.

Zbędny gadżet? A może must have każdej garderoby?

30 lipca 2013

Hej Dziubki :*
Wiem,że mnie tu troszkę nie było. Ale udało mi się na tydzień zakręcić i pracowałam. Codziennie od 6 do 15 wywracałam poduchy. Przychodziłam do domu, jadłam obiad i odpoczywałam. Nie miałam siły dosłownie na nic. Czasem wyskoczyło się ze znajomymi, czasem tylko z N. i czas leciał. Przez to niestety zaniedbałam troszkę bloga. Ale wracam już do normalnego rytmu. Postaram się częściej dodawać posty, choć uprzedzam już teraz, że planujemy z N. i rodzicami wyjazd nad morze. Tak więc w tym czasie na blogu również będzie cisza. W końcu są wakacje, a po całym roku nauki, można odpocząć. Na dzisiaj mam dla Was recenzje gadżetów do stanika od firmy Julimex. Oba produkty dostałam do testów w ramach współpracy. Ciekawi czy to must have czy tylko gadżet? Zapraszam dalej. :)
 Co mówi producent na temat tych maleństw?

 Niewielki klips do ramiączek jest niezwykle łatwy w użyciu, płasko przylega do ciała i jest całkowicie niezauważalny pod ubraniem. Możesz go dowolnie regulować w górę i w dół w zależności od potrzeby dopasowania biustonosza do strojów z mocno wyciętymi plecami.

Wygodne rozwiązanie pozwalające na noszenie zwykłego biustonosza pod kreacjami o mocno wyciętych plecach. Pasuje do każdego biustonosza.

*.*.*
Oba produkty spakowane są niemalże identycznie. Szata graficzna opakowań jest bardzo podobna. Róż i fiolet z czernią komponują się ze sobą idealnie. Kartoników nie trzymam, gdyż nie są mi potrzebne. 
Klips ściągający ramiączka oraz pasek obniżający zapięcie to dwa genialne produkty, o których istnieniu do tej pory nie wiedziałam. Na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie życia bez nich. Zapewne każda z Was zna problem wystających ramiączek z pod bluzek typu bokserka, czy wystający stanik z tyłu bluzki. Do tej pory nie wiedziałam jak sobie z tym radzić. Na wysoko znajdujący się stanik, który wystawał, niestety nie znalazłam sposobu. A w bokserkach zazwyczaj zapinałam ramiączka na krzyż, ale było to troszkę niewygodne. Pasek obniżający zapięcie rozwiązał problem pierwszy. Stanik nie sprawiał już problemów, lecz niestety pasek był nieco wyczuwalny. Rozwiązało to problem, lecz czułam się lekko niekomfortowo. Natomiast klips ściągający ramiączka, to istna bajka. Jest bardzo prosty w obsłudze, po pewnym czasie zupełnie zapominamy, że jest a i ramiączka są niewidoczne. Co do paska uważam, że to gadżet, jednak nie niezbędny. Może stanowić pewne rozwiązanie w ekstremalnych sytuacjach. Natomiast klips to zdecydowanie must have. Nie wiem jak do tej pory mogłam go nie mieć ;D Obie rzeczy są solidne, nic się z nimi nie dzieje :)

Dostępność/Cena:
Pasek, Klips / 6,10 zł , 4,70 zł.

Za taką cenę aż grzech nie spróbować :D Polecam szczególnie klips. Co do paska, wybór należy do Was.

Najtańszy, najbardziej wydajny, najlepszy jak do tej pory puder matujący :)

22 lipca 2013

Hej Dziubki ;]
Pewnie zaciekawił Was tytuł, co? :D Ale zanim o tym małym cudzie opowiem parę słów, jak zwykle pozrzędzę Wam co u mnie słychać ^^ Wakacje pełną parą. W końcu też temperatura zrobiła się typowo letnia. Ciepełko, słońce praży, a ja się nie mogę opalać... Bladziochy wiedzą, o czym mówię. Zamiast się opalić, od razu dostaję czerwonych plam (czyt. poparzenie)... Pozostaje mi jedynie solarium albo samoopalacz... Jedno i drugie to zuuoo :D Ale w końcu trzeba jakoś wyglądać, a nie straszyć ludzi bielą moich nóg :D No dobra, przechodzę już do sedna notki, czyli o cudeńku, które odkryłam już jakiś czas temu. Przed napisaniem tej notki, chciałam go dogłębnie sprawdzić. Bałam się, czy mnie czasem nie zapcha, czy nie zrobi krzywdy. A, że już od dawna go używam, czas najwyższy na napisanie recenzji.
 
