No hej Misie :*
Święta, święta i po świętach co? Zleciały strasznie szybko przynajmniej mi. Pyszne jedzenie, przejedzony brzuch, a potem jeszcze świetne 18 urodziny kuzynki, to jest to :D A Wam jak minęły święta? Mam nadzieję, że dobrze i spokojnie. Myślę, że Mikołaj czy tam Gwiazdor (jak kto woli) był hojny? :) Ja skreśliłam dzięki Niemu jeden punkt z wishlisty już skreśliłam. Chociaż na oficjalnej blogowej liście nie było tego prezentu, to kto śledzi fanpage ten wie. Wymarzyłam sobie skórzaną spódniczkę, która wylądowała właśnie pod choinką <3 Już nie mogę się doczekać lata, kiedy ją znów ubiorę :) Jest właśnie taka jaką chciałam. Ale nie o tym maiło być. Dzisiaj wpadam już do Was z recenzją. W najbliższym czasie mam Wam do pokazania kilka ciekawych kosmetyków. Ale zacznę od kremu do rąk, który kiedyś już miałam, ale w innej wersji zapachowej. Tym razem dzięki drogerii superkoszyk.pl wpadł do mnie ta wersja zapachowa, na którą polowałam ale nie znalazłam. Jest to wersja limitowana, może dlatego. Niemniej jednak jak zobaczyłam go na stronie, to nawet się nie wahałam i wrzuciłam do koszyka. Recenzja pojawia się w miarę szybko tylko dlatego, ze wcześniej miałam w swoich rękach ten sam krem, lecz o innym zapachu. Kwestią było tylko upewnienie się czy działają tak samo. Czy jest z tego miłość?
Opakowanie to standardowa tubka zawierająca 130 ml kremu. Design zdecydowanie przyciąga wzrok. Jest mocno pomarańczowy z całkiem przyzwoitą szatą graficzną. Napisy nie powinny się ścierać, chyba że zaczynamy dobijać dna. Ale wtedy po wykończeniu przecież tubki nie będziemy trzymać. Tubka nie otwiera się sama w torebce, więc nie ma obawy o pobrudzenie torebki czy kosmetyczki. Ja krem noszę ze sobą zawsze i nigdy nic złego się nie działo. Dzięki nakrętce możemy krem spokojnie postawić. Otwiera się bez zarzutów, więc nie musimy się też obawiać o paznokcie. Jak na razie jest dobrze.
Konsystencja kremu (po prawej) jest całkiem przyjemna, można powiedzieć, że nawet troszkę bardziej treściwa, aczkolwiek delikatna.
Zapach jaki wyczuwam podczas aplikacji tego kremu to autentyczne pomarańczowe delicje. Może nie pachnie jak te z wyższej półki, ale te 'podrobione' owszem. Czuć czekoladę i tą pomarańczową galaretkę. Krem wchłania się dość szybko pozostawiając dość miły zapach przez dłuższą chwilkę. Potem zapach się ulatnia, więc wrażliwe noski nie będą aż tak niezadowolone. Ja się do niego przyzwyczaiłam, choć przyznam, że nie tego się spodziewałam. Po posmarowaniu i wchłonięciu dłonie są zmiękczone, nie są już tak suche. Zostawia po sobie przez chwilę też lekki film, który znika bardzo szybko. Jest to niestety efekt doraźny do następnego mycia dłoni. Zresztą sam producent zaleca używać go każdorazowo po użyciu mydła bądź detergentów. Niemniej jednak mniej wymagające dłonie będą z niego zadowolone. Moje w tym roku nie są już tak kapryśne, więc krem doraźnie mi pomaga. Choć obawiam się, że jak przyjdzie prawdziwa zima (teraz to chyba jesień... :D) to będę potrzebowała czegoś bardziej nawilżającego.
Ale cieszę się, że mogłam spróbować kremu, który od dłuższego czasu chodził mi po głowie. Myślałam, że zapach będzie nieco apetyczniejszy, choć pomarańczowe delicje lubię. Jeśli Wasz skóra dłoni nie jest bardzo wymagająca, mogę go polecić. Tym bardziej, że cena zachęca.
Dostępność/Cena:
Rossmann, Superkoszyk.pl / ok. 5 zł , (3.49 zł w promocji na stronie superkoszyk)
Dostępnych jest mnóstwo wersji zapachowych, więc myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie.