraszam więc do lektury :)
Maść możemy kupić w każdej niemalże aptece za grosze. Jest mnóstwo jej rodzajów. Z tego co wiem, najlepiej sprawdza się ta z Hasco-Lek czyli ta, którą posiadam. Opakowanie jakie dostajemy to zwyczajny kartonik. W środku znajduje się tubka z maścią o pojemności 25g, czyli całkiem sporo. Uwierzcie, że ciężko jest ją zużyć do końca, chyba że ktoś używa ją do smarowania dłoni (a i tu bym się wahała). Opakowanie jest typowo apteczne, ale to normalne bo nie mamy do czynienia z kosmetykiem drogeryjnym, tylko maścią leczniczą. Napisy się nie ścierają, nic się z tubką nie dzieje. Odkręca się standardowo, choć trzeba uważać, bo jeśli za mocno ściśniemy tubkę, wtedy maść może próbować się ciągle wylewać i upaćkać nam górną część (co zresztą widać na załączonym zdjęciu). Maść jest biała, dość zbita, choć po posmarowaniu zostawia przezroczystą, tłustą powłoczkę. Pachnie cytrynowo, przyjemnie. Nie wiem natomiast jak inne firmy. Ta pachnie za sprawą dodanego aromatu cytrynowego.
Najważniejsze jednak jest działanie. Maść można nazwać maścią-orkiestrą. Ja używałam jej do dwóch celów, choć wiem, że można ją używać jako:
krem pod oczy i krem do twarzy
regenerujący krem do stóp i do dłoni
środek na popękane i zniszczone paznokcie
remedium na ślady po trądziku
ochronna pomadka do ust
maść na zajady źródło
Ja skupiłam się głównie na bardzo suchej, wręcz popękanej skórze na twarzy jaką zafundował mi żel z Ziaji liście manuka oraz na zajadach, które mam niestety co roku w porze jesienno-zimowej. Tutaj działanie maści oceniam na celujący z plusem. Sucha skóra na twarzy zagoiła się w przeciągu trzech nocy smarowania. A muszę tutaj dodać, że rozmiar tych suchych miejsc zajmował mniej więcej 2/3 całej brody... Tak więc działanie było bardzo szybkie i bardzo dobre. Smarowałam te miejsca na noc ze względu na tłustą powłokę jaką zostawia maść. Niestety nie wchłania się całkowicie, więc stosowanie na dzień odpadało. Drugie zastosowanie, to zajady. W przeciągu dwóch albo trzech dni (dokładnie nie pamiętam) pozbyłam się problemu. Wiem, że będą wracały, bo taki już mój urok, ale wtedy już na początku potraktuję je maścią i znikną jeszcze szybciej. Jest jednak jeden minus... Maść okropnie zapycha, więc nie polecam stosowania na całą twarz. Poza tym jest to świetny kosmetyk na wiele problemów.
Skład jest banalnie prosty i przede wszystkim krótki. Nie mam się do czego tutaj doczepić. Bardzo zaplusował tutaj aromat cytrynowy, dzięki czemu przyjemniej się jej używa.
Dostępność/Cena:
Każda apteka / ok. 3zł

Znacie? Polecacie tą maść na jakieś inne problemy? :)