Tym cudem jest najzwyklejsza skrobia ziemniaczana :) Jakiś czas temu szperając po blogach, natknęłam się właśnie na recenzję skrobi. Pomyślałam sobie wtedy, jak to, skrobia jako puder? Przecież to cholerstwo jest białe, jakieś takie dziwne, i przede wszystkim do kuchni, a nie na twarz... Przecież może zapchać, zrobić krzywdę, może spowodować wysypkę, itp... Poszperałam więc więcej na ten temat. Dziewczyny sobie bardzo ją chwaliły. Znalazłam w mojej kuchni już trochę sfatygowaną skrobię, którą używa moja mama. Przesypałam sobie część do pojemniczka i zaczęłam używać... Pierwsze próby kończyły się zbieloną twarzą, sztucznym efektem... Myślę sobie, to chyba nie ma racji bytu, zmyłam z twarzy i wróciłam do swojego poczciwego pudru od Sensique. Ale przestał mnie zadowalać... Na lato zupełnie się nie sprawdzał, bardzo szybko zaczynałam się świecić jak nie powiem co... Wtedy przypomniało mi się o skrobi...
Kolejne próby wychodziły mi coraz lepiej. Używałam go po prostu zdecydowanie mniej, uważałam by nie uzyskać efektu białej maski. I wtedy przepadłam... Skrobia matuje znakomicie. Moja mieszana cera pokochała się z nim :D Moim odwiecznym problemem był świecący się nos, czoło i broda. Szczególnie w upalne dni czułam się z tym strasznie źle. Od momentu używania skrobi, problem zniknął. Buźka jest matowa bardzo długo. Jak rano robię makijaż, tak dopiero po ok. 8-9 godzinach zaczynam się lekko świecić. Wtedy wystarczy przyłożyć suchą chusteczkę i zebrać całe sebum. Znów przypudrować nosek i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wbrew pozorom, nie zapchała mnie, nie uczuliła, nie przesuszyła. Taki 'puder' jest baaardzo wydajny i bardzo tani. Nie robi krzywdy. Ja mam cerę bardzo problematyczną i wrażliwą. Skoro mi nie robi krzywdy, mogę go polecić z czystym sumieniem, gdyż moja cera jest strasznie kapryśna. Uwielbiam taki puder :D

Próbowałyście? Jak u Was się sprawdziła? A może polecacie jakiś inny ciekawy puder? :)

Nowości :)

18 lipca 2013

Heloł Dziubki :)
Jak tam u Was? Dzisiaj przychodzę do Was z dosyć luźnym postem, jednak wiem, że część z Was takie lubi. Ostatnimi czasy, tzn. na przełomie czerwca i lipca zebrało mi się kilka nowości. Część to rzeczy typowo kosmetyczne, część to małe co nieco do szafy. Uwielbiam nowości, zresztą jak chyba każda kobieta. :) Bez zbędnych słów zapraszam do oglądania :D
Jak widzicie, trochę się tego nazbierało. W koszyczkach również jest kilka rzeczy.
*Perfumy  You&You - cytrusowy zapach, idealny na cieplejsze dni. Recenzja niebawem.
*Lakier miętowy od My Secret. Recenzja TUTAJ
*Lakier turkusowo/miętowy od Sensique. Recenzja TUTAJ
*Pomadka ochronna od Bell. Złapana w Biedronce za całe 1,99 zł :D Aż szkoda było nie wziąć i spróbować :)
*Tuszowy ulubieniec ostatnich czasów. Używam go od ponad miesiąca i chyba znalazłam swoją perełkę. Niebawem recenzja.
*Bransoletki Shamballa od e-krainabizuterii.pl - recenzja TUTAJ
*Ułatwiające życie gadżety od firmy Julimex. Niebawem recenzja.
*Potrzebowałam małego grzebyczka do małej torebeczki. Szczotka zazwyczaj była za duża. Tutaj już ułamany trzonek, gdyż z nim byłby za duży.
*Koszyczki z Biedronki. Przyznać się, kto ich jeszcze nie ma? :D Za cenę 1,99 zł za jeden grzechem było nie wziąć. Będą idealnie się nadawały jak zacznie się rok akademicki i będę musiała się przenieść na pokój w Zielonej. Kosmetyki będą miały swoje miejsce :)
Ubraaaania :D To, co Tygryski kochają najbardziej :D Część z wymiany, część kupiona i jedno małe DIY :D
Butki ;] Stwierdziłam,że japonki nie pasują do części moich ubrań. Dlatego potrzebowałam czegoś innego. Gladiatorki to jest to ;] Do tego naszpikowane ćwiekami... Mmmm... Uwielbiam je <3 Co prawda nieco mnie obtarły, ale wybaczam im to za ich wygląd ;]
*Spódnica Maxi z wymiany. Wbrew pozorom to nie są dwie spódnice, a jedna. Miałyście ją okazję widzieć w TYM zestawie.
*Kolejna spódnica, tym razem asymetryczna. Uwielbiam ją <3 W Pepco za całe 14,99 z :D
*Sweterek z wymiany. Niebawem w zestawie ;]
*Zwykła koszulka. Miałam iść sama taką kupić, jednak się wstrzymałam. I dobrze zrobiłam, bo najzwyczajniej w świecie wymieniłam się ;]
*I tutaj moje małe DIY. W szafie leżała sobie nienoszona, lekko przyduża jeansowa katana. A ja pilnie potrzebowałam jeansowej kamizelki. I tak wpadłam na pomysł, by po prostu odciąć z katany rękawy przy szwie. I w ten oto sposób mam swoją własną kamizelkę :D

Coś Wam szczególnie wpadło w oko? :)

Swati - Khadi Szampon Ziołowy z szafranem.

