.

Maseczka, z którą się nie polubiłam...

9 lutego 2014

Hej Kochani :)
Jak tam u Was weekend? Ja ciągle odpoczywam i dopieszczam bloga :) Staram się tu pojawiać tak często jak tylko mogę. Musicie jednak też zrozumieć, że spędzam też mnóstwo czasu z moim N. Korzystam z wolnego jak tylko się da :) Potem zacznie się nowy semestr i znów nauka. A po pięknie zdanej sesji należy mi się też odrobina odpoczynku.
Dziś wpadam do Was z jak na razie ostatnią recenzją w kategorii pielęgnacja. Dziś na tapetę leci maseczka od Mariona, którą dostałam już spory czas temu. Najwyższa pora więc coś nieco na jej temat napisać. Ale nie martwcie się, wracam z kolorówką w następnej notce. Jeszcze się zastanawiam co konkretnie, ale na 100% kolorówka. Widzę, że posty pielęgnacyjne nie przypadają Wam do gustu. Jednak część jest obowiązkowym punktem programu. Sama wolę czytać posty wolne od tego, ale jak mus to mus jak to mówią :) Ale, ale... Zapraszam do czytania :)

Na początku maskę miała testować mama. Uznałam, że będzie dla niej bardziej przydatna. Jednak leżała i leżała, a czas gonił. Postanowiłam więc użyć ją ja. Ale od początku... Opakowanie jak widzicie na zdjęciach. Zwykły kartonik z mnóstwem informacji. W środku znajdziemy woreczek (?) z przezroczystą, lekko żelową cieczą w środku. Myślę sobie, gdzie jest ta maseczka, bo ja widzę tylko i wyłącznie wodniste coś. Ale otworzyłam i... Jest i ona. Przezroczysta maseczka. Oczywiście wcześniej należało wylać dość sporą część tej cieczy by dostać się do głównej bohaterki. Niemniej jednak udało mi się ją wyjąć. Maska okazała się mokra i zimna. Zanim jednak ją rozłożyłam, minęło trochę czasu. Powiem Wam, że zaczęłam się już nieco denerwować, bo nie mogłam sobie poradzić. Zdecydowanie wolę takie maseczki, które wyciska się z saszetek. Tutaj tego nie uraczyłam, ale tym bardziej byłam ciekawa. Do tej pory używałam tylko takich, a tu mała niespodzianka
Ale okej, udało mi się ją rozłożyć po długiej walce. Uciekała mi skubana z rąk, wyślizgiwała się. Pierwsza próba nałożenia jej na twarz skończyła się niepowodzeniem. Ciężko było mi ją rozłożyć na buźce. Za drugim razem to samo. Za trzecim gdy już traciłam cierpliwość, zaczęła się w końcu przyklejać do twarzy,ale znowu coś nie tak. Albo mam niewymiarową twarz, albo maska była nie tak wycięta. Nie mogłam za żadne skarby jej dopasować. Niestety skończyło się tak, że część płynu zaczęła mi spływać do oczu, część do ust a reszta do nosa... Nie dość, że w pewnym momencie nie chciała się trzymać, to dodatkowo czułam straszny dyskomfort. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym ją trzymać nawet te 15 minut. Od razu ją zdjęłam i wylądowała w koszu... Niestety produkt się u mnie nie sprawdził. Ja naprawdę próbowałam, ale nie dałam rady... Jeśli mam mieć maseczkę na twarzy, to musi być ona praktycznie niewyczuwalna. A tutaj była aż nadto uciążliwa. Nie polubiłyśmy się. Szkoda, bo liczyłam na więcej.
Dostępność/Cena:
Klik/6,50

Miałyście? Polecacie jakieś inne maseczki z Mariona?

10 komentarzy:

  1. Ja ostatnio używałąm podobnej ale okazała się nawet ok, choć też problem z dopasowaniem jej miałam cięzki, jeszcze później ciągle się odklejała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego od tej pory będę stawiała tylko na maseczki takie z saszetek wyciskane ;)

      Usuń
  2. Współczuję przejść z tą maseczką, wiem że jej nie tknę przynajmniej. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda ze nie spisała sie jak potrzeba ;(

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj szkoda, że się nie sprawdziła, dobrze, że nie zrobiła Ci jakiejś krzywdy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie miałam, ale z ciekawości chętnie bym przetestowała tego typu maseczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po tego typu maseczki więcej nie sięgnę ;)

      Usuń

Każdy komentarz jest dla mnie ogromną motywacją do pisania, więc dziękuję ;* Jednocześnie zaznaczam, że spam będzie usuwany, gdyż mój blog to nie miejsce na czyjąś reklamę :)
Na wszelkie pytania zadane pod postem odpowiadam również pod nim.