.

Odrobina arganowego luksusu... Luksusowy jedwab do ciała Eveline.

30 stycznia 2015

Hej :* Dopada mnie chyba jakaś niemoc twórcza... Ciężko mi sklecić początek postu, co nigdy nie stanowiło dla mnie większego problemu. A może to sesja wycisnęła ze mnie wszystko co się da? Tego nie wiem. W każdym razie dziś chciałam Wam przestawić jedwab do ciała, rzekomo luksusowy. Nie powiem, już samo opakowanie powoduje poczucie, ze gdzieś ten luksus jest. Ale nie o to tu chodzi. Kosmetyk ma działać, a szata graficzna ma być tylko przyjemnym dodatkiem. A czy tutaj, te obie rzeczy idą w parze ze sobą? O tym poczytacie w dalszej części...
Luksusowy jedwab do ciała
Innowacja! LUXURY OF YOUTH COMPLEX™ – luksusowa pielęgnacja przywracająca skórze jedwabistą gładkość!
LEKKA FORMUŁA BŁYSKAWICZNIE SIĘ WCHŁANIA!
Arganowy balsam do ciała o jedwabistej konsystencji sprawia, że skóra staje się aksamitnie gładka i miękka w dotyku. Nowatorska formuła z unikalną kompozycją składników aktywnych działających w synergii z olejkiem arganowym doskonale nawilża, ujędrnia i poprawia elastyczność skóry, nadając jej piękno, blask i młody wygląd. Lekka formuła błyskawicznie się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Dzięki wysokiej koncentracji składników aktywnych o udowodnionej skuteczności działania LUXURY OF YOUTH COMPLEX™ gwarantuje natychmiastowe rezultaty.  Źródło
Jedwab dostajemy w sporej butli z pompką. Pompka ani razu mi się nie zacięła. Szata graficzna bardzo trafia w mój gust. Można poczuć się choć trochę luksusowo. Jak na kosmetyk z tej półki cenowej, naprawdę jest nieźle. Złoto i czerń to połączenie, które ostatnimi czasy uwielbiam. Napisy jak do tej pory się nie pościerały, wszystko dalej wygląda dobrze. Nie mam się tutaj do czego doczepić. Konsystencja jedwabiu jest delikatna, lekka. Wchłania się całkiem przyzwoicie, ale pod warunkiem, że nałożymy go odpowiednią ilość. Jeśli będzie go za dużo, nie będzie się wchłaniał już tak dobrze. Pozostawia delikatną warstewkę ochronną na skórze. Zapach jest cudowny, perfumowany. Ciężko mi go określić, ale myślę że większości z Was przypadnie do gustu. Utrzymuje się jakiś czas po wchłonięciu.
Działanie oceniam na przyzwoite. Balsam delikatnie nawilża skórę, choć przy mocno przesuszonej może sobie nie poradzić. Ja mam skórę normalną, więc mi w zupełności wystarcza. Stosowałam go głównie na brzuch, uda i pośladki coby nieco napiąć i ujędrnić. Niestety szału w tych kwestiach nie było. Skóra zyskała nieco lepsze nawilżenie, stała się lekko napięta, choć nie spektakularnie. Ja oczywiście nie oczekuję od tego typu kosmetyku nie wiadomo czego. Ten jedwab sprawił, że mogłam poczuć się nieco luksusowo. Zapach, konsystencja i wchłanianie zdecydowanie na plus. A działanie, średnie. W każdym razie ja od jedwabiu czy balsamów oczekuję tylko ładnego zapachu i szybkiego wchłaniania się. Wiadomo, że reszta 'cudownych' właściwości bez ćwiczeń nie ma racji bytu. A ja takowych nie robię. Tak więc dla zapachu zdecydowanie polecam, bo go pokochałam :P

Dostępność/Cena:
Klik / 16,36 zł (245ml)