15 lipca 2013

Hej ;]
Dzisiaj znów przychodzę, żeby Was nękać :D W pełni staram się korzystać z całych trzymiesięcznych wakacji i dopieszczam bloga. Staram się też dodawać posty jak najczęściej się da :) Mam nadzieję,że w październiku mimo to, zrozumiecie moją słabszą aktywność tutaj. Staram się na razie jak mogę. W tym poście chciałam Wam przedstawić szampon, który dostałam od Ashish z bombaybazaar. Ciekawi jak się sprawdził? Zapraszam dalej :)
Szampon wybrałam sama. Cenię sobie niezmiernie możliwość wyboru rzeczy do testów, a nie przysłanie czegoś na chybił-trafił i oczywiście nietrafienie... To co zwróciło moją uwagę już na samym początku po otwarciu paczki było zabezpieczenie szamponu. Owinięte w folię (?) bardzo solidną, taką troszkę plastikową. Ucieszyło mnie to, gdyż miałam 100% pewność, że nikt wcześniej go nie otwierał oraz że nie rozleje się podczas transportu. Tutaj duży plus dla firmy. Paczuszka również przyszła bardzo szybko, co było dla mnie miłym zaskoczeniem :)
Po zerwaniu ( a raczej rozcięciu) folii mogłam już wymacać buteleczkę z każdej strony. Mieści ona w sobie dość nietypową ilość szamponu, bo 210 ml. Przyznam się, że pierwszy raz się spotykam z taką ilością. Zazwyczaj było to 200 czy 250 ml, a nigdy 210 :) Butelka jest solidnie wykonana, jednak podczas wydobywania produktu nie ma najmniejszych obaw o trudności z tym. Można ją zgnieść, by śmiało dobijać dna. Zamyka się na charakterystyczny klik, dzięki czemu nie wylewa się nawet podczas transportu. Cenię sobie takie zamknięcia w tego typu produktach. W roku akademickim co tydzień przemieszczam się z 'domu' do domu, więc ważne jest by produkt był bezpieczny.
Konsystencja szamponu jest nieco lejąca, kolor mocno żółty. Jednak mimo swojej leistości, bardzo dobrze się pieni, można powiedzieć, że genialnie i idealnie wręcz. Ja należę do tych osób, które uwielbiają pianę podczas zarówno mycia włosów, twarzy jak i całego ciała. Tutaj czuję się zaspokojona :D Również mimo leistości szampon jest bardzo wydajny. Używam go od niemal miesiąca i mam go jeszcze połowę! :) Co do zapachu.. Tutaj ciężko mi sprecyzować. Czuję w nim nutkę bananową, jednak niech sztuczną. Nie mogę sobie za nic przypomnieć co tak pachnie, gdyż zapach ten jest znajomy, taki 'z dzieciństwa'. Nie przeszkadza, przywodzi bardzo dobre i ciepłe wspomnienia. Włosy po umyciu są dosyć szorstkie, jednak świadczy to o bardzo dobrym ich oczyszczaniu. Rozczesują się nie najgorzej, jednak niektórym może być ciężko, dlatego bezpośrednio po umyciu polecam odżywkę ułatwiającą rozczesywanie. Ja podczas testowania go, takowej nie używałam, by jak najgłębiej i najdokładniej sprawdzić działanie samego szamponu. I wiecie co? Jestem z niego bardzo zadowolona. 
Ale może najpierw kilka słów o tym, jak ma działać:

Doskonale oczyszczający i kondycjonujący szampon. Regularnie stosowany  szampon z szafranem, tulsi i reethą odżywia włosy,
wzmacnia je, dostarcza niezbędnych protein.
Szampon wzmacnia włosy od samych cebulek i zapobiega ich wypadaniu.
Ma również działanie przeciwłupieżowe, zwalcza swędzenie skóry głowy. (źródło)

Moje włosy stały się bardziej delikatne, sypkie. Przetłuszczają się nieco wolniej. Co prawda muszę je myć i tak co drugi dzień, ale jak zawsze drugiego dnia rano były już do niczego, tak teraz dopiero w połowie drugiego dnia muszę je myć. Może nie jest to jakieś spektakularny efekt, jednak nie liczyłam na cuda. Mam wrażenie, że wypada mi ich nieco mniej. Wcześniej znajdywały się na każdym kroku, a teraz wypadają w normalnych ilościach. Co do działania przeciwłupieżowego się nie wypowiem, gdyż takiego problemu nie mam. A i najważniejsze. Mój N. nawet zauważył poprawę stanu moich włosów :O Stwierdził,że mniej mi się 'rozwarstwiają', czyt. rozdwajają :) Może i faktycznie tak jest? W tej kwestii minimalną poprawę faktycznie widać (choć nie sądziłam,ze to w ogóle jest możliwe). Ale skoro nawet facet to zauważa, coś w tym musi być :)
Skład krótki, prosty.
Polubiliśmy się :) Mogę szczerze go polecić. Jednym minusem może być jedynie dostępność oraz cena. Z tego względu nie skuszę się na niego ponownie.
Dostępność/Cena:
Klik /  30 zł.

Miałyście? A może polecacie inne ciekawe szampony? :)

Fakt iż produkt dostałam nieodpłatnie, w żaden sposób nie wpłynął na moją recenzję.

