Hej Misie :*
Przepraszam Was, że tak długo mnie nie było, ale stwierdziłam, że posty co trzeci dzień będą lepsze. Co drugi dzień nie zawsze mam czas, a tak czasem zrobię posty na zapas. A przede wszystkim będzie wszystko na spokojnie. Niemniej jednak jestem i przychodzę z kolejną recenzją. Miałam sobie odpuścić w zupełności ten kosmetyk na blogu, jednak pewne fakty skłoniły mnie do tego, by jednak słów kilka o nim napisać. Wiem, że to co się stało, dotknęło kilku osób, więc to nie jest tylko mój jedyny przypadek... Ale od początku...
Szampon kupiła moja mama głównie dla swoich włosów. Choć z ciekawości spróbowałam i ja. Butelka przyciągnęła moją uwagę. Nie wiem właściwie co mnie w niej urzekło, ale skusiła mnie na tyle, by wypróbować... Butla jest spora, bo zawiera aż 400 ml szamponu. Turkusowo-różowy design prezentuje się dość fajnie i przyjemnie dla oka. Zamknięcie to typowy kliker, choć minimalnie nieszczelny. Dziubek jest szeroki, choć sam otwór jest nieco węższy. Wydobywa się przez niego odpowiednią ilość szamponu. Nalepka nie schodzi pod wpływem wody, więc tutaj wszystko prawie bez zarzutów.
Sama konsystencja jest dość gęsta i w momencie mycia włosów czuć, jak
stają się one grubsze i jest ich więcej. Podejrzewam, ze to sprawka
silikonów, które oblepiają każdy włos powodując, że są grubsze. Szampon
pieni się bardzo dobrze, mogę wręcz powiedzieć, że genialnie. Osobiście uwielbiam pianę, a tym bardziej w takiej sytuacji. Szampon dobrze oczyszcza włosy, nie przetłuszcza ich i sprawia, że są o wiele gęstsze, ale... No więc właśnie jest takie jedno, a w zasadzie dwa ale. Po pierwsze szampon mocno podrażnił mi skórę głowy już po dwóch użyciach. Swędzenie było nie do zniesienia. Skóra piekła... A po drugie sprawił, że moje włosy miały codziennie 'bad day'. Były strasznie suche, niesforne i wyglądały strasznie. Pierwszy raz widziałam swoje włosy w takim stanie, serio. Na początku myślałam, że to nowa odżywka im tak zaszkodziła, ale u mojej siostry pojawiły się te same objawy, a odżywki nie używa. Dodatkowo Orlica i Gray utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie tylko ja tak mam... Szampon poszedł w odstawkę, a głowa i włosy wracają do normalności. Znów mam moje cudowne włosiska ;) (a to za sprawą cud odżywki, o której za jakiś czas...). Wiem, że nie sięgnę więcej po ten szampon. Niemniej jednak są osoby, którym on nie szkodzi. Ile osób, tyle potrzeb włosowych :)
Miałyście ten szampon? Powodował u Was takie same reakcje?
Jak podrażnia, to ja go nie chcę. :)
OdpowiedzUsuńNie miałam akurat tej serii , ale inne z tej firmy mnie nie uczulały ani nic :( ale co głowa to inne odczucia ;)
OdpowiedzUsuńlubię szampony tej firmy i nigdy mnie nie uczulały..
OdpowiedzUsuńNie miałam, ale jakoś nie przepadam za szamponami z L'Oreal'a
OdpowiedzUsuńNie mam w zwyczaju sięgać po szampony tej firmy. Tego tym bardziej nie chcę poznać ;)
OdpowiedzUsuń