InstaMix - Styczeń 2015

28 stycznia 2015

Hej :* Jak tam Wam mija czas? Sesja zdana, czy dopiero zaczynacie walczyć? :P A może macie bądź czekacie na upragnione ferie? Ja powoli kończę walkę o kolejny semestr. W tym roku jakoś wyjątkowo wcześnie wszystko miałam i jak akademicka sesja się rozpocznie, wtedy ja już będę ją kończyła. Może to i lepiej, bo dłużej sobie odpocznę? Właściwie będzie trochę czasu, bo do końca lutego będę miała luz, a potem cały marzec praktyki na komendzie <3 Dostałam zielone światło od komendanta i po raz kolejny będę mogła przebywać w tym środowisku. Ale tym razem aż miesiąc z czego jestem mega zadowolona. Część osób pewnie powie, że jestem dziwna, ale mnie to interesuje. Ta atmosfera, to, że ciągle się coś dzieje. Świetna sprawa :P Ale nie przedłużając, chciałam Wam powiedzieć o moim postanowieniu noworocznym. Zazwyczaj ich nie robię, bo potem ciężko mi się z nich wywiązać. Ale myślę, że to jedno dam radę ;) Chciała bym co miesiąc publikować na blogu taki instamix. Wiem, że część z Was instagrama nie posiada, albo posiada i mnie nie obserwuje (ale bardzo zapraszam KLIK :D) dlatego podzielę się z Wami tym co minęło również tutaj. Lubię oglądać takie posty u innych, więc myślę, że i Wam przypadną one do gustu ;) Tak więc zapraszam na pierwszy instamix w tym roku :P
1.W styczniu, a dokładnie 14 świętowaliśmy z N. naszą kolejną rocznicę. To już pięć lat <3 Sama nie wiem, kiedy to zleciało...
2.Genialne papcie z Biedronki. Uwaga, uwaga za .... 5 zł :D Leżały takie bidulki po przecenie, a moje ówczesne kapcie już dogorywały, więc postanowiłam je wymienić na nowszy model. Te są ciepłe, wygodne i słodkie.
3.Selfie w lustrze zawsze spoko. Ale nie chodziło tu głównie o mnie, tylko o obecną długość moich włosów. Udało mi się do tej pory zapuścić aż ok. 65cm. Uważam to za spory sukces, tym bardziej, że wyglądają już coraz lepiej za sprawą odpowiedniej pielęgnacji.
4.Wchodzę do pokoju żeby się położyć i co widzę? Księcia rozwalonego na mojej kołdrze...
5.Piękności od Starej Mydlarni. Olejek do masażu (miał być na włosy, ale się nie sprawdził...) oraz olejek do kominka. Ten z kolei mocno przypadł mi do gustu, a jego recenzję możecie znaleźć tutaj.
6.Iść do Tesco na szybkie zakupy i spotkać Grzegorza Halamę, bezcenne... :P Na zdjęcie niestety nie miał czasu (ahh, te gwiazdy :D), ale autograf mam :P
7.Pięć pięknych róż w bukiecie, na piątą rocznicę. Świętowaliśmy troszkę szybciej, ze względu na to, że dokładnie 14 byłam w Zielonej... Ale po powrocie do Żagania, mój Ukochany zrobił mi niespodziankę i wracając z dworca jak zatrzymaliśmy się już pod domem wyjął z bagażnika taki cudowny bukiet <3 I jak tu go nie kochać?
8.Winter selfie. Tak, stałam się posiadaczką okularów, na stałe. Ale powiem Wam, że się cieszę, bo w końcu dobrze widzę :P I nawet się sobie podobam. Teraz jak ich nie ubiorę w domu, to czuję się jakoś nijako.
9.Mysia zasnęła na mojej kołdrze i na mojej piżamie... Nie miałam serca żeby go obudzić..

To by było na tyle ;) A Wam jak minął styczeń? Jeśli również publikujecie takie instamixy, wrzucajcie linki w komentarzach ;)  (P.s. odblokowałam możliwość komentowania przez anonimowych użytkowników. A to ze względu na fakt, iż czyta mnie grono osób, które nie mają konta na blogerze ;))

Pielęgnacja twarzy z Yasmeen. Glinka zielona Nacomi oraz krem przeciwtrądzikowy Himalaya.

26 stycznia 2015

Hej :) Na początku przesyłam ogrooomnego buziaka mojej czytelniczce ;* Miło wiedzieć, że ktoś mnie rozpoznaje :P Cieszę się, że tu jesteś i mam nadzieję, że będziesz jeszcze dłuuugo. Szkoda, że nie było więcej czasu, żeby porozmawiać ale okoliczności nie sprzyjały :D W każdym razie cieszę się Kochani, że jest tu Was coraz więcej i ktoś korzysta z tego co staram się Wam przekazać. A dzisiaj wpadam do Was z podwójną recenzją. Tym razem nieco pielęgnacji. Posiadaczki cery mieszanej/tłustej, trądzikowej i z rozszerzonymi porami znają ten ból, gdy usilnie szuka się czegoś co pomoże. Po pierwsze trzeba zlikwidować nieprzyjaciół, po drugie ograniczyć wydzielanie sebum i po trzecie zmniejszyć widoczność porów. Zazwyczaj jest to walka z wiatrakami... Niemniej trafią się kosmetyki, które chociaż w pewien sposób nam pomogą. I o tym chciałam Wam dzisiaj troszkę popisać. Na tapetę rzucam dwa produkty. Pierwszy to kultowa glinka zielona, a drugi to krem przeciwtrądzikowy. Myślę, że czasem warto poruszyć ten drażliwy temat :P Zapraszam więc do lektury ;)
Nacomi Glinka Zielona 100 g
Glinkę zieloną można ją stosować w leczeniu cery łojotokowej i trądziku, bo odkaża i wzmacnia. Dobrze wchłania zanieczyszczenia i wygładza naskórek, delikatnie go złuszczając. Zmniejsza zmarszczki i zapobiega ich powstawaniu. Koi drobne skaleczenia, lekkie oparzenia i ugryzienia komarów.
Ma właściwości dezynfekujące, absorpcyjne, gojące i odżywcze. Lecznicze i pielęgnacyjne właściwości tej glinki oparte są na zasadzie fizycznej absorpcji substancji szkodliwych, a także chemicznej absorpcji wody. Stosowanie na skórę glinki zielonej ma działanie wychwytujące toksyny zgromadzone na jej powierzchni i jednocześnie odżywiają ją.Glinkę zieloną można stosować w leczeniu cery łojotokowej i trądziku, bo odkaża i wzmacnia. Dobrze wchłania zanieczyszczenia i wygładza naskórek, delikatnie go złuszczając. Zmniejsza zmarszczki i zapobiega ich powstawaniu.  Źródło