Bransoletki Shamballa od e-krainabizuterii.pl

14 lipca 2013

Hej, haj, helloł :D
Jak Wam minął weekend? :) U mnie całkiem dobrze. Wczoraj razem z moim N. świętowaliśmy 3 i pół roku razem. Co prawda mija nam dokładnie dzisiaj, ale wczoraj jakoś tak było nam wygodniej. Nie mam pojęcia kiedy ten czas zleciał. Dopiero zaczynaliśmy być razem, a to już tyle latek... Warto cieszyć się każdą chwilą Dziubki :) Ale nie będę Wam smęcić o tym. Dziś przychodzę do Was z dość nietypową recenzją. Niedawno nawiązałam współpracę z Panią Pauliną z e-krainabizuterii.pl, czego owocem są dwie przepiękne bransoletki. Jak zauważyliście, od jakiegoś czasu zajęłam się również tworzeniem setów. Tak więc bransoletki od Pani Pauliny będą idealnie wkomponowywały się w różne zestawy. Wymieniłyśmy kilka miłych meili, mogłam wybrać sobie biżuterię, a paczka przyszła ekspresowo. Jestem bardzo zadowolona z podejścia zarówno Pani Pauliny, jak i firmy. Zapraszam zatem do kilku słów o tych malutkich cudeńkach.
Bransoletki jakie wybrałam, to model Shamballa. Kilka słów, które udało mi się znaleźć, na temat samego trendu dotyczącego Shamballi:
Shamballa (zwana także Shambhala, Sambhala) jest jednym z trendów w jubilerstwie, który zyskał sobie ogromną popularność. Noszą ją nie tylko celebryci - te sławne bransoletki podbiły serca wielu ludzi na całym świecie.
Bransoletki Shamballa pochodzą z kręgu tybetańskiego, o którym mówi się, że jest królestwem mistycyzmu i spokoju duchowego. Swoje korzenie znajduje już w tradycyjnych legendach i podaniach buddyjskich, w których mowa o idealnym mieście Shambhali. Bransoletki powiązane są także z mistycyzmem i ezoteryką, podobno mają właściwości lecznicze i zapewniają jej posiadaczowi dobre samopoczucie.
Takie gwiazdy show biznesu i mody jak Karl Lagerfeld, Beyonce, Jay-Z czy Chris Brown są żywymi reklamami tych bransoletek, gdyż zakładają je na wiele publicznych spotkań. Celebryci noszą bransoletki Shamballa nie tylko by modnie wyglądać, ale także by podkreślić swoją osobistą duchowość.
 Źródło
Oczywiście też dorzucam kilka słów ze strony producenta:
Bransoletka shamballa najmodniejsza w tym sezonie w oryginalnym kolorze turkusowym. Bransoletka składa się z 9 ceramicznych kulek wysadzanych idealnie wyszlifowanymi cyrkoniami, 2 dużych kul hematytowych oraz 2 małych kulek hematytowych na zakończeniu sznurka do regulacji bransolety. Średnica kulek z kryształami ok. 7 mm.
Bransoletki shamballa bardzo efektownie wyglądają na ręce, są doskonałe na każdą okazję!
Bransoletka wykonana jest ze sznurka jubilerskiego zaplecionego węzłem makramowym płaskim, na końcach którego znajdują się 2 hematytowe kulki do regulowania rozmiaru.
Źródło
Wybrałam je, bo najzwyczajniej w świecie mi się spodobały. Jak tylko dostałam paczuszkę, od razu ją otworzyłam. Moim oczom ukazały się te właśnie cudeńka. Nie sądziłam, że będą wyglądały aż tak pięknie. Na żywo wyglądają o niebo lepiej niż na zdjęciach w sklepie. Od razu je założyłam. Bransoletki są solidnie wykonane, zapięcie jest regulowane, co bardzo mi odpowiada. Na moją rękę są idealne. Również na szerszą będą dobre, dzięki możliwości właśnie regulacji. Shamballa posiada nietypowy wplot koralików w sznurek co dodaje im uroku. Nie są 'zwyczajne', przez co odznaczają się od innej biżuterii. Bardzo przyciągają uwagę innych. Jedynym minusem przy zapięciu stał się fakt, iż w srebrnej rozplątał mi się minimalnie splot. Jednak po mojej interwencji wszystko już jest na cacy. :) Bransoletki darzę wielką miłością, gdyż ogromna ze mnie sroka. Ale najbardziej urzekły mnie w sztucznym świetle, co widać na ostatnim potrójnym zdjęciu. Wszystkie trzy robione są w sztucznym świetle. Przepięknie się błyszczą na różne kolory, zupełnie jak kryształki Svarovskiego. Jestem tym zauroczona *.* Nawet mojej mamie przypadły do gustu, na tyle, że wczoraj jedną mi zabrała (tzn. pożyczyła) :D Ale nie ma bata, ja ich nie oddam, nawet jak ktoś będzie próbował siłą :D Uwielbiam je <3 Niedługo pojawią się w zestawach :)

