Hej Misie :*
Dziś przychodzę do Was z kolejną recenzją. Jutro wyjeżdżam na cały tydzień nad morze, więc raczej ciężko będzie mnie złapać. W każdym razie postaram się wrzucić jeszcze jakiś post automatyczny, żeby Was nie zostawiać z niczym. A dziś będziecie mogli poczytać o produkcie do włosów, co do którego miałam mieszane uczucia. Początki miałyśmy bardzo trudne, ale z czasem zaczęło być coraz lepiej. Jednak ta przygoda trwa już około dwóch miesięcy, a będzie trwała zapewne jeszcze kilka (o ile nie kilkanaście)... Nie przedłużając, zapraszam do lektury :)
Zacznę od tego, co obiecuje nam producent: Opis produktu: Maska do włosów w kremie Kallos kearatin z
wyciągiem kreatyny i proteiny mlecznej – Dzięki dużej zawartości kreatyny i
proteiny mlecznej o regenerujących właściwościach maska ta odbuduje naturalna
strukturę włosów, wypełniając ubytki. Jest bardzo wydajnym produktem o gęstej
konsystencji lecz łatwo się ją aplikuje nie spływa z włosów. Odżywia i chroni
suche, łamiące się włókna włosów. Po zastosowaniu włosy staja się łatwe do
układania, miękkie w dotyku i lśniące. Największym plusem po zastosowaniu tej
maski jest łatwość rozczesywania włosów nawet tych najbardziej trudnych.
Opakowanie to wielka, plastikowa puszka o pojemności 1l. Kolorystycznie wszystko mi odpowiada. Złoto z turkusem komponuje się świetnie. Do tego mnóstwo potrzebnych informacji na temat samej maski, składu i stosowania. Napisy się nie ścierają, nalepka nie odkleja się. Maska stoi cały czas w łazience pod prysznicem i mimo to, nic się złego nie dzieje. Woda się do niej nie przedostaje dzięki szczelności zakrętki.
Jak wiecie (albo też i nie) Kallos wypuścił mnóstwo rodzajów masek do włosów. Ja gdy stanęłam w Hebe przed półką na której były, nie wiedziałam co wybrać. Ale zdałam się na instynkt i gdzieś wcześniej wyczytałam, że ta będzie najlepsza dla zniszczonych włosów. Zamiast jednak wziąć mniejszą wersję, dorwałam od razu wielką. Jest ona lekko gęsta, posiada przyjemny, delikatny zapach, który utrzymuje się dość długo na włosach. Nie spływa po nałożeniu. Ja nakładałam ją najpierw na ok. 30 minut pod czepek i ręcznik. Nie wierzyłam, że w 5 coś może się zmienić w kondycji włosów. 30 minut jednak to za dużo i włosy miałam wówczas sianowate. Następnie nakładałam na 5 minut. Ten czas jest jednak za krótki biorąc pod uwagę zniszczenie moich włosów. Optymalny czas to ok. 15 minut. Musicie jednak pamiętać, że każde włosy lubią co innego, więc kombinujcie, aż znajdziecie idealny czas. A jeśli chodzi o samo działanie, to nie mam na co narzekać. Początkowo efekty były słabe. Ale po jakimś czasie używania (nakładam ją co drugie mycie, czyli co 4 dni) włosy zaczęły wyglądać coraz lepiej. Do ideału im jeszcze daleko, ale maska sprawdziła się na nich dobrze. Włosy są wygładzone, mniej się puszą i są nawilżone. Jak za maskę w cenie ok. 11 zł /1l jest wręcz idealnie. Starczy mi jeszcze na baaardzo długo.
Dostępność/Cena:
Drogeria Hebe, małe drogerie / ok. 11 zł.
Jaką maskę z Kallosa jeszcze polecacie?
jakbym chciała tą maskę, jednak nie wiem, gdzie blisko moge ją kupić :(
OdpowiedzUsuńA w Superpharm nie ma? :P Zobacz, a jak nie to w małych drogeriach popytaj albo u jakiegoś fryzjera :)
Usuńmam tą maskę i miałam również szampon i jest to świetny zestaw ;)
OdpowiedzUsuńSzamponu nie próbowałam, ale chyba muszę :P
Usuńmuszę ją wreszcie kupić :)
OdpowiedzUsuńPolecam :) Ja baardzo długo z tym zwlekałam i teraz żałuję, że tyle czasu odkładałam jej zakup na potem :P
UsuńW końcu muszę odwiedzić hebe i zaopatrzyć się w nią!
OdpowiedzUsuńZdecydowanie ;P
UsuńWłaśnie mam ją na włosach :) Używam jej pierwszy raz i jestem bardzo ciekawa efektów :)
OdpowiedzUsuńI jak? Jeśli na początku nie ma cudów, to z czasem może być lepiej tak jak u mnie :)
Usuńja mam tą maskę latte, i, jedyne co robi to pachnie ;)
OdpowiedzUsuń