Himalaya Clarina krem – trądzik i wypryski
Charakterystyka:
Dzięki składnikom o właściwościach antybakteryjnych i przeciwzapalnych pomaga zwalczać infekcję towarzyszącą powstawaniu wykwitów trądzikowych.
Sposób użycia:
Nakładać miejscowo 2 razy dziennie, na dokładnie oczyszczoną skórę.
Przechowywać w suchym i chłodnym miejscu. Chronić przed słońcem. Nie trzymać w lodówce. Źródło
Zacznijmy od glinki, czyli kosmetyku na który liczyłam najbardziej. Zamknięta jest w okrągłym słoiczku z dodatkowym, ochronnym plastikiem. Pozwala on nam kontrolować fakt wydostawania się glinki na zewnątrz. Bardzo dobrze spełnia swoje zadanie. Glinka podczas transportu nie wysypuje się, ani nic złego się z nią nie dzieje. Nalepka się nie odkleja, napisy nie ścierają. Tutaj ogólnie wszystko na plus.
Glinka jest zielonkawa (jak na ten typ glinki przystało). Jest stuprocentowa, bez różnych dziwnych dodatków. Zapach jest ledwo wyczuwalny, i tylko wtedy gdy przyłożymy nos do glinki. Poza tym musimy uważać, bo jak to glinka mocno pyli... 
A jeśli chodzi o działanie... Zauważyłam, że moje pory są mniej widoczne. Zawsze miałam z nimi problem, a dzięki glince są zdecydowanie mniejsze. Minimalnie zmniejszyło się u mnie również wydzielanie sebum co też jest na plus. Poza tym ciężko było mi coś konkretniej dostrzec, ze względu na mój brak regularności...  Ale glinka jest szalenie wydajna, więc myślę, że na dłuższą metę się polubimy ;)
Krem dostajemy zapakowany w kartonik. Po otwarciu mamy tubkę z nakrętką.Ta dokręca się bardzo dobrze, jest szczelna. Szata graficzna średnio przypadła mi do gustu, ale tylko z tego względu że wygląda nieco aptecznie. Napisy się nie ścierają, nic się nie niszczy. Krem jest lekko zbity, ale nakłada się bardzo wygodnie. Co najważniejsze, zasycha. Dzięki temu wieczorem mogę go nałożyć i wiem, że nie ubrudzę pościeli. Zapach jest tutaj jednak chyba największym minusem. Mi osobiście aż tak nie przeszkadza, ale wiem, że wrażliwym nosom już tak. Jest to zapach przyprawy magi. Taki specyficzny. Wyczuwalny jest przez pewien czas.
Tutaj w używaniu byłam nieco bardziej regularna. Zauważyłam przede wszystkim szybsze gojenie się niespodzianek. Oczywiście tych "świeżych" nieprzyjaciół nie dał rady, ale już na te dłuższe działał dość dobrze. Powodował, że wysuszały się w szybszym tempie, a co za tym idzie goiły się szybciej niż zawsze. Nie był to efekt błyskawiczny, ale zdecydowanie cały proces gojenia trwał krócej niż to u mnie zazwyczaj bywa. To mój taki mały pomocnik w walce z wrogiem :P

Oba produkty znajdziecie tutaj.
Glinka tutaj  18zł / 100g
Krem tutaj 12,50 / 30g

Miałyście któryś z tych produktów? Co jeszcze polecacie w walce z "wrogiem"? :)

Stara Mydlarnia - olejek zapachowy Vintage Collection. Męski zapach do kominka...

23 stycznia 2015

Hej :* Powoli największe zamieszanie i natłok na uczelni mijają. Mogę powoli, spokojnie wracać do blogowania. Zostały mi w sumie jeszcze tylko dwa egzaminy i jedno kolokwium. Ale już te cięższe mam całe szczęście za sobą. Jak na razie w indeksie mam trzy piąteczki, a czwarta czeka na wpisanie ;) Nieźle się zaczyna, a zobaczymy jak skończę :D Dziś jednak, w chwili relaksu, wpadam do Was z recenzją pięknego olejku do kominka od Starej Mydlarni. Tego typu produkty łatwo jest mi ocenić. Stąd też recenzja pojawia się dość szybko. Jeśli chodzi o świece, woski czy ostatnio właśnie olejki, uwielbiam taką aromaterapię. Zawsze mnie uspokaja, a dodatkowo ładny zapach bardzo fajnie nastraja ;) Tutaj mocno zaintrygował mnie ten olejek ze względu już na samo opakowanie. Zapach nie był opisany, ale mogłam się domyślać jaki będzie. Czy moje oczekiwania się sprawdziły? I czy olejek zawładnął moim serduchem? O tym poczytacie w dalszej części postu...
Kompozycja zapachowa VINTAGE COLLECTION wyróżnia się wyjątkowo pięknym aromatem, dzięki temu działa relaksująco. Kompozycja przeznaczona do aromatyzacji pomieszczeń (kominki zapachowe) i aromaterapii. Kompozycja zapachowa jest mieszaniną wielu składników, z których zdecydowana większość jest pochodzenia syntetycznego z udziałem środków wzmacniających zapach. Tworzenie zapachu jest swego rodzaju sztuką, sięgającą czasów starożytności. Ich zadaniem jest inspirować, pobudzać zmysły, poprawiać samopoczucie i wywoływać przyjemne doznania, związane z otaczaniem się aurą zapachu, wybranego zgodnie z własnym uznaniem. Ilość tworzonych zapachów może być wręcz nieograniczona, można zamykać je w nuty zapachowe, a z nich tworzyć całe akordy nowych zapachów, których dopełnieniem będzie oryginalna, twórcza nazwa przypisana kompozycji zapachowej.   Źródło
Opakowanie.... Piękne. Szata graficzna bardzo, ale to bardzo do mnie przemawia. Urocze, dziewczęce, delikatne. Jedyne do czego mogę się tutaj doczepić, jest fakt, iż buteleczka nie posiada takiego jakby skraplacza czy coś w tym stylu, jak to w olejkach bywa. Przez to trochę ciężko jest wlać odpowiednią ilość do kominka. Zawsze wylewa się za dużo, przy okazji brudząc wszystko wkoło. Poza tym mankamentem, który można zawsze zmienić ;) wszystko jest jak najbardziej na plus.
A jeśli chodzi o zapach... Ten jest na początku delikatny, perfumowany. Po chwili staje się bardzo intensywny i przypomina męskie perfumy. Ja taki zapach lubię, bo bardzo przypomina mi mojego faceta ;) Wystarczy naprawdę niewielka ilość, by cały pokój wypełnił się cudownym, męskim zapachem. W małym pomieszczeniu zalecam dosłownie ze kilka kropli (o ile się to uda), i zalecam palić przez krótki czas, ze względu na trwałość i intensywność zapachu. Po wygaszeniu zapach utrzymuje się w pomieszczeniu jeszcze przez około godziny, do dwóch. W większym metrażu można dać więcej olejku, ale też trzeba pilnować by nie było go za dużo. Ze względu na fakt, że wystarczy niewielka ilość, czyni to olejek całkiem wydajnym. Tylko właśnie brakuje mi tutaj tego dozownika. W każdym razie zapach jest na razie moim ulubieńcem. Męskie perfumy uwielbiam, więc olejek jak najbardziej trafił w moje gusta ;)

Dostępność/Cena:
Klik / 11 zł (12 ml)

Jeśli tak jak ja, męskie zapachy leżą w Waszym guście, zdecydowanie polecam Wam ten olejek. Cena za taką wydajność jest niewielka. Wiem, że można spotkać olejki tańsze, ale po pierwsze nie tak intensywne a po drugie trwałe ;) Polecam z czystym sumieniem. Szkoda, że firma ma w swojej ofercie jak na razie tylko jeden wariant. Zdecydowanie proszę o więcej ;)

Spotkajmy się! Zaproszenie na marcowe spotkanie blogerek.

21 stycznia 2015

Hej :* Dzisiaj na szybko, ale w słusznej sprawie. Jak wiecie, jedną z części blogowego życia są spotkania. Spotkania zarówno te firmowe, jak i te bardziej kameralne. Wiele z Was zapewne już miało okazję uczestniczyć w takich blogowych meetingach. Można poznać tam wiele ciekawych ludzi, dowiedzieć się czegoś nowego, ewentualnie porozmawiać na wiele, nie związanych z blogowaniem tematów. I tak też jest u nas, lubuskich blogerek. Spotkania są wręcz genialne, a ja za każdym razem jadę z wielką ekscytacją. Dlatego serdecznie chciałam Was zaprosić na spotkanie blogerek, które odbędzie się już 7.03 w Gorzowie Wielkopolskim. Jeśli jesteście z okolic (bądź też nie, a chcecie nas poznać) zapraszam ;) Uwierzcie, że takie spotkania mają swój urok i fantastyczną atmosferę. Zgłaszać się możecie do 31.01, do Agnieszki na adres: agnieszka.pawlak11@gmail.com
W zgłoszeniu należy uwzględnić:
Imię i nazwisko:
Wiek:
Miejscowość:
Adres bloga:
Dlaczego chcesz wziąć udział w spotkaniu?
Oczywiście standardowo, ale to już taka nasza mała tradycja, zbieramy karmę dla schroniska AZORKI w Gorzowie ;) Jeśli czujecie się skuszone, śmiało się zgłaszajcie. Będzie okazja poznać się bliżej, a gwarantuję Wam niezapomniane wspomnienia :P

Pomadki od Eveline - Colour Celebrities 634 oraz Aqua Platinum 484.