Dostępność/Cena:
Srebrna, Turkusowa  / 19,99 zł.

Jeszcze raz baaardzo dziękuję Pani Paulinie za udostępnienie mi tych cudeniek :) Fakt iż dostałam je nieodpłatnie, w żaden sposób nie wpłynął na moją recenzję :)

A Wam jak się widzą? :)

Błękitny miętusek (My Secret 148 Mint)

12 lipca 2013

Hej Słońca :)
Jak tam u Was? U mnie dzisiaj jakiś dzień taki nijaki. Najpierw wizyta u dentysty... Nie lubię tego. Ale jedyne co mnie wtedy ucieszyło to "Zapraszam za pół roku do kontroli." :D Wszystkie ząbki zrobione :) W drodze powrotnej dopadła mnie ogromna ulewa. A ja geniusz oczywiście bez parasolki... Pod drzewami nie było się jak schować, bo tak czy siak kapało. Doleciałam do miejsca gdzie mogłam się schować i nie moknąć. Ale musiałam jeszcze lecieć na pocztę. Myślę sobie, bez parasola, w dodatku cała przemoczona nie dam rady... Z pomocą przyszła moja młodsza siostra, która doniosła mi parasolkę i razem wróciłyśmy do domu. Tam musiałam się przebrać i lecieć na tą pocztę. Oczywiście jak już wychodziłam z niej, deszczu ani śladu... ;/ Na pocieszenie pomalowałam sobie pazurki moim ostatnio ukochanym lakierem. :) 
Jak tylko dostałam od Gosi z Herself&I paczuszkę z wygranego rozdania, od razu przepadłam i zakochałam się w miętowym lakierze. Jednak nie byłam w stanie znieść takiego czasu schnięcia. Postanowiłam więc znaleźć inną alternatywę. Wtedy zauważyłam na blogach (ahh, blogi to zuo :D) lakier od My Secret. Wyglądał prawie identycznie jak ten gagatek stojący na mojej półce. Musiał więc wpaść w moje łapki. I wtedy przepadłam... Co prawda nasza miłość jest nieco burzliwa, ale jestem mu w stanie wybaczyć. Zresztą, zapraszam do recenzji :)
My Secret 148 Mint. Buteleczka standardowa dla lakierów tej firmy. Kwadratowa, dosyć szeroka. Zawiera w sobie całe 10 ml lakieru. Czasem to minus, gdyż zanim zdążymy go zużyć, będzie nadawał się do wyrzucenia. W tym przypadku jestem niemal pewna,że zużyję go do końca i taką ilość zaliczam na plus. Szata jest typowa dla firmy. Prosta, nieprzesadzona. Zwraca na siebie uwagę w drogerii. Pędzelek jest okrągły, równo ścięty. Co prawda jest dosyć mały, a trzonek króciutki, jednak coś kosztem czegoś. W takiej małej buteleczce znajdziemy aż tyle emalii, więc i pędzelek musiał być mniejszy. Jednak mi to problemów nie sprawia. Moja płytka jest nieduża, więc maluje się nim całkiem dobrze. Przy większej i szerszej płytce może być z tym problem. Niestety małym minusikiem jest również kanciasta zakrętka. Ciężko się przez to operuje, ale da się przyzwyczaić. Dokręca się wszystko do końca, dzięki czemu mamy pewność, że nie wyschnie zbyt szybko.
Miłością pałam do niego wielką, właśnie za kolor. Niestety romans ten jest burzliwy, gdyż na zdjęciu widzicie AŻ trzy warstwy. Do pełnego krycia (bez smug i prześwitów) potrzebne są trzy cienkie warstwy. Nie wystarczą nawet dwie grubsze. Muszą być trzy cienkie i już. Buntuje się cholernik mały. I gdyby nie ten fakt, byłby moim ulubieńcem. Schnie bardzo szybko. Ja należę do osób bardzo niecierpliwych, a ten lakier nie sprawił w tej kwestii kłopotów. Gdyby schnął dłużej, nie polubili byśmy się. Wytrzymuje na moich paznokciach trzy dni. Zauważyłam trzeciego dnia mały odprysk (ale tylko ze względu na prace domowe). Na mojej płytce jest to naprawdę nie lada wyczyn. Pod koniec trzeciego dnia (czasem czwartego) dopiero zaczynają ścierać się końcówki. I to nie jakoś mocno. Za to go uwielbiam. Kolor jest trudny do uchwycenia. Na zdjęciach wyszedł ciut za jasny (ale nie dużo). Producent sugeruje,że jest to mięta. Nie jestem tego do końca pewna. Jak wiadomo, mięty są dwie :D Ta z większą ilością zielonych tonów, oraz ta druga, z większą ilością tonów niebieskich. Miętka od My Secret to zdecydowanie ta druga, niebieska mięta. Czasem mam wrażenie,że jest to błękitek. Zależy od światła :) Niemniej jednak ja z tego powodu nie rozpaczam, gdyż właśnie taką miętę lubię. Ta pierwsza mnie jakoś nie zachwyca.
Jestem bardzo na tak. Jeśli szukacie niebieskiej mięty, polecam jak najbardziej :)