19 stycznia 2015

Hej :* Dzisiaj po raz kolejny wpadam do Was na szybko. Niestety zbliżająca się sesja i natłok uczelnianych obowiązków sprawił, że mam mniej czasu na bloga. Ale to oczywiście chwilowe i zaraz na początku lutego wracam do rytmu. Do tego weekend też miałam zabiegany. A to ze względu na fakt iż dołączyłam do grona osób z okularami. Lekarz, potem wybieranie oprawek. Niemniej jednak czuję się w nich dobrze i zdecydowanie lepiej widzę ;) Potem robienie projektu na media w edukacji, itd... Wymiękam czasem :P Dzisiaj chciałam Wam przedstawić dwie pomadki od Eveline, które miałam okazję wypróbować. Są to pomadki z dwóch różnych serii. Obie w całkiem przyzwoitych kolorach, choć jest jedno ale... Ale o tym właśnie "ale" przeczytacie niżej ;)
COLOUR CELEBRITIES Luksusowa szminka 3-w-1
Zastosowanie nowoczesnych technologii pozwoliło stworzyć w laboratorium Eveline Cosmetics nowatorską, niezwykle trwałą, a przy tym lekką w noszeniu i nakładaniu pomadkę do ust, która łączy właściwości szminki, błyszczyka i serum nawilżająco -wygładzającego. Zawarty w kosmetyku kompleks Ever Shine TM nadaje ustom wibrujący blask, natomiast naturalne pigmenty mineralne wzmacniają wyrazistość i trwałość koloru. Lekka, żelowa konsystencja pozostawia na ustach uczucie świeżości, komfortu i głębokiego nawilżenia.
Efekty:
Długotrwały, głęboki kolor
Bardzo dobrze nawilżona, miękka i delikatna skóra ust
Bardziej lśniące, kusząco pełne, jędrne i gładkie usta
Delikatna tekstura gwarantuje komfort aplikacji
AQUA PLATINUM
Kryjąca pomadka do ust. Głębia koloru, moc nawilżenia. Nadaje piękny i głęboki kolor. Witaminy C i E odżywiają i regenerują usta. Zawiera filtry UV. Innowacyjna receptura pomadki Platinum pozwala uzyskać głębie koloru już po pierwszej aplikacji. Kremowa konsystencja podkreśla kształt ust pozostawiając je nawilżone przez wiele godzin. Lekka i ultra delikatna formuła pielęgnuje usta, wygładza je i sprawia, że stają się rozkosznie ponętne. Piękny, soczysty kolor wykończony delikatnym połyskiem utrzymuje się około 6 godzin   Źródło
Colour Celebrities to piękna czerwień, choć nie klasyczna. Taka troszkę inna, choć nadal kusząca.Zamknięta jest w złotym, błyszczącym opakowaniu, które sprawia wrażenie luksusu. Do tego czarne napisy i całość wygląda bardzo ekskluzywnie. Zamknięcie na klik gwarantuje nam bezpieczeństwo przy noszeniu jej w torebce. Tutaj nie mam się kompletnie do czego doczepić. 
Natomiast Aqua Platinum to róż a'la Barbie. Część z Was zapewne nie przepada za takim kolorem, jednak dla mnie to strzał w dziesiątkę ;) Tutaj opakowanie jest już troszkę słabsze. Znajdowała się na nim nalepka z informacjami, którą ja od razu zdarłam. Niestety pozostały po niej ślady. Plusem jednak jest fakt, iż od razu widzimy kolor, jaki chcemy dzięki przezroczystej górze. Zamknięcie także na klik, choć mniej bezpieczny. Napisy powoli zaczynają się niestety ścierać.
Oba kolory są ładne, choć niestety perłowe. Gdyby były to maty, albo satyny, byłoby inaczej. Niestety przez to colour celebrities mogłam sprawdzić tylko w warunkach domowych, co niestety nie daje całkowitego oglądu na wszystkie właściwości. Natomiast aqua platinum po odciśnięciu i lekkim roztarciu noszę i lubię ;)
CC trzyma się na ustach około dwóch godzin pod warunkiem, że nie jemy i nie pijemy. Jeśli tak, to kolor znika zdecydowanie szybciej. Nie wchodzi w załamania, może lekko podkreślać suche skórki.
AP po roztarciu wygląda ciekawie. Daje efekt delikatnie różowo barwionych, bledszych ust. Moje z natury są ciemne co mi zawsze przeszkadzało. A przy pomadce mogę się cieszyć jasnymi ustami. Trzyma się też około dwóch godzin, w porywach do trzech. Oczywiście jeśli nie jemy i nie pijemy, bo wtedy znika ekspresowo razem z naszym śniadaniem ;P Niestety potrzeba mieć do niej wypielęgnowane usta, ponieważ mocno podkreśla suche skórki. Jeśli takowych nie posiadamy, współpracuje z nami przyzwoicie.

Obie pomadki jak za cenę, w których je kupimy są całkiem przyzwoite.
Dostępność/Cena:
Colour Celebrities: Klik / 16,36 zł
Aqua Platinum: Klik / 10,64 zł

Miałyście? Jakie ciekawe pomadki polecacie? :)

Receptury Babuszki Agafi - Balsam do włosów wzmacniający na cedrowym propolisie.

17 stycznia 2015

Hej :* Dziś chciałam Wam przedstawić odżywkę do włosów, która była dla mnie jedną, wielką i ekscytującą zagadką. Wszędzie słyszałam o Babuszce Agafi, a Wy z każdej strony kusiłyście tymi cudami. W końcu miałam okazję wypróbować coś z tej serii. Mój wybór padł na balsam wzmacniający na cedrowym propolisie. Nie powiem, wiązałam z nim wielkie nadzieje. Moje włosy potrzebują przede wszystkim nawilżenia i wzmocnienia. Opis kusił, więc myślę czemu nie. A czy balsam faktycznie spełnił moje oczekiwania? O tym dowiecie się w dalszej części :)
CHARAKTERYSTYKA: Propolis od bardzo dawna ceniono za jego lecznicze i pielęgnacyjne właściwości. Do dzisiaj propolis polecany jest w chorobach a także pomaga przywrócić witalność, piękno i młodość. Syberyjska zielarka Agafia Jermakowa często stosowała propolis do przygotowania balsamów. Babcia Agafia mówiła: "Jeśli chcesz by włosy były długie i mocne, weź  propolis z okolic lasów sosnowych, zrób wyciąg ze świerkowej żywicy i ziół zebranych w tajdze i opłukaj włosy aby zawsze były w dobrej kondycji”. W produkcji tradycyjnego syberyjskiego balsamu Nº 1 na cedrowym propolisie zastosowaliśmy przepis babci Agafii.  Organiczne woski z kwiatów, oleje z cedru, maliny kamionki i propolis cedrowy aktywnie wzmacniają włosy, skutecznie je regenerują i usuwają uszkodzenia ich struktury.
Działanie: Aktywne wzmocnienie i poprawa struktury włosów.
Przeznaczenie: Przeznaczony do pielęgnacji słabych i zniszczonych włosów.
Sposób użycia: Nanieść balsam  na wilgotne czyste włosy rozprowadzić na całej długości, pozostawić od 1 do 2 minut, a następnie zmyć wodą. Nadaję się do codziennego użycia.  Źródło
Buteleczka jest bardzo niefotogeniczna... Ciężko ją złapać w kadrze pionowo, żeby to jakoś wyglądało. Stąd też zdjęcie w poziomie, żeby pokazać Wam jej cały urok. Jak tylko trafiła w moje łapki, byłam pod wrażeniem profesjonalnej szaty graficznej. Niby takie zielarskie, apteczne, ale ma coś w sobie. Ciemna, solidna butelka. Do tego to srebrne zamknięcie zamykane na klik. Przepadłam jednym słowem. Nalepka jest urocza, aczkolwiek ze względu na fakt, iż są to kosmetyki rosyjskie, napisy również są w tym języku. Plus jednak za nalepkę z napisami po polsku z tyłu ;) Otwór jest taki naciskany, z odpowiedniej wielkości dziurą. Dzięki temu można bez problemu wydobywać balsam. Ten z kolei jest nieco gęsty, więc myślałam, że będzie z tym problem. Ale całe szczęście nic takiego nie ma miejsca. Ale oczywiście nie była bym sobą gdybym się nie doczepiła. Nakrętka dość szybko łapie zarysowania i odciski palców :D
 Balsam pachnie całkiem fajnie, jest perfumowany. Po zmyciu zostaje jeszcze jakiś czas na włosach. Jeśli chodzi o zalecenia, to używałam balsamu zgodnie z nimi, ale też i nie. Wszystko zależało od tego ile miałam czasu. Nie polecam jednak nakładać na całą długość. Lepiej ominąć skalp, gdyż może on nieco obciążyć nam włosy. Ale oczywiście najważniejsze jest działanie. A tutaj nie powiem, liczyłam na więcej. Oczekiwałam przede wszystkim lepszego działania. Balsam teoretycznie przeznaczony jest do włosów słabych i zniszczonych. Ja posiadam włosy zniszczone, ale słabe to one nie są. Balsam delikatnie nawilżył włosy, ale w małym stopniu. Co prawda wyglądały one trochę lepiej niż bez żadnej odżywki, ale liczyłam na efekt wow. Mimo to, jeśli chcecie wypróbować coś z tej serii (bo jak wiadomo, co włosy to inne odczucia) to polecam Wam stronę yasmeen. Szybka wysyłka, świetny kontakt i zero problemów :) A przede wszystkim spory wybór rosyjskich kosmetyków w przystępnych cenach ;)
A balsam dostaniecie TUTAJ za cenę 21 zł :)

Miałyście coś z Receptury Babuszki Agafi? Co konkretnie polecacie? :)

Korektor kryjąco-rozświetlający 8w1 Argan Oil od Eveline.