Dostępność/Cena:
Drogerie Natura / 7,99 zł

Miałyście? Polecacie może jakieś inne lakiery? :)

White&Jeans.

10 lipca 2013

Heloł :)
No to lipiec zaczął się pełną parą. W końcu jakieś normalne wakacyjne temperatury ^^ Do tego wczoraj moja mama robiła porządki w swojej szafie i wpadło mi kilka ciekawych rzeczy :D M.in. dwie spódnice maxi czy kilka ciekawych bluzeczek. Już mam nawet pomysły jak je zestawić :) Tak więc spodziewajcie się mnóstwo zestawów :D A swoją drogą, dawno nie było jakiegoś zestawu, co? :D Dzisiaj przychodzę to nadrobić. Najprostsze zestawienie z możliwych ^^ Zwykła biała koszulka, do tego genialna maxi z wymiany w której zakochałam się jak tylko zobaczyłam ją na zdjęciach. I jak wiadomo, kilka dodatków :) Enjoy! :)
BLUZKA blouse: no name | SPÓDNICA skirt: no name | BUTY shoes: no name | TOREBKA bag: Yamira | BRANSOLETKA bracelet: Clothingloves | KOLCZYKI earrings: no name  | WISIOREK pendant: łańcuszek+przerobiony kolczyk
Jak Wam się widzi takie zestawienie? :P

Tag - Mój zwierzęcy przyjaciel.