16 stycznia 2015

Hej :* W chwili wolnego czasu (tak, niedługo lecę na pociąg..) wpadam do Was z kolejną recenzją. Ale oczywiście nie była bym sobą, gdybym się nie pochwaliła :D Wracając z zajęć postanowiłam wpaść dosłownie na sekundkę do Tesco po małe zakupy. Przechodząc obok kas moją uwagę przykuł pewien mężczyzna... Minęłam go i ciągle nie dawało mi spokoju to, że wydał się bardzo znajomy (a ja z kojarzeniem twarzy mam często problem :D). Nagle za sobą usłyszałam głos kolegi, który powiedział "Tak, to Halama". Ten Halama, a dokładniej to Grzegorz Halama, słynny kabareciarz <3 Uwielbiam go oglądać ;D Cofnęłam się oczywiście po autograf ;) Takie małe zakupy, a ile radości :D Ale,ale miało być o czym innym. Dziś wpadam do Was z kolejną recenzją. Chciałam Wam przedstawić kolejny kosmetyk marki Eveline. Po niepowodzeniu w przypadku tego kremu i tych lakierów, dziś pora na coś bardziej pozytywnego. A mianowicie korektor, z którym wiązałam dość duże nadzieje. Cienie pod oczami mam, choć nie są jakieś gigantyczne. Worków za to nie posiadam i chwała za to. Niemniej jednak korektor to taki must have w każdej kosmetyczce. Korektor od razu skojarzył mi się z takim pod oczy, choć nigdzie informacji o tym nie znalazłam. W każdym razie bardzo się polubiliśmy. A dlaczego i czym mnie urzekł? Po te informacje zapraszam do dalszej części postu ;)
Od producenta: Innowacyjny korektor 8 w 1doskonale maskuje i pokrywa wszystkie niedoskonałości skóry wokół oczu. Odżywcza formuła bogata w olejek arganowy i kwas hialuronowy intensywnie wygładza, długotrwale nawilża oraz chroni naskórek przed wysuszeniem.
Ujędrnia i napina delikatną skórę wokół oczu. Koryguje wszystkie rodzaje zmarszczek, drobne linie mimiczne oraz nierówności. Mineralne pigmenty rozświetlające skutecznie maskują oznaki zmęczenia, rozjaśniają cienie pod oczami, niwelując skutki stresu.
Natychmiast po zastosowaniu skóra wokół oczu staje się aksamitnie gładka i promienna. Spektakularna redukcja ilości, długości, szerokości i głębokości zmarszczek. Źródło
Korektor dostajemy zamknięty w zabezpieczonym nalepką kartoniku. Jeśli nalepka jest naruszona, wtedy wiemy, że ktoś majstrował przy konkretnym egzemplarzu i lepiej poszukać zabezpieczonego. Całość prezentuje się niezmiernie estetycznie i po prostu ładnie. Połączenie czerni i złota niesamowicie do mnie przemawia. Jednak kartonik po zdjęciach zazwyczaj ląduje w koszu, a zostaje opakowanie właściwe. A to jest przezroczyste, również ze złotymi napisami oraz złotą nakrętką. Mimo to, nie widać ile nam jeszcze zostało kosmetyku, ponieważ osadza się on na ściankach. Napisy, nad czym bardzo ubolewam, zaczynają się powoli ścierać. Ale nie jest to jakoś mocno widoczne. Aplikator to taka jakby szpatułka, bardzo podobna do tych w błyszczykach. Wygodna, bardzo dobrze aplikuje produkt i nabiera odpowiednią ilość.
Kolory do wyboru są dwa. Light i nude. Mi przypadł ten drugi. Na początku myślałam, że będzie trochę za ciemny. I faktycznie, bez nałożenia podkładu nieco się odcina. Ale gdy nałożę podkład bez którego się nie ruszam, wszystko się ładnie ze sobą stapia i nie ma żadnej granicy ani nic podobnego. Chwała za to, bo reszta właściwości jest jeszcze bardziej ciekawa ;) Zapach jest wyczuwalny dopiero jak przytkniemy nos do zawartości. Wówczas jest on nieco alkoholowy. Ale przy aplikacji i noszeniu nie czuć kompletnie nic. Konsystencja jest nieco ciężka, ale nie na tyle by nie nadać się pod oczy. Nie spływa przed wklepaniem.
Korektor jak widzicie na zdjęciu powyżej daje całkiem fajne krycie. Bardzo ciężko było mi to uchwycić. Ale musicie mi wierzyć na słowo :P Ten pieprzyk pod okiem przed jest ciemniejszy niż widać. Cienie są bardzo fajnie przykryte i nie są już tak widoczne. Rozświetlenie ciężko mi jest wychwycić, choć minimalne jakieś tam jest. Ale ja oczekuję głównie krycia, a to jest bardzo dobre. Korektor utrzymuje się praktycznie przez cały dzień w stanie bardzo dobrym. Nie muszę się martwić o to czy dobrze wygląda nawet po całym dniu. Nałożony na niespodzianki na twarzy nie radzi sobie już tak dobrze. Odznacza się i kryje słabo. Ale pod oczy jak najbardziej i powiem Wam więcej, zasługuje na miano ulubieńca ;) Zapewne sięgnę po niego jeszcze nie raz. Choć bardzo kusi mnie jeszcze słynny korektor Art Scenic. Polecam Wam bardzo. Bladziochom polecam odcień Light, choć ja też należę do tej grupy, a Nude spisał się dobrze ;)

Dostępność/Cena:
Szafy Eveline /13zł - 7ml

Miałyście? Jaki korektor jeszcze polecacie? :)

Tangle Teezer Gold Rush wersja kompaktowa - pierwsze wrażenia.

13 stycznia 2015

Hej :* Dziś wpadam do Was z recenzją kultowej już szczotki do włosów Tangle Teezer. Wisiała ona już jakiś czas na mojej chciej liście, ale zażyczyłam ją sobie od N. pod choinkę. Przy okazji trafił się DDD, więc szczotka bez kosztów dostawy wyniosła całe 40 zł. Za kompakt to bardzo niewiele, tym bardziej, że bez promocji cena waha się od 48 do nawet 60zł. Mój egzemplarz zamówiliśmy w drogerii ekobieca. Całość odbyła się sprawnie, przesyłka była dobrze zabezpieczona. Gdy już dostałam w łapki to cudo, nie mogłam się na nią napatrzeć. Ciągle zastanawiało mnie, gdzie tkwi jej fenomen... I wiecie co? Chyba dalej nie do końca to rozumiem... Znaczy się, po części niby tak, o czym dowiecie się niżej. Ale w sumie... Wielkiej miłości z tego nie ma. Zapraszam zatem do dalszej części po moją opinię i odczucia.
Rewelacyjna kompaktowa szczota do włosów Tangle Teezer to nie lada gratka dla fanów tej tradycyjnej szczotki. Jest najlepiej sprzedającym się i najczęściej nagradzanym produktem do pielęgnacji włosów. Szczotka zalecana jest do rozczesywania włosów cienkich i zniszczonych, przedłużanych, peruk, afro. Może być stosowania zarówno na suche jak i na mokre włosy. Jej fenomen tkwi w odpowiednio rozmieszczonych ząbkach ze specjalnego elastycznego tworzywa, które powodują, że szczotka pozwala na delikatne i skuteczne rozczesanie nawet bardzo splątanych włosów. Uczucie ciągnięcia i szarpania to przeszłość! Wielkość oraz konstrukcja szczotki powodują, że jest idealna do torebki lub w podróży. Posiada zabezpieczenie, które chroni ja przed ewentualnym uszkodzeniem podczas przechowywania w torebce itp.   Źródło
Ja posiadam wersję kompaktową, ponieważ od początku wiedziałam, że będę ją nosiła w torebce. Długo wahałam się nad kolorem gold rush a pikn sizzle. W końcu wybór padł na tą pierwszą i w sumie nie żałuję. Szczotka prezentuje się cudownie. Połączenie czerni i złota, to jest to co tygryski lubią najbardziej. Ze względu na swoją górną, błyszczącą część, łatwo szczotkę zarysować. Ciągle mam ją przy sobie i po ponad miesiącu już widać pierwsze zarysowania. Nie są one jakoś mocno widoczne, ale są. Choć przyznaję, spodziewałam się tego. Niemniej kompakt i tak musiał być. Poza tym w kwestii technicznej nie mam się do czego doczepić.
Szczotka jak widzicie, posiada zatyczkę, która chroni ząbki przed czeluściami torebki :D Jest to spore udogodnienie, ponieważ ja jak większość kobiet mam w torebce niemalże wszystko co się da. A tak, nie muszę się martwić o jej zniszczenie. A jeśli jesteśmy już przy ząbkach, to te są delikatne, choć giętkie i elastyczne. Bardzo fajnie masują głowę podczas czesania. Według producenta cały sekret tkwi właśnie w tych ząbkach i ich ułożeniu. A gdzie są te całe ochy i achy? A no powinny być już teraz. Szczotka fajnie rozczesuje włosy zarówno mokre jak i suche. Choć ciężko jest mi nią zrobić przedziałek na mokro, więc muszę się wspomagać tradycyjną szczotką. Poza tym ułatwia rozczesywanie splątanych włosów, choć zdarzają się większe kołtuny, które potrzebują więcej uwagi. Wówczas trzeba się trochę namachać. Na sucho jest o wiele lepiej. Dobrze sobie radzi nawet z włosami roztrzepanymi i poplątanymi przez wiatr. Mimo to, ciągle próbuję zrozumieć jej fenomen. Szczególnie, za taką cenę. Znajdzie się kilka szczotek, za niższą cenę, które będą działały podobnie. Tak więc szczotkę fajnie jest mieć, bo to oczywiście TT, jednak sama bym jej sobie nie kupiła. Jeśli macie możliwość wypróbowania, polecam dla własnej satysfakcji. Ja mam i myślę, że trochę mi posłuży. Zaspokoiłam swoją ciekawość ;P

Dostępność/Cena:
Drogerie internetowe, Hebe / 40-60 zł

Macie TT?  Jaka jest Wasza opinia na jej temat?