8 lipca 2013

Hej :)
Jak tam u Was? :) U mnie wakacje pełną parą :D W końcu mogłam się spotkać z przyjaciółkami. Do tego planujemy z moimi rodzicami i N. wypad nad morze :) Trzymajcie kciuki, żeby to wypaliło :D Ostatnio u Agaty podpatrzyłam ciekawy tag. O ile już dawno odpuściłam sobie tego typu posty, o tyle ten tag mnie zaciekawił :) Pewnie część z Was już wie o co w nim chodzi. :) Wszystkich chętnych zapraszam do wstawiania takiego tagu u siebie :) Przesyłajcie mi linki w komentarzach, z chęcią poczytam o Waszych pupilach :)
1. Jak nazywa się twój zwierzak?  
Imię wybrał sobie sam. Jak był malutki, każdy z rodziny wybrał mu inne imię. Zrobiliśmy więc cztery karteczki z imionami i zawinęliśmy je. Położyliśmy na podłodze i puściliśmy psiaka. Jak złapał jedną karteczkę z imieniem to nie chciał jej oddać. I tak został Tobim :D
Tak wygląda jak usłyszy dźwięk otwieranej lodówki... :D
2. Jakie to zwierzę i jakiej jest rasy?
Ponoć York :D Dlaczego ponoć? Wydaje mi się,że jest za mądry jak na typowego Yorka... :D 
3. Jak długo jest już z Tobą?
Tobi jest z nami już półtora roku.
4. Jak znalazł się w Twoim domu?
Tego się nie da zapomnieć ^^ Ale od początku. Moi rodzice od zawsze wzbraniali się przed kupnem psa. "Nie, bo nie.", "Bo mieszkanie nieodpowiednie dla psa.". Ale któregoś dnia moja świętej pamięci babcia powiedziała,że rodzice chcą kupić psa. Nie uwierzyłam, dopóki nie pokazała mi legowiska i torby przenośnej, które schowane były u niej w domu. Rodzice już wiedzieli,że suczka znajomego się oszczeni i 'zaklepali' jednego szczeniaczka. Jak tylko mógł być odsunięty od matki, trafił do nas. Dokładnie w Wigilię, pod choinkę ^^ Najwspanialszy prezent pod słońcem :) Pamiętam to jak dziś. Przebudziłam się wczesnym rankiem, bo widziałam,że rodzice gdzieś wychodzą. Po niedługim czasie wrócili z malutką kuleczką.
5. Ile ma lat?
Nieco ponad półtora roczku.
6. Co jest dziwnego w charakterze Twojego zwierzaka?
Dużo rzeczy :D Bardzo szybko uczy się komend (umie już prawie wszystkie ^^), a jak na Yorka to dziwne. Jak ma założony kaganiec, to położy się w jednym miejscu i patrzy się dokładnie jak kot ze Shreka. Byle mu tylko zdjąć. A jak mu się zdejmie to cieszy się i jest znów łobuziakiem :D Jak jeździ z nami samochodem, to musi siedzieć mojemu tacie na kolanach i kierować. Dosłownie, położy łapki na kierownicy i wtedy jest spokojny. Jeśli nie damy go tam, piszczy, szczeka i biega po całym samochodzie... Boi się kąpieli. Jak tylko usłyszy dźwięk nalewanej wody do miski, ucieka gdzie się da. Raz schował się pomiędzy moim łóżkiem a biurkiem (jest taka niewielka szczelina).
7. Co Twoja relacja ze zwierzakiem dla Ciebie znaczy?
Bardzo dużo. Jest takim moim Słoneczkiem, które zawsze poprawi mi humor :)
8. Najmilsze wspomnienia związane z Twoim zwierzakiem?
Tutaj też mogła bym długo pisać. Zawsze jak wracam do domu (nieważne, czy wyszłam na 10 minut czy na cały dzień) wita mnie tak samo. Cieszy się jak nie wiem co. Uwielbiam jak już czeka na klatce i merda tym swoim małym ogonkiem. Uwielbiam też jak wskakuje na moje łóżko i kładzie się w nogach. Wiem,że czuje się wtedy bezpieczny. Kiedyś też jak był malutki, ja siadałam po turecku na podłodze, on przychodził, wchodził mi na nogi i zasypiał... :)
9. Jak nazywasz swojego zwierzaka? 
Tobi, Tobiasz, Tobiś, Tygrys, Rysiek, Ryszard, Łajza, Tygrysek, Choć masz (tak... jak nie chce przyjść, wołam go w ten sposób i jest ekspresowo).
Zapraszam Was do wykonania tego tagu :) Podsyłajcie mi linki w komentarzach, z chęcią poczytam o Waszych pupilach :) Wraz z Tobisiem przesyłamy ogroooomne buziaki dla wszystkich odwiedzających